Nowi kompanii

23 0 0
                                    

Od uratowania planety Kwiatów i ich mieszkańców minęło już trzy miesiące. Jestem na tej planecie Strażniczką. Zmienili nawet nazwę tej planety. Jest to teraz planeta Strażniczki Halliwell. Mamy swoją własną planetę jeeeeej!!!!!!! W ten sposób źli kosmici wiedzą, żeby je nawiedzać tej planety, bo spotka ich mój gniew.....
Teraz byliśmy na Ziemi w XI wieku, gdzie pomagałam czarownicom zabić Zankou. Ale i tak to nic nie da. Same Źródło musi go uwięzić na bardzo długo. Oczywiście demon zainteresował się mną i moja mocą, co mnie nie dziwi. Parę razy próbował mnie zabić, ale mu się nie udało. Czarownice pomagały mi zrobić eliksiry z moich Ksiąg i korzystały ze swich, ale były bardzo słabe, dlatego robiliśmy z moich.
W pewnej chwili do naszej chatki weszła pewna kobieta. Wyczuwam od niej ogromną moc, podobna do mojej. Miała ciemną karnację, kręcone brązowe włosy i czarne jak węgiel oczy. Patrzyłam na nią z zainteresowaniem.
- Wyczuwam tu Czarodziejkę Żywiołów ??- rzekł donośnym głosem
- Tak, to ja - odparłam odchodząc od stolika - Czuję, że masz moce podobne do moich. Jak cię zwą?
- Jestem Isabella.
To imię coś mi mówi, ale nie wiem dokładnie co.
- W jaki sposób chcesz nam pomóc? - spytałam podchodząc do stolika, a ona że mną.
- Trzeba nawiązać sojusz z demonami. W ten sposób pokonamy Zankou. Ty o tym dobrze wiesz.
- Tak. Tylko skąd o tym wiesz?
- Wiem wszystko. Mogę ci pokazać, jeśli chcesz.
Wyciągnęła do mnie ręce. Chce mi przekazać swoją wizję. Chwyciłam ją pewnie za dłonie, zamknęłam oczy i zobaczyłam wszystko. Jak Źródło zamyka go w kraterze w Podziemiu na wieki. Zrobił to razem ze mną. Ja czytałam zaklęcie po angielsku, a on po łacinie. Otworzyłam oczy i szepnęłam.
- Dziękuję...

Uwięziliśmy tego demona w kraterze, które razem ze Źródłem stworzyłam. Na początku mi nie ufał, ale jak pokazałam wizję jego Wieszczce, to mi uwierzył. Zrobiliśmy to bardzo szybko, a zaklęcie było na tyle mocne, że zamiast czytać je trzy razy, zrobiliśmy to tylko raz. Pożegnaliśmy się dość chłodno, ale obeszło się bez rzucania kulami ognia  w siebie. Ja ten czas Rose i Doctor byli w TARDIS w środku lasu. Tam byli bezpieczni, bo pobłogosławiłam te miejsce swoją krwią. Szłam w ich stronę spacerkiem, kiedy ktoś do mnie podszedł. To była Violetta, jedna z czarownic. Bardzo ją polubiłam. Jest miła i chłonie wiedzę jak gąbka.
- Dziękujemy ci za pomoc, Czarodziejko. Jak mamy ci się odwdzięczyć?
- Niczym. Przekażcie tylko przyszłym pokoleniom czarownic to, co wam przekazałam i różnoście dobro innym ludziom. Jak się nazywasz?
- Violetta Warren.
Pobladłam. To jest prapraprababcia Charlotte Warren. Wiedziałam, że ona też była czarownicą, tylko bardzo późno odkryła swoją moc. Ona była bardzo podobna do cioci Prue, tylko oczy miała brązowe.
  - Coś się stało? Strasznie pobladłaś.
- Myślę, że jesteśmy rodziną - powiedziałam poważnie.
Teraz ona pobladła. Miałam jej powiedzieć, ale Rose krzyknęła że statku.
- Patricia, chodź wreszcie. Czeka nas kolejna misja.
Zrobiłam wielkie oczy i nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Piękne imię. Już wiem, jak nazwę swoją córkę a przyszłości - rzekła z uśmiechem babcia.
Odwzajemniłam go. Przytuliłam się jeszcze do niej i szłam w kierunku statku. Miałam wchodzić, ale jeszcze mnie zawołała
- Uważaj na siebie!
- Będę obieee......aaaaaaa......
Krzyknęłam, bo wleciała do środka piękna sowa

Krzyknęłam, bo wleciała do środka piękna sowa

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

I wbiegł równie piękny lis

Zamknęłam drzwi i patrzyłam na nie zdziwiona

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Zamknęłam drzwi i patrzyłam na nie zdziwiona. Lis zaczął się do mnie łasić, a sowa usiadła na moim barku.
- Co tu się dzieje? - spytał Doctor wchodząc do góry.
Gdy mnie zobaczył, to się roześmiał. Pewnie z wyrazu mojej twarzy, która wyrażała zdziwienie jak i strach. Rose mu zawtórowała.
- To nie jest śmieszne, tylko troszkę straszne, że zwierzęta leśne się do mnie łaszą - rzekłam głaszcząc niepewnie sowę po głowie.
- Lis ma jakąś obróżkę - zauważyła Rose. Nachyliłam się nad losem, na co ptak sfrunął na poręcz. Ma obróżce ma insygnia żywiołów. Spojrzałam na sowę, która ma nóżce tę samą obróżkę i te same znaki. To może oznaczać tylko jedna.
- One zostają ze mną. To są moi kompani.
Poklikałam po moim interfejsie w zegarku i pokazałam im stronę o kompanach.

Poklikałam po moim interfejsie w zegarku i pokazałam im stronę o kompanach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przeczytali  notatkę o nich. Doctor powiedział tylko jedno.
- Ty po nich sprzątasz.
  - Wiem. Więc sowę nazwę Clever, a lisa Instinct - rzekłam robiąc im zdjęcie - Witajcie w rodzinie, moi kompanii.

Wiem, możecie mnie zabić. Za długo nie wystawiałam rozdziału, bo szykuje się do wyjazdu do Czech na pół roku. Spokojnie, będę coraz częściej wstawiać rozdziały. Zapraszam was na mojego Instagrama. Mój nick to Klaudia.nowak148
😙😙😙😙😙😙😘😘😘😘😘😘😘

Czarodziejka i Doctor Who - początekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz