ROZDZIAŁ XVIII - Walentynki

28 1 1
                                    

On wyjechał zostawiając mnie samego. Ile ja łez wylałem dotychczas to tylko ja wiem. Ta nauka owładnęa nim, podobnie jak rywalizacja z Monoharu. Dzisiaj walentyki. Nie chce mi się nawet wyjść z domu. Nie mam na to najmniejszej ochoty. Wszędzie będą się migdalić i ja chyba zacznę żygać tęczą. Jednak w mojej samotności nie byłrm do końca sam. Jako, że jestem człowiekiem mającym problemy z odżywaniem to musi mnie niańczyć siostra Haru. W sensie ja twierdzę, że nie musi ale ona upiera się przy tym. Zmusza mnie do jedzenia. Jak czasami mnie korci by rzucić tym wszystkim jednak tego nie robię bo wiem, że dziewczyna chce dobrze.

Leżałem w łóżku, rozmyślając na temat swojego nędznego życia. Dlaczego on tak mnie potraktował? Dlaczego okazał się nieczuły? Dlaczego jest większym egoistą ode mnie? W sensie ja wiem, że bywam egoistą, lecz staram się jakoś z tym walczyć. Ta utrata dziecka była dla mnie ciosem, a mój były chłopak nie wierzy, że byłem w ciąży. Zdaje się jakby nie mógł pogodzić się z tym, że mógł zostać ojcem. Ale zabito nasze dziecko na co ten nijak zareagował! Bo nauka to, bo nauka tamto! Ugh!

Do pokoju wparowała moja "siostra". Odsłoniła okno i promienie słońca wpadły do środka. Jak dla mnie było za jasno w pomieszczeniu, a promienie padające na moją twarz bolesnie mnie raziły w oczy. Syknąłem mimowolnie.

- A ty co? Wampir? - prychnęła.

- Nie ale to boli. Wyłącz to słońce! Słonice mnie rezi! - rzuciłem się na łóżko i zakryłem poduszką.

- Leehan! Musisz wreszcie wyjść do ludzi! - zabrała mi poduszkę i rzuciła ją w kąt. - Nie możesz tak siedzieć w domu!

- Mogę! Daj mi spokój kobieto! Idź się z chłopakiem spotkaj! - machnąłem ręką. Fajnie, że jest szczęśliwa lecz ja nie mam zamiaru skakać z radości.

- Nie dyskutuj! - zrzuciła mnie z łóżka. Podniosłem się i spojrzałem na nią z mordem w oczach.

- Żebyś wiedziała jak ja cię czasem nienawidzę - warknąłem i wziąłem ubrania z szafy. Kierowałem się do łazienki.

- Kiedyś mi za to podziękujesz - rzuciła za mną. Raczej wątpię w to.

W łazience spędziłem bite trzydzieści minut. W tym czasie zdążyłem umyć się, ubrać, umyć zęby, uczesać się, podkreślić oczy i ponarzekać pod nosem. Wyszedłem z pomieszczenia. Dziewczyna wyraźnie czekała na mnie. Ona nie odpuści.

- Jak ty słodko wyglądasz - uśmiechnęła się i poprawiła kołnierzyk mojej koszuli.

- Jasne - przeciągnąłem to słowo. - Jak kupa. Porównywalnie do kupy gówna - wzruszyłem ramionami.

Po dłuższej dyskusji wyciągnęła mnie siłą. Wredne babsko. Usiadłem na ławce pod domem. Niby mamy zimę, lecz... Myślę, że powiedzenie "piękną mamy wiosnę tej zimy" doskonale zolustruje obecną sytuację, którą zastałem. I było dokładnie tak jak podejrzewałem. Masa par spacerowała chichocząc, śmiejąc się, całując itd, itp. Jedna z par nawet perfidnie przed moim nosem się zatrzymała i zaczęła całować. Myślałem, że jedno drugie zje, tak szeroko otwierali paszcze! Za chwile macanko. O c'mon! To miejsce publiczne. W końcu eksplodowałem.

- MOŻECIE KURWA PRZESTAĆ?! TO MIEJSCE PUBLICZNE! NIE KAŻDEMU SIĘ TO PODOBA! JAK CHCESZ JĄ BZYKNĄĆ TO Z DALA STĄD! TO JEST NIESMACZNE! WON DO ŁÓŻKA EROTOMANY! - darłem się na nich wyganiając ich. Po chwili odeszli szybkim krokiem.

Uspokoiłem się trochę i wstałem. Postanowiłem przejść się. Szedłem w kierunku plaży gdy spotkałem szczęśliwe młode małżeństwo i parę papużek nierozłączek. To oczywiście siostry Haru z ukochanymi.

- Hej Leehan! - odezwali się radośnie.

- Hej - burknąłem.

- Masz. Wesołych walentynek - dali mi po różyczce. Spojrzałem na nie czując jak łzy zbierają mi się do oczu. Rzuciłrm kwiatki na ziemię i zdeptałem je.

- W DUPE SE WSADŹCIE TE KWIATKI I MIŁOŚĆ!! - odbiegłem od nich. Biegłem na plaże. Poprostu smutno mi jest. 

Gdy dotarłem na plażę, chodziłem po jej brzegu, pozwalając by łzy swobodnie leciały po moich licach. Gdy tak spacerowałem wpadłem na pomysł by udać się na skałki. Tak też zrobiłem. Skakałem z jednego kamienia na kolejny. W pewnym momencie poślizgnąłem się. Upadłem rozcinając sobie kolano i ręce, które także sobie optarłem. Zakląłem siarczyście pod nosem. Że też mnie to spotyka... Podniosłem się i doczłapałem na konar. Spojrzałem na swoje rany po tym jak usiadłem. Ciekawie nie wyglądają. Westchnąłem. Muszę wrócić do domu. Gdy zabardzo mnie korciło by dotknąć zranionego miejsca, uraziłem się i syknąłem.

- Sierotko... Znowu kuku sobie robisz - koło mnie kucnął Monoharu.

- Śledzisz mnie? - spojrzałem na niego.

- Nie. Popropstu na spacerze byłem.

- I tak ci nie wierzę - odwróciłem głowę.

- I akurat tym razem masz racje - westchnął. - Tak naprawdę to chciałem pogadać. Omijasz mnie szerokim łukiem. Unikasz mnie. Czemu to robisz?

- Ja unikam... Ała! - zaczął opatrywać mi ranę. - Ja unikam ogólnie ludzi.

- I dlatego też zniszczyłeś kwiatki?

- Skąd o tym wiesz? - spojrzałem na niego.

- Dyskusja w domu zawzięta.

- Więc przysłali cię... Żałosne.

- Nikt mnie nie przysłał.  Martwię się o ciebie. Zamknąłeś się w sobie jeszcze bardziej. Skrywasz się. Ja rozumiem, że to boli, ale nie powinieneś tak przeżywać tego...

- Jak mam nie przeżywać tego?! Mój chłopak woli naukę ode mnie! Zostawił mnie samego! Nie wspierał po utracie dziecka! To było jego dziecko! On był ojcem! Ale dla niego... Go to nie obchodziło! Bo nauka zaprzecza temu! Zamiast chociaż powiedzieć, że mu przykro to mi z nauką wyskakuje! A ja i dziecko nie istniejemy!

- Były chłopak - poprawił mnie.

- Nie pocieszasz - powiedziałem cicho.

Na długą chwilę zapadła cisza.

- Gotowe - ciszę przerwały słowa młodszego. - Byłeś dzielnym pacjentem.

Wręczy mi lizaka w krztałcie serca. Spojrzałem na twgo lizaka, a potem na niego.

- No co? - spytał. - Jestem zielony czy jak?

- Tak. Jesteś ogrem - odrzekłem wrednie.

- Tęskniłem za tobą - uśmiechnął się i mnie przytulił. Wtuliłem się delikatnie.

- Ja za tobą też... - wyszeptałem.

Pamiętnik samobójcy [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz