ROZDZIAŁ VII - Wigilia

63 5 3
                                    

Dzisiaj Wigilia. Dzisiaj powinienem przeczytać kolejny wpis. Nie mam na to ochoty.  Za każdym razem jak czytam wpis pojawia się ON. Mam mu pomóc, a mnie gnębi! Stałem się kupką nieszczęść jeszcze większą jak byłem. Cierpię na lęki. Byle jaki szelest, trzask, a moje serce bije tak mocno i szybko jakby miało za chwilę wylecieć.

Po długim czasie zebrałem się i wyszedłem z sierocińca. Udałem się na cmentarz. Stałem pod starą wierzbą patrząc na nagrobki. Zapaliłem czerwone znicze będące postaciami Mikołajów, a w wazonach postawiłem gwiazdy. To takie kwiaty. Stanąłem i westchnąłem puszczając parę z ust. Mróz, który odwiedził nas w nocy zrobił spustoszenie, a teraz szczypie. Nie czuję palców. Nie mam rękawiczek.

- Wesołych świąt mamo i tato - powiedziałem cicho. Brakuje mi ich. Szczególnie teraz. Nie będę płakał, nie mogę. 

Nagle ktoś stanął obok mnie i złapał mnie za zmarzniętą rękę. To może być tylko jedna osoba...

- Zamarzniesz - powiedział Kwon i założył na moje zaczerwienione ręce swoje rękawiczki.

- Trudno - powiedziałem nawet na niego nie spoglądając.

- Dbaj trochę o siebie, Leehan - powiedział do mnie ciepło.

- Nie zrozumiesz mnie - szepnąłem.

- Tak uważasz? Ja w to wątpię.

- Kwon, przestań... - zabrałem dłonie, które dotychczas trzymał chłopak w swoich.

- To ty przestań - powiedział stanowczo i uniósł mój podbródek bym spojrzał na niego. - Dzisiaj Wigilia. Nie odtrącaj pomocnej ręki. Nie kłóć się ze mną. Chociaż dzisiaj. Chodź ze mną... Nie będziesz sam w święta.

Wziął mnie za rękę, lecz ją odtrąciłem. Szedłem za nim. Pada śnieg. Będą białe święta. Super. Nim się obejrzałem siedziałem z nim przy stole. Tyle tego... 

- Nie ma twoich rodziców? - spytałem.

- A wiesz... Wyjechali na parę dni razem. Ojciec oświadczył się w Wigilię. Świętują to.

- Aha... - tylko tyle z siebie wykrztusiłem. Więc jesteśmy sami. P I Ę K N I E... Czujcie ten sarkazm. Jest mocny. 

W czasie naszej wspólnej wieczerzy nie jadłem zbyt wiele. Szczerze, to nic nie zjadłem. Zbytnio się wstydzę. Po śmierci rodziców musiałem sobie jakoś radzić, a teraz nagle jest taka jedna osoba, która mi chce pomagać i być blisko, co jest dla mnie czymś czego nie pojmuję!

- Chodź i przestań tyle myśleć - powiedział z wyciągniętą do mnie ręką. Kiedy on tu się znalazł? Nawet nie zauważyłem. Spojrzałem na jego dłoń.

- Gdzie chcesz iść?

Nie ufaj wszystkim... O twoich problemach niech nie wie nikt, nie zdradzaj nic... Ja pierdziele! Kraina lodu w sumie. Może jeszcze w kiecce zacznę latać z długim warkoczem i śpiewać, że mam moc?! 

- No jak to po co? Prezenty! - powiedział z entuzjazmem. Prezenty? 

Pociągnął mnie ze sobą. Stanęliśmy przy ładnie przystrojonym drzewku. Spojrzałem w kierunku stołu. Siedzą tam. Nie wiem kto to, ale to duchy. Odwróciłem wzrok. Chłopak podał mi sporą paczkę mówiąc "Dla ciebie".

- Emmmm... Ale... Ale ja nic dla ciebie nie mam - spojrzałem w jego oczy. 

- Nie szkodzi, Leehan - pogłaskał mnie po policzku. - Odpakuj! Zobacz co to! -Jego oczy przypominają oczy dziecka. Piękne, dość duże błyszczą i odbijają światełka choinkowe, tym samym wywołując u mnie wrażenie, że w jego oczach są najprawdziwsze gwiazdy. Nie zrobię mu przykrości. 

Usiedliśmy na podłodze. Odwiązałem błękitną wstążkę, a następnie powoli rozrywałem pokryty wzorkiem w gwiazdki papier. Gdy to zrobiłem zobaczyłem sporych rozmiarów karton. Taśma? Odkleiłem ją. Spoglądałem kątem oka na chłopaka, który chyba był bardziej podekscytowany niż ja. Otworzyłem karton. Wow... Pluszowy miś z serduszkiem z napisem "Kocham cię". Urocze. Nie mogłem nie uśmiechnąć się pod nosem. To naprawdę słodkie. Jak na to, że nie lubię tego rodzaju prezentów i gestów to to było słodkie. Patrzyłem na kolejne rzeczy. Bombonierka, rękawiczki z czapką. O! Kolejne pudełeczko! Otworzyłem je i mnie zatkało. W środku była bransoletka.

- Gdzie ją kupiłeś - spytałem oglądając ją z każdej strony. Na blaszce było napisane "You never walk alone", a po drugiej stronie było jego imię wraz z napisem "Kocham cię Leehan". Nigdy w życiu bym nie podejrzewał, że coś takiego mi się wydarzy. 

- Blaszki zrobiono na zamówienie, a resztę sam zrobiłem. - powiedział.

- Mądry, przystojny brzydal, pomocny, dobry, opiekuńczy... Czy ty musisz być pieprzonym ideałem? - spojrzałem na niego niemal płacząc.

- Nie jestem ideałem. Mam wiele wad. Co prawda nie mam takich demonów jak ty, ale nie jestem idealny. Nie potrafię sprawić byś się uśmiechnął i nie umiem załagodzić twojego cierpienia, bądź pozbyć się go. - przyciągnął mnie do siebie i przytulił.

- Kwon... Co to ma wszystko znaczyć? Dlaczego to robisz?

- Robię to dla ciebie - odpowiedział, trzymając dłoń na moim policzku i głaszcząc go kciukiem. - Dla ciebie Leehan. Zrozum, że nie jestem chujem i nie jestem wyłącznie kujonem. Naprawdę cię kocham.

Jezu. Czuję się dziwnie. Wziął moją rękę i położył ją w miejscu gdzie znajduje się jego serce. Przez cienką bluzkę czułem jak bije.. Musi być duże i silne. 

- Czujesz? Ono bije dla ciebie...

Dla mnie... 

Spojrzałem na niego. Milczałem.

- Leehan, błagam powiedz coś, zareaguj! Cokolwiek! - On się czegoś boi? 

Przypomniałem sobie wszystko. Nigdy nie byłem sam. Zawsze on był obok mnie i starał się pomagać. Dlaczego dopiero teraz to dostrzegłem?! Byłem tak cholernie ślepy.
Chłopak założył mi bransoletkę. 

- Leehan...? - zawołał mnie niepewnie by sprowadzić mnie z powrotem na ziemię. 

Spojrzałem na niego. Otwierał usta by znów coś powiedzieć. Nie pozwoliłem mu na to, ponieważ pocałowałem go. Odwzajemnił pocałunek lekko zdziwiony. Po chwili oderwał się od moich ust.

- Ale Lee... - położyłem palec na jego ustach.

- Nic nie mów - wyszeptałem i ponownie złączyłem nasze usta. Objąłem go za kark. W zamian objął mnie w pasie. Raz się żyje. Pogłębiłem pocałunek i wplotłem palce w jego włosy. Gdy zabrakło nam powietrza oderwaliśmy się na siebie. Jednak on zaczął całować mnie po szyi. Odchyliłem głowę. Po chwili oparliśmy nasze czoła o siebie.

- Dzięki tobie dzisiaj się uśmiechnąłem - wyszeptałem.

- Kocham cię, Leehan..

- Cicho bądź... Wiem - uśmiechnąłem się. 

Lada moment ponownie się całowaliśmy. Mruknąłem i pogłaskałem go po torsie. On zsunął ręce na moje pośladki. Nim się obejrzeliśmy szliśmy na górę.

***

Kolejnego dnia obudziłem się w jego objęciach, tuż obok niego. Westchnąłem i uniosłem się pomagając sobie przy tym rękoma. Przetarłem oczy. Spojrzałem na Kwona. Pocałowałem go w kark na co zareagował. Mruknął i przebudził się. Uśmiechnął się do mnie.

- Nie uciekłeś? - zapytał mnie głaszcząc mnie po boku.

- Nie mam jakoś ochoty uciekać.

Pamiętnik samobójcy [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz