ROZDZIAŁ XI - Brak snu

43 4 2
                                    

Nie mogę darować sobie tego co zrobiłem. Byłem taki okrutny wobec niego. Ale teraz mnie nienawidzi pewnie i nie chce mnie znać. Zasługuje na jego pogardę. To co zrobiłem wpędza mnie w bezsenność. Nie mogę spać, ani jeść bo tęsknię za nim. I to strasznie. Postanowiłem pójść do niego. Może i przeprosiny nic nie zmienią, ale powiem mu... Powiem jak mi przykro.

Po długiej walce z samym sobą poszedłem pod jego dom. Zadzwoniłem dzwonkiem do jego drzwi. Po pewnym czasie mi otworzył.

- Leehan? Co ty tu robisz?

Spojrzałem na niego. Przypominam pewnie zbitego szczeniaka. Naprawdę żałuję.

- Przyszedłem przeprosić. Przepraszam, że tak ciebie potraktowałem. Naprawdę żałuję - zbierało mi się na płacz. - Wiem, że to nic nie zmienia i pewnie nie chcesz mnie znać. Życzę ci szczęścia Kwon. Wybacz mi... Nigdy więcej cię nie będę niepokoił.

Przygryzłem wargę i odwróciłem się. Ruszyłem. Wtem poczułem ucisk na nadgarstku. Był delikatny jakby mówił "Nie odchodź!". Spojrzałem na człowieka, który trzymał mnie za nadgarstek. Kwon... Ten jego wzrok...

- Nie odchodź - wyszeptał. - Błagam.

Patrzyłem na niego. Nie ogolił się, wygląda jakby nie spał wiele dni. Pogłaskałem go po policzku, a on w moją dłoń wtulił twarz.

- Coś ty ze sobą zrobił... - powiedziałem cicho do niego. - Nie jestem tego wart.

- Dla mnie jesteś wart o wiele więcej.

Chłopak zbliżał powoli swoją twarz do mojej. Wkrótce złączył nasze usta. To znajome ciepło. Położyłem dłonie na jego policzkach, a on położył ręce na moich biodrach przyciągając mnie bliżej. Przerwałem pocałunek.

- Kocham cię Leehan - powiedział.

Nic nie powiedziałem. Uśmiechnąłem się delikatnie.

- Wróć do mnie - złapał mnie za ręce i splótł nasze palce.

- Wróce - wyszeptałem i przytuliłem się. To są silne ramiona, w których czuję się bezpiecznie.

Pojechaliśmy po moje rzeczy i z powrotem zamieszkałem z nim. Wszystko było dobrze do pewnego czasu. Pojawił się mój "stary znajomy". Byłem sam w domu bo chłopak pojechał na uczelnie. Ukazał się jak zwykle. Czuje jego wzrok.

- I co się patrzysz? - spytałem niemiłym tonem. W odpowiedzi usłyszałem cisze.

- Nagle małomówny jesteś Junglee - westchnąłem.

- Do roboty - wycharchał.

Uniosłem jedną brew do góry.

- Nie mam ochoty tym się zajmować. Znalazłem szczęście.... Nie będę nic psuć.

No i się wkurzył. Podduszał mnie najpierw, a gdy byłem siny puścił mnie.

- Pojebało cię do reszty?! - zakasłałem.

- To ostrzeżenie - warknął. - Chcesz jeszcze kiedyś zobaczyć swojego chłopaka i przyjaciela?

Pokazał mi okropną wizje. Jak wnika we mnie i strąca mnie do odchłani w moim umyśle. On tam zapanował moim ciałem, wziął nóż i z zimną krwią zabił Kwona. Kolejny w kolejce był mój zmiennokrztałtny przyjaciel. Uwięził go w klatce i oskubywał go z piór gdy był krukiem. Torturował go dopóki nie zdechł. Potem opuścił moje ciało. Policja mnie znalazła. Odpowiedziałem za to co on zrobił. Na nic było moje wierzganie, żałosne próby uwolnienia się, krzyki i łzy. Prowadzili mnie na szubienice by wykonać egzekucje. Po chwili zawisłem. Dusiłem się.

Gdy ten obraz rozmył się płakałem na ziemi.

- Nie możesz tego zrobić... Nie!  - łkałem.

- Pomóż mi i zrozum mnie a nic się im nie stanie. - wysyczał.

- Dobrze... Ale nie rób om krzywdy.

Zostawił mnie. Leżałem na podłodze. Tak mnie też zastał Kwon. Wziął mnie na ręce i starał się mnie uspokoić. Położył mnie do łóżka i nakrył. Sam położył się obok i mnie przytulił mocno. Ja uspokoiłem się, a on zasnął. Niestety mi nie było to dane. Brak snu... Boję się. Tak bardzo się boję o ich dwójkę.

Pamiętnik samobójcy [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz