Świąteczny poranek był cichy, ale równocześnie był chaotyczną sprawą. Po tym jak zakradli się na dół i wrzucili pościel do prania, Louis z Harrym dzielili długi prysznic i umyli sobie nawzajem włosy, w międzyczasie składając pocałunki na ustach. Kiedy się wysuszyli i ubrali, poszli do kuchni i Louis nastawił wodę na herbatę. Harry przeszukał lodówkę i podgrzał resztki makaronu, Louis wziął miskę ciasteczek i chrupał je, gdy w milczeniu robili śniadanie.
Harry wskoczył na blat, kiedy makaron był wystarczająco ciepły i Louis stanął pomiędzy jego nogami, gdy wręczył mu jego kubek z herbatą. Harry uśmiechnął się w podziękowaniu i w ten sposób zjedli śniadanie, karmiąc siebie nawzajem i uśmiechając się pomiędzy łykami herbaty.
Louis nigdy wcześniej nie czuł się tak spokojnie. Zawsze czuł się jak ocean podczas sztormu, ciemne fale rozbijające się o skalisty brzeg, podczas gdy Rose była jego siłą napędową, słońcem, które zawsze świeciło, po prostu było skryte za szarymi chmurami.
Ale teraz wody były spokojne. Przytłączającego uczucia tonięcia, które czasami odczuwał Louis, kiedy to było dla niego zbyt wiele również zniknęło.
Uśmiechnął się, unosząc ciastko do ust Harry'ego. Harry złapał swoimi wargami połowę, ale nie odgryzł tej części, poruszając swoimi brwiami i Louis przewrócił oczami, ale i tak się przybliżył i wziął drugą połowę do ust. Louis połknął swoją połówkę po przeżuciu jej, zanim wystawił język i żartobliwie zlizał okruszki z warg Harry'ego.
Harry zrobił minę i udawał, że go odpycha, ale Louis złapał jego nadgarstek i przyciągnął go do pocałunku. Obaj za bardzo się uśmiechali, żeby się prawidłowo pocałować, ale klatka piersiowa Louisa była lekka. Jeśli Harry nie przytrzymywałby go na ziemi, prawdopodobnie by się unosił. Harry po prostu sprawiał, że czuł się, jakby potrafił latać. Nie to, że to miało jakieś znaczenie gdyby umiał, bo zawsze by tutaj wracał. Do Harry'ego i Rose. Do swojego domu.
- Kocham cię - wyszeptał Louis.
Policzki Harry'ego były zarumienione, oczy jasne i szczęśliwe. - Ja ciebie też kocham.
Louis uśmiechnął się. Czas świąt zawsze był dla niego wyjątkowy, nie tylko z powodu jego urodzin. Dorastanie nie do końca było dla niego łatwe, musiał opiekować się czwórką rodzeństwa, podczas gdy Jay pracowała na długie zmiany w szpitalu i Mark wyjeżdżał w podróże biznesowe. Nie byli do końca zamożni i sam musiał podjąć się pracy, kiedy skończył czternaście lat. Nauczył się jak zarządzać pieniędzmi i jak tłumić żądzę wydawania pieniędzy, kupując rzeczy, których naprawdę potrzebował.
Ale podczas świąt wszystko było inne. Przyjeżdżali jego krewni i był zasypywany prezentami i Jay dawała z siebie wszystko przyrządzając świąteczną kolację. Chociaż raz, jako młody nastolatek, Louis nie musiał się o nic martwić. Wszystko, o czym musiał myśleć to to, jak dobrze się bawił.
Oczywiście teraz się pozmieniało. Radzili sobie lepiej, praca Dana była wystarczającym wsparciem dla nich, mogli nawet rozpieszczać dzieciaki od czasu do czasu. Jay już nie pracowała, ale Fizzy podjęła pracę w sklepie muzycznym i Lottie pracowała w bibliotece na uniwersytecie. Louis pomagał kiedy tylko mógł, chociaż Jay rzadko kiedy coś przyjmowała, bo twierdziła, że Louis musiał teraz opiekować się Rose. To i tak nie powstrzymywało go od potajemnego wsuwania pieniędzy do portfela Jay, kiedy nie patrzyła.
Ale święta wciąż były takie same. I w tym roku mógł je dzielić z mężczyzną, którego kochał.
Jakieś pół godziny później do kuchni weszła Jay i wyglądała na lekko zaskoczoną widząc, że już nie spali. - Och, dzień dobry. Jest trochę wcześnie, żeby nie spać, nieprawda?
CZYTASZ
baby we could be enough (i'll make this feel like home) /larry tłumaczenie pl/
Fanfiction"Posprzątałeś stół?" Harry spytał Louisa, kiedy Rose przestała mówić, teraz zajęta tym, żeby się przekonać czy mogła dosięgnąć i dotknąć włosów Harry'ego z miejsca, gdzie siedziała. Gdy Louis przytaknął, Harry zmarszczył brwi. "Nie musiałeś tego rob...