Mocarne drzwi otworzyły się i ukazały swoje wnętrze. Moją otwartą ze zdziwienia buzię zamknął chłopak i pociągnął mnie do środka. To była naprawdę pokaźnych rozdziałów biblioteka. Regały sięgały sklepienia, a drewniane półki niemal uginały się od ciężaru książek. To prawdopodobnie zbiór dziejów i opowiadań, który był tutaj przecjowywany dla kolejnych pokoleń. Pomimo tego, że nie lubię takich miejsc i kojarzą mi się zazwyczaj z biblioteczką w mojej podstawówce, to tu podobało mi się. Byłem ciekawy ile wiedzy muszą skrywać te stare, pożółkłe kartki. Jednak... Imponująca ilość tej skarbnicy wiedzy równa się z ilością ksiąg, które muszę przeczytać. Przecież to zajmie nam wieczność!
- Wyskoczyłem z pomysłem by troszkę tu pozmieniać... Chciałem drewniane półki na metal zamienić, a przynajmniej ponaklejać takie naklejeczki z tytułem książki. Wtedy odkładano by je na miejsce. Conajmniej tyle - mówił z wyrzutem.
- Te naklejki to dobry pomysł. Jednak drewniane półki tworzą klimat, którego nie odtworzysz jak będzie tu metal.
- To była propozycja, a oni odrazu wyskoczyli, że nie szanuję przodków.
- Wiem, że nie chciałeś źle, skarbie -pogłaskałem go po ramieniu - pocieszyłem go - Jezu... Jak my znajdziemy tą odpowiednią książkę?
- Szukaj mnie... Cierpliwie dzień po dniu... - nucił pod nosem chłopak. Zirytowany uderzyłem go w ramię - Ała! Za co to?!
- Dobijasz!
- Taki mały, a jaki agresywny! - zaśmiał się.
Warknąłem i poszedłem do jednej z półek. Odechciało mi się wszystkiego. Mogę wyjść już? I'm done. Nagle przez moje ciało przeszedł dziwny prąd, który ciągnął mnie w pewne miejsce.
- A ty gdzie? Tam nie ma książek o magii - wyprostował się.
- Coś mnie ciągnie... Muszę to sprawdzić - powiedziałem i podążałem za tym prądem. Po chwili zatrzymałem się przed pewnym regałem, z którego wprost na moją głowę spadła książka oprawiona w czarny aczkolwiek przyjemny w dotyku materiał. Podniosłem z ziemi przedmiot i otworzyłem na pierwszych stronach. Przeczytałem pare zdań. To to...
- Haru! Mam! - krzyknąłem i pobiegłem do niego z książką. Pokazałem mu ją z uśmiechem - Widzisz? Sama przyszła. Dobra dziewczynka - pogłaskałem książke dla śmiechu, lecz ta ożyła! Wystraszony wypuściłem ją i upadła na ziemie. Zaskomlała jak pies i schowała się. Westchnąłem i kucnąłem.
- Ej... Przepraszam... Wystraszyłem się... Chodź do mnie. Nie zrobię ci nic. Do nogi~ - po pewnych oporach wyszła i powoli się do mnie zbliżała - No dawaj - zakasklałem z uśmiechem. Przybiegła do mnie. Pogłaskałem ją - No już... Jest wszystko dobrze.
- Jak pies... - skomentował mój chłopak, a nowa przyjaciółka zawarczała na niego.
- Obraziłeś ją - podniósł tylko ręce w obronnym geście - Nazwijmy ją - podniosłem ją na rękach.
- Możemy, ale jak?
- Hmm.. - zastanowiłem się chwile - Może Karteczka? Pasuje ci? - spotkałem się z zadowoleniem u "zwierzaczka" - No i super. Ja ją adoptuje, a ty musisz przeżyć bo mieszkasz ze mną - pokazałem mu język i ruszyłem z Karteczką.
- Wiem, że nie mam wyjścia - podbiegł i złapał mnie za rękę - Pozatym tędy nie wyjdziesz... Musimy inną drogą - pociągnął mnie w drugą stronę.
Niestety to wyjście okazało się być dla mnie trudne. Nienawidzę wspinaczki, a teraz jestem zmuszony wspinać się. Stanowczo protestowałem, ale to jedyne wyjście. Westchnąłem. Nie dam rady no! Nie widzę siebie, który wspina się. Nope! Jednak i tak próbowałem. Po chyba dwugodzinnych zmaganiach znaleźliśmy się na powierzchni. Uciszyłem Karteczkę, ponieważ szczekała. Cichcem wróciliśmy do domu. Postawiłem nowego lokatora na podłodze. Ten zaczął biegać. Prześmignął koło naszych nóg, na co zaśmiałem się.
- Kartka! Do nogi! - jak tylko przyszła otworzyłem ją i zacząłem szukać informacji. Niby mam magiczne zdolności, lecz nie wiem jak ich używać. Muszę mieć różdżkę jak Harry Potter? Nic, a nic nie wiem. Znam jeden sposób jak mogę to sprawdzić. Poprostu rzucę zaklęcie! Genialne, nie?! Szukałem jakiegoś zaklęcia, które by nadało się.
- Pomóc ci? - usłyszałem znajomy głos.
- Junglee! A raczej mamo... - siedział obok mnie - Masz mi wiele do wytłumaczenia...
- Wiem... Ale najpierw pomogę ci.
Po drobnej pomocy nadszedł czas rozmowy. Junglee nie był zbyt skory do mówienia i wstydził się. Wciąż nie rozumiałem dlaczego on to wszystko zrobił. Dlaczego ten pamiętnik pisał? Dlaczego od początku mi nie powiedział, że jest moją matką. Widocznie po przemyśleniu Jung stwierdził, że to nie ma już sensu.
- Nie kłamałem, mówiąc, że przed tobą wielu próbowało mi pomóc - rozpoczął swój monolog - Po swojej śmierci czuwałem i tak nad tobą. Nie chciałem mieszać cię w to... Lata mijały, lecz każdy nie dawał rady, a ty rosłeś.... W pewnym momencie nie miałem innego wyjścia jak poprosić cię o pomoc. Walczyłem sam ze sobą, ponieważ nie chciałem by mojemu maleństwu krzywda się stała. Wiem, że bywałem przerażający... Przepraszam synku... Za wszystko... Potem powoli rozwiązywałeś mój problem... Powtarzałeś moją historię... Wtedy, co zlikwidowali twoje dziecko, to wkurzyłem się! No dobra, wkurwiłem... Byłeś słaby więc z łatwością zapanowałem nad twoim ciałem. Zabiłem ich co do joty... Każdego... Bo skrzywdzili moje maleństwo. Teraz walczysz z potężnym przeciwnikiem... Masz po ojcu zdolności magiczne. Władaniem nad nimi nauczysz się wyłącznie od niego. On wie, że musi odpokutować swoje czyny więc traktuj go łagodnie... Przyślę go do ciebie... Ja mu wybaczyłem... A! A co do Monoharu... Przekaż mu by nie martwił się tyle bo jego modlitwy zostały wysłuchane - uśmiechnął się i zniknął. Pozostawił mnie, zastanawiającego się nad jego słowami. O co Monoharu mógł się modlić?
CZYTASZ
Pamiętnik samobójcy [Zawieszone]
RandomŻycie siedemnastoletniego Leehana było normalne... A przynajmniej jego zdaniem. Nie pamięta swoich rodziców, od małego wychowywał się w domu dziecka. Pewnego dnia wszystko dla niego się zmienia gdyż znajduje pewien dziennik, który okazuje się być pa...