Część 4

7.8K 570 779
                                    

Co porabiasz?

Harry gapił się na pustą ścianę przed sobą. Właśnie całkowicie zdarł starą tapetę i wrzucił ją do jednego z pustych pudeł i teraz próbował zdecydować na jaki kolor pomalować ściany. Zdążył już kupić białą na pierwszą warstwę, ale był rozdarty pomiędzy miętowozielonym, a błękitnym.

Z powrotem spojrzał na swój telefon.

Minął niemal tydzień odkąd zjadł lunch z Louisem i Rose i od tamtego czasu widzieli się dwa razy. Jeden raz, kiedy Louis z Rose wyszli na spacer po parku i zaszli do niego, by zobaczyć czy Harry chciałby się do nich przyłączyć, a kolejny raz był przypadkowy, wpadli na siebie w sklepie spożywczym.

Również ze sobą pisali, on i Louis, niemalże nieustannie.

Harry wciąż próbował odkryć jak się z tym czuł. Był w mieście od ośmiu dni i juz czuł się jakby miał do czynienia z burzą. Ponieważ naprawdę, tak się czuł teraz z Louisem (i Rose). Pojawili się pod drzwiami Harry'ego niczym huragan, coś silnego i głośnego i niebezpiecznego, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Ale w tym samym czasie, to po części mile widziany rodzaj burzy, jak pierwszy deszcz po miesiącach upałów.

Harry nie wiedział czy podobał się Louisowi, czy po prostu był miły, bo był pierwszą osobą, którą Harry tutaj poznał. Cóż, drugą, zaraz obok Rose.

Czego był pewien to to, że on lubił Louisa. Ale nie wiedział czy Louis był poza zasięgiem. Prawdopodobnie był, biorąc wszystko pod uwagę, ale serce Harry'ego po prostu musiało być, cóż. Jego serce po prostu musiało takie być. Przyciągały je niebieskie oczy i wyraźne rysy twarzy i ciepły uśmiech.

I jest Rose. Uroczy, mały szkrab Rose.

Harry nie wiedział co powinien zrobić.

Więc na razie po prostu odpisał, próbuję zdecydować na jaki kolor pomalować moje ściany. x

*

Oczywiście - oczywiście - skończyło się na tym, że przyszedł Louis.

Oczywiście.

- Sobota. Ro jest teraz ze swoją mamą - wyjaśnił Louis, wzruszając ramionami. Miał na sobie jeansy i zwykłą, białą koszulkę, ale wciąż wyglądał niesprawiedliwie pięknie, stojąc w progu Harry'ego jak huragan, którym był.

Harry otworzył szerzej drzwi, opierając się o nie biodrem, kiedy skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej. Uniósł brew, mówiąc, - przyszedłeś, bo czujesz się samotny, Lewis? - bo byli na tym etapie znajomości, gdzie otwarcie się ze sobą droczyli. To było prawdopodobnie odrobinę za szybko, ale jak powiedział Harry - Louis był huraganem i Harry był pozostawiony na środku pustyni już od lat.

Louis udając, posłał mu groźne spojrzenie, ale Harry mógł zobaczyć błysk rozbawienia w jego oczach. - Nie. Przyszedłem, bo jestem miłym sąsiadem i pomyślałem, że pomogę pomalować ci ścianę, Harold.

- Dzielą nas jakieś cztery domy, sąsiedzie - zauważył Harry.

Louis przewrócił oczami. - Zamierzasz mnie wpuścić, czy co?

Harry zaśmiał się, w końcu schodząc na bok i wyciągnął ręce w geście przywitania. Louis lekko skinął, zanim wszedł do środka i tak, Harry mógł dostrzec po kim Rose odziedziczyła głupi urok.

- Więc, malujemy tę całą ścianę?

- Nie musisz mi pomagać w malowaniu, no wiesz.

- Ale chcę! - nalegał Louis, brzmiąc bardzo podobnie do Rose. Wyglądał jakby naprawdę miał wydąć wargi, jeśli nie pójdzie po jego myśli. Harry musiał zapanować nad tą sytuacją, zanim dostanie ataku serca.

baby we could be enough (i'll make this feel like home) /larry tłumaczenie pl/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz