ROZDZIAŁ VIII - O krok od śmierci

58 7 1
                                    

Obudziłem się rano. Okno było zasłonięte przeze mnie, przez co w pomieszczeniu panował delikatny mrok. Usiadłem na łóżku. Przetarłem oczy i podniosłem się. Odsłoniłem okno. Cholera! Słońce mnie razi!
Gdy przyzwyczaiłem oczy do światła, wyjrzałem przez okno. Wiosna... Pączki rozkwitają, a na drzewach rozwijają się małe pączki. Kwiaty kwitną sprawiając tym samym, że okolica nabiera barw, a świat staje się złudnie piękniejszy.

Piękniejszy... Podczas gdy na świecie wciąż jest cierpienie, ból i inne zmory. Różne zbrodnie. A to matka zabiła swoje dziecko, a to ktoś kogoś zgwałcił, kolejny pijany kierowca kogoś zabił, ponownie motocyklista stał się dawcą organów. Wszędzie jest śmierć. Ona jest przyjacielem wbrew temu co ludzie myślą. Każdy się jej panicznie boi, a ja? Ja nie. Tyle już widziałem na oczy w swoim życiu. O ile jest to życie... 

Przeczesałem włosy palcami. Dziś jest ten dzień. Ogarnąłem się i zebrałem swoje nieliczne rzeczy. Wkrótce wyrzucono mnie za drzwi. Spojrzałem na znienawidzone miejsce. Opuszczam to miejsce z ulgą, lecz teraz nie mam gdzie się podziać. Majątku nie mam, by nawet cokolwiek wynająć.
Zatrzymałem się na ławce. Usiadłem tam. Zastanawiałem się co mam zrobić. Dobrze, że jest wiosna, później lato. Może w tym czasie znajdę coś dla siebie. Mam taką nadzieje.
Siedziałem tam nawet nie wiem do której godziny. Nie mam zegarka, a telefon to szkoda gadać. Prawie tam zasnąłem. Powinienem czegoś poszukać by gdzieś się zatrzymać, w bezpiecznym miejscu, gdzie nikt mnie nie znajdzie i nie zabierze mi rzeczy.
Podciągnąłem nogi i złapałem je rękoma. Westchnąłem. Zaburczało mi w brzuchu. Cudownie... Wspaniale... A ja nie mam co zjeść, a tym bardziej nie mam pieniędzy na jedzenie. Jeżeli jakoś tego nie rozwiążę, to wkrótce umrę z głodu. Może będzie tak lepiej... 
Gdy tak kontemplowałem temat swojego losu i kolejna osoba przeszła obojętnie obok mnie, westchnąłem. W końcu ktoś zatrzymał się obok mnie. Huh?

- Leehan? - powiedział ktoś. Ja znam ten głos. Uniosłem głowę.

- Kwon? Co ty tu robisz?

- To ja powinienem zapytać się ciebie. Co się stało? Dlaczego siedzisz tutaj z całym dobytkiem, hm? - usiadł obok mnie.

- Norma w domu dziecka. Masz osiemnaście lat to wypad. A jak sobie poradzisz to twoja sprawa - burknąłem.

- No tak. Masz dzisiaj urodziny...

- Nie składaj mi życzeń - przerwałem mu.

Nie złożył ale mnie przytulił. Przytuliłem go lekko. Miło było znowu poczuć to ciepło.

- Nie masz gdzie iść? - spytał. Głupie pytanie.

- Nie no co ty. Za chwile będzie tu książe na białym koniu i mnie stąd zabierze. - powiedziałem wkładając w to zdanie dużą dawkę sarkazmu. - W jakim świecie ty żyjesz? To chyba oczywiste że nie mam. Nie każdy ma farta. Nie każdy ma rodzinę.

- Przestań! Masz do mnie pretensje o to, że nie masz nikogo i jesteś sierotą! - wstał wkurzony. - Że nikt cię nie lubi! Zasłużyłeś sobie na to! Dupy dajesz każdemu?!

Patrzyłem na niego zaskoczony. Uderzyłem go mocno. W oczach momentalnie zagościła mi iskierka bólu. Chyba zdał sobie sprawę z tego, co zrobił.

- Jezu... Leehan jaaa... Ja przepraszam. Wcale tak nie myślę! Ja ko...

- Zamknij się! - wrzasnąłem. - Zamknij tą mordę jebany kłamco! "Kocham cię"...?! Szastasz sobie tymi słowami! Narobiłeś mi nadziei... Nienawidzę cię! Nie chcę cię znać! - wyciągnąłem z niewielkiej torby rzeczy od niego. Wcisnąłem mu je do rąk. - Wsadź je sobie w dupę! - Zabrałem to co zostało i ruszyłem. Co za kutas. Chuj jebany! Nienawidzę go!

- Leehan! - krzyczał za mną.

Nie spojrzałem nawet na niego. Szedłem do lasu. Rzuciłem wszystko na ziemie. Pamiętnik otworzył się na jednej z stron. Był tam wpis. Nie zwróciłem na niego uwagi.

- Wyłaź! - krzyknąłem w lesie w tym samym miejscu gdzie spotkałem tę duszę. - Wyjdź z ukrycia debilu! Nie chce tego ciągnąć! Nie mam zamiaru ci pomóc! Radź sobie sam!

Nic się nie działo. Cisza jak makiem zasiał. Choć myślę, że swoim krzykiem przepędziłem masę zwierząt.

- Tchórz! - wrzasnąłem na całe gardło. - Radź sobie sam chuju. Ja odpadam - splunąłem na ziemię obok dziennika. 

Nagle kartki zaczęły się szybko przewracać. Co jest? Wiatru nie ma... Usłyszałem ryk. Chyba będę martwy.
Czułem strach. Naprawdę się bałem. Wziął on nade mną górę. Wiem, że nie powinienem uciekać, ale to zrobiłem. Uciekałem, biegłem szybko, najszybciej jak mogłem. Nie wiem co mnie goni. Wiem, że to nie człowiek. Jednak... To też nie zwierzę.
Skakałem przez wystające korzenie, przedzierałem się przez chaszcze. To coś było coraz bliżej, śledziło mnie, podążało moim tropem. Nagle przyszpiliło mnie do drzewa. Trzymało mnie za szyje i podduszało. To on...

- Obiecałeś - powiedział powoli i wściekły. - Zrozum! - mocniej przycisnął rękę.

Coraz trudniej mi było oddychać. Moja skóra przybierała fioletowawą barwę, a przed moimi oczyma pojawiały się mroczki, czarne plamy i delikatnie rozmazany obraz. On mnie zabije. Jak nic.

- Nie możesz zrezygnować! Jesteś o krok... - zwrócił nagle głowę w inną stronę, jakby coś usłyszał. Coś mu przerwało.

Moje serce biło strasznie szybko przez strach jaki czułem. Pędziło niemiłosiernie, a transport tlenu był ograniczony.  Nie widziałem jego twarzy ale jak zwrócił głowę w moją stronę czułem jego wściekłość.
Puścił mnie. Padłem na ziemie i wziąłem głośny, głęboki oddech. Jednak od nadmiaru wrażeń, albo chwilowego niedotlenienia, straciłem przytomność. Odpłynąłem...

Pamiętnik samobójcy [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz