ROZDZIAŁ XXVII - Indiana Jones w realnym życiu

21 0 0
                                    

Gdy dochodził do siebie ojciec Monoharu, my kombinowaliśmy jak możemy sobie poradzić. Wymieniliśmy już wiele opcji, lecz żadna nie jest wystarczająco dobra. Głowa mnie rozbolała aż. Położyłem ją na jego kolanach.

- Ucieczka? - zapytał chłopak po chwili ciszy.

- Było - mruknąłem, bawiąc się własnymi palcami.

- Chyba przegrzał mi się mózg - stwierdził chłopak i pogłaskał mnie.

- Chyba napewno. Moja głowa...  Boli cholernie od tego myślenia.

- Nie tylko ciebie - chłopak odchylił głowę do tyłu.

- Jak się czuje twój ojciec?

- Złego diabli nie biorą. Goi się na nim jak na psie. Lada moment powróci do swojej formy.

- To dobrze... Nie chciałbym by coś mu się stało z mojej winy.

- Nigdy nie widziałem ojca w akcji. To było coś. Szkoda, że ja mam kruka.

- Jesteś bardzo uroczym kruczkiem - posłałem mu uśmiech.

- Ale jako kruk niewiele zdziałam w twojej obronie. Jako wilk o wiele więcej bym mógł...

Nic nie powiedziałem. Dla mnie świat magii i zmiennokrztałtnych nie istniał, wydawał się nierealny pomimo tego, że mam kontakt z duchami. Mnie przeraża to wszystko. Czuję, że szykuje się coś dużego czemu nie podołam... Albo będzie mnie kosztować bardzo dużo to coś. Przez swoje przemyślenia nawet nie poczułem pocałunków Haru, które postanowił składać na mojej szyi i ramieniu.

- Przestań Haru... Daj mi się skupić - jęknąłem niezadowolony tym, że mi przeszkadza, lecz same pocałunki były bardzo przyjemne. Jego ciepłe usta dotykające mojej chłodnej skóry... Dopiero sobie zdałem sprawę jak to wytrąca z równowagi. Nie jestem w stanie poskładać myśli gdy on to robi, a ten jeszcze uśmiecha się zadowolony.

- Przeszkadzam? Ojoj... Mogę bardziej - przygryzł moją skóre na szyi.

- Haru bo skopię cię z kanapy - zagroziłem - Nie w głowie mi teraz amory, skarbie. Jest poważna sytuacja i martwię się, co będzie. Bo może być...

- Gwałt - powiedział chłopak szybko, a ja nie skupiłem się jakoś strasznie na tym.

- Tak. Czekaj... Co? - zatrzymałem się na moment. On powiedział "gwałt"? - Nieeee! Nie poważny jesteś. I jaki gwałt? - tamten poruszył sugestywnie brwiami - Żałuję, że spytałem. Jesteś głupi - usiadłem i odepchnąłem go od siebie.

- Foch?

- I to z przytupem - dodałem i tupnąłem nogą. Żartujemy ze sobą.

- Foch forever na pięć sekund - zaśmiał się - Pięć... Cztery... Trzy... Dwa... Jeden... - odliczał, delikatnie przeciągając każde słowo. Rzuciłem się mu na szyje z uśmiechem. Zrobiłem dziubka, prosząc o całuska. Dostałem buziaczka. Przytuliłem się do chłopaka, siadając mu na kolanach.

- Ale teraz na serio. Musimy zacząć od czegoś. Macie biblioteke tutaj? - trochę głupie pytanie, ale trafiłem w sedno.

- Mamy. Są tam zapisane dzieje plemienia.

- A gdzie ona się znajduje? Chyba wiem czego musimy poszukać.

- Jest ukryta i tylko nieliczni wiedzą gdzie się ona znajduje - powiedział, a ja westchnąłem. No i moja nadzieja umarła - Masz farta - spojrzałem na niego zdziwiony, odchylając się ociupinkę do tyłu.

- Czemu mam farta? - oczekiwałem wyjaśnień, co było raczej oczywiste.

- Należę do nielicznych - uśmiechnął się. Ucieszyłem się i pocałowałem go w policzek.

- Nie mamy na co czekać. Idziemy! - wstałem z jego kolan i szedłem do przedpokoju. Chłopak podniósł się po mnie i przyszedł.

- Ale gdzie?

- Na randkę.

- To raczej kiepskie miejsce na randkę - powiedział, poprawiając włosy - książki i to stare jak tamte, nie są zbyt romantyczne.

- Głuptasie. Randka to oficjalna wersja. Idziemy szukać informacji. A na randkę pójdziemy potem - pocałowałem go namiętnie, przyciągając do siebie. Skrzyżował ręce na wysokości moich pośladków. Przygryzłem jego dolną wargę i odsunąłem się.

- Skubany uwodziciel - powiedział z uśmiechem, czyli nie chciał mnie obrazić. Posłałem mu całusa.

- Tylko i wyłącznie ciebie uwodzę - puściłem mu oczko i zaśmiałem się.

Po ubraniu się w kurtki i timberlandy wyszliśmy z domu. Za rękę, jak typowa para, szliśmy ścieżkami. Po około trzydziestu minutach byliśmy na miejscu, a przynajmniej tak myślałem bo chłopak zatrzymał się. Byliśmy niedaleko górki, której ściana była przed nami. Weszliśmy do wąwozu. Podążałem za Kruczkiem, który szedł pewny w którą stronę skręcić itd. Staneliśmy przed jaskinią. Chłopak obejrzał się. Pewnie miało to na celu sprawdzenie czy nikt za nami nie idzie ani nas nie śledzi. Wskazał na jaskinie.

- Musimy tam wskoczyć... Daj mi rękę - podałem mu rękę, którą złapał i splótł nasze palce - Nie bój się i nie krzycz... Będzie wszystko ok - w palce wziął mój podbródek i musnął moje usta. Na jego ciche "trzy" skoczyliśmy. Okazało się, że tam wyżłobiony jest tunel, służący za zjeżdżalnie. Wydawało mi się, że ta pustka, ta ciemność nie kończy się, a my z sporą prędkością zjeżdżamy i będziemy być może tak jeszcze długo. W końcu jednak spadliśmy na ziemie. Wstaliśmy.

- Masz latarkę czy cokolwiek? - zapytałem Monoharu.

- Nie... - i w tym momencie zapaliły się pochodnie oświetlając jaskinie, w której znaleźliśmy się. Rozejrzałem się i mocniej ścisnąłem rękę Haru. Chciałem ruszyć ale chłopak mnie pociągnął do siebie.

- Pułapki... Musimy uważać. Jeśli staniemy na złym kamieniu może stać się coś złego - pokiwałem głową. Podążałem z chłopakiem. Powoli stawaliśmy wspólnie na odpowiednim kamieniu. Jakoś nam się udało. Odetchneliśmy z ulgą. Staneliśmy przed ogromnymi drzwiami, na których znajdowały się znaczki nie przypominające ani hieroglifów ani niczego. Haru z łatwością ułożył je w odpowiedniej kolejności. Drzwi zaczęły otwierać się.   To co zobaczyłem za nimi nie byłem w stanie opisać...

Pamiętnik samobójcy [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz