Ujrzeć marzenia .

243 21 19
                                    

Ślizgonka z pierwszego roku siedziała przy długim stole należącym do jej domu. Starannie zapisywała pergamin. Robiła to powoli i w skupieniu. Nadal przyzwyczajała się do pióra i kałamarza. Dzieciaki wychowane wśród mugoli miały masę zaległości.

Po zakończeniu pisania włożyła pergamin do koperty i zakleiła. Udała się do Sowiarni. Oby sowa należąca do niej i jej brata wykonała zadanie.
- Jeśli dostarczysz ten list czeka cię nagroda. - pogłaskała ptaka po łebku i wsuneła list do dzioba. X - wing, imię wymyślone przez jej brata, zatrzepotał skrzydłami i wyleciał przez otwór w dachu.

- Gdzie byłaś? - spytał się jej brat.
- Wysyłałam list do cioci Beru.
- Myślisz, że doleci do Tatooine.
- Jeśli raz dostaliśmy list to teraz też się uda.
Rodzeństwo Ślizgonka i Puchon poszło w kierunku stadionu.

W sobotnie popołudnia przy sprzyjającej pogodzie drużyny Quiddicha trenują. Kolej na trening przypadła Gryfonom. Luke i Leia weszli na boisko w czasie ćwiczeń rzutów przez obręcz. Usiedli na drewnianych ławach i podziwiali graczy unoszących się na miotłach.
Chłopiec pomachał swojemu przyjacielowi, który też był na treningu ale kręcił się obok szatni. Hanowi zależało na dostaniu się do drużyny dlatego często przebywał w towarzystwie starszych graczy przyglądając się im i pomagając.

- Jestem strasznie głodny. - jęknął Solo.
Słońce już zachodziło a trójka pierwszoroczniaków dopiero wracała do szkoły. Trening trochę się przeciągnął.
- Ciekawe kiedy przyjmą mnie do drużyny. - rozmarzył się Han.
- Zapewne nigdy. Oprócz mięśni trzeba mieć też spryt. - dogryzła mu Leia.
- Tego mi nie brakuje. - odparł jadowicie chłopiec. - Prawda Luke. Luke?

Mały blondyn stał wpatrując się w trofea i zdjęcia umieszczone w gablocie. Często tam zaglądał i podziwiał osiągnięcia sportowców z Hogwartu.
- Nie zdążymy na kolację. - jego siostra staneła obok niego.
- Wiem, chciałem tylko zerknąć. - uśmiechnął się i po raz ostatni spojrzał na jedno ze zdjęć.
Fotografia sprzed dwudziestu lat przedstawiała ówczesną drużynę Gryffindoru. Grupka nastolatków machała i uśmiechała się do osób na nie patrzących. Luke podziwiał tylko jednego z nich. Kapitan zespołu, grający na pozycji ścigającego, Anakin Skywalker. Jego tata. Oddałby wszystko aby go poznać.

- Zostawmy go tutaj. - powiedział Gryfon do młodej Skywalker.
Jej brat znów się zatrzymał przy gablocie ze zdjęciami. Leia i Han zostawili go nie mogąc znieść burczenia w bruchu.
Luke stał uśmiechnięty wpatrując się w kolejną tego dnia fotografię. Przedstawiała ona prefektów z czasów szkolnych jego rodziców.
Jego wzrok przyciągała podobizna młodej Krukonki, będącej Prefektem Naczelnym, Padmé Amidali. Jego mamy, której nigdy nie znał.

Nie miał tym razem szczęścia. Chwycił  puchar a wszystko znikneło. Miał na kolację tylko sok dyniowy. Znów będzie musiał uszczuplić swój zapas przekąsek ukryty pod łóżkiem.
Widział swoją siostrę i przyjaciela przy wejściu. Wypił sok jednym łykiem i poszedł do nich.

Bliźnięta wracały do swoich pokoji. Leia do lochów a Luke do piwnicy obok kuchni. Rodzeństwo rozstało się przy jednej z figur i każde poszło w swoją stronę. Po korytarzach kręcili się już tylko uczniowie ze starszych klas.

- Wracaj! Oddawaj! - chłopiec biegł przez opustoszałe korytarze.
Różdżka musiała mu wypaść z kieszeni i Irytek to wykorzystał. Zamkowy psotnik zabrał jego własność i zniknął mu z oczu. Słychać było tylko jego złośliwy śmiech.

Zmęczył się biegiem i stanął. Musiał odzyskać różdżkę.
- Powinieneś być w swoim dormitorium. - Luke odwrócił się i zobaczył wysoką Krukonkę.
Do szaty dziewczyny przyszyta była odznaka prefecka.
- Irytek porwał mi różdżkę.
- Znowu on? No to chodzmy mały. Znajdziemy go. - machneła swoją różdżką i wypowiedziała zaklęcie pomagające znaleść psotnika.

Odległa Galaktyka , czyli Dziobak tworzy  ❤Where stories live. Discover now