Byliśmy na to za młodzi .

205 18 26
                                    

Ostrożne wziął ma ręce chłopca razem z kocykiem. Znów zasnął przed telewizorem. Powoli aby go nie obudzić szedł do jego pokoiku.
- Znów to samo? - zapytała Kanata zapalając światło w korytarzu.
Han przytaknął jej głową. Wyglądał uroczo z synem na rękach. Z nad ciemnoniebieskiego kocyka wystawała ciemna, kręcona czuprynka i stópki w cieplutkich skarpetach.
Po ciemnku umieścił Bena w jego łóżku i otulił kołderką. Pocałował go w czoło.
- Tato czy mama kiedyś do nas wróci? - zapytał wpatrując się w niego ciemnymi oczkami.
- Nie wiem. - odpowiedział mu bez przekonania.
Sam już w to nie wierzył. Matka Bena odeszła, gdy chłopiec miał dwa miesiące. Nie był na nią zły. Zostali rodzicami w wieku siedemnastu lat.

Pięć lat wcześniej...

Leżała obok niego na kocu. Wpatrywali się w niebo. To była niezwykła noc. Setki może nawet tysiące gwiazd spadało z nieba tej nocy.
- Han złapałbyś jakąś dla mnie? - zapytała obracając do niego twarz.
- Nie.
- Romantyk z ciebie. - prychneła z udawaną obrazą.
Solo chcąc pokazać jaki potrafi być romantyczny wstał i zerwał dla niej kwiat z pobliskiej rabatki.
- To chwast. - powiedziała biorąc od niego mniszka lekarskiego - Ale przynajmniej ja nie będę musiała pielić kwiatów.
- Starałem się...
- I bardzo ci za to dziękuję. - cmokneła go w policzek.

- Mieliśmy oglądać spadające gwiazdy.
- Stąd też je widać. - pośpoiesznie ściągnął koszulkę i pocałował ją.
Leia zarzuciła mi ręce na szyję.
Chichotała czując jak Han szarpie się z zapięciem jej spodenek.
- Jeszcze je rozerwiesz...
- Nago wyglądasz najpiękniej. - mruknął rozbierając ją do samej bielizny.
Młodzi spojrzeli sobie w oczy.
Potargani, oddychali powoli, policzki zaczerwienione. Chcieli tego. Ich związek był na takim etapie, że nie był to już ich pierwszy raz. Lecz po raz pierwszy robili to spontanicznie. Bez przygotowania, bez zastanowienia się nad konsekewncjami.
Leia przymkneła oczy czując jak jej chłopak całuje ją po szyi a rękoma rozpina biustonosz.

Odgarneła z twarzy fioletowe loki. Poprawiając na ramieniu torbę przeciskała się korytarzem przez tłum innych uczniów liceum.
Zdyszana dotarła pod klasę.
- Widzisz, zdąrzyłyśmy. - powiedziała zadowolona  i spojrzała za siebie.
- Leia? - Amilyn rozejrzała się dookoła.
Jej przyjaciółka znikneła jej z oczu.

- Tu jesteś. - powiedziała zatroskana widząc ją siedzącą na ławce pod oknem.
- Troszkę mi słabo. Pójdę do pielęgniarki.
- Iść z tobą?
- Nie, dzięki. Poradzę sobie. - chwiejnie wstała.
- Leia? - Holdo wstała i podeszła do niej.
Było jednak za późno. Leii zakręciło się w głowie i upadła.

Kobieta otworzyła drzwi swojego gabinetu.
- Co się stało? - zapytała wpuszczając do środka barczystego chłopaka z dziewczyną na rękach.
- Koleżanka zemdlała na korytarzu.
Tuż za nim weszła Holdo, która przyniosła torbę Leii.
- Dzięki Baze. - powiedziała jak rówieśnik położył ją na kozetce.
- Nie masz za co Okruszku. - powiedział ze śmiechem Malbus i wyszedł.

Amilyn czekała na przyjaciółkę pod gabinetem szkolnej pielęgniarki. Po półgodzinnym pobycie w gabinecie Leia wyszła. Milczała, wyglądała na przybitą.
- Wracam do domu. - powiedziała poprzedzając pytanie Holdo.
- Co ci powiedziała?
- Nie chcę o tym mówić. - burkneła i mijając ją poszła do szatni.
Chciała jak najszybciej wrócić do domu i się rozpłakać.

- Będzie dobrze. - Padmé ściskała dłoń córki dodając jej otuchy.
Młoda Skywalker drżała i ocierała łzy.
Od rozmowy z pielęgniarką nie wiedziała co robić. Wizyta u lekarza miała zmienić jej życie.
- Mamo a  jeśli to prawda?
Kobieta nie wiedziała co powiedzieć.
- Wtedy wszystko się zmieni.

Biegła przez miasto. Nie miała celu ani pomysłu gdzie biec. Byle najdalej i aby zapomnieć. Zmęczona zatrzymała się i oparła o uliczną latarnie.
Próbując złapać oddech jej wzrok skupił się na wieży pobliskiego kościoła. Wiedziała gdzie chce iść.
Wiedziała też z kim chce teraz rozmawiać.

Odległa Galaktyka , czyli Dziobak tworzy  ❤Where stories live. Discover now