Dan wrócił dwa dni później z podróży biznesowej. Z trudem szedł po podjeździe, ciągnąc za sobą walizkę, podczas gdy cztery inne torby były przerzucone przez jego ramię. Louis zauważył go przez okno i zarzucił kurtkę, zanim wybiegł, by pomóc mu wnieść te wszystkie rzeczy.
Spadło odrobinę śniegu, ziemia była zamarznięta i ścieżka prowadząca do wejścia była śliska. Powietrze było zimne i wilgotne i Louis szczękał zębami, kiedy uważnie wszedł na ganek i spotkał Dana w połowie drogi.
- Louis! - zawołał, uśmiechając się. - Trochę minęło, nieprawdaż?
- Tak - odwzajemnił uśmiech, biorąc trochę toreb od Dana. Zajrzał do środka i uśmiechnął się na widok prezentów. - Powodzenia w ukryciu tego przed dziewczynkami i Ernim, kiedy wejdziemy do środka.
Dan zaśmiał się. - Święta są za dwa dni, myślę, że mogą poczekać - zaczęli iść w stronę domu, gdzie Jay i Harry zaczynali robić lunch.
- Wątpię w to - odpowiedział Louis. - Musiałem ukryć nasze prezenty pod łóżkiem.
Dan poklepał go po plecach, uśmiechając się. Louis trzymał otwarte drzwi gdy czekał, aż Dan wniesie swoją walizkę, lekko dysząc z wysiłku. Uśmiechnął się w podziękowaniu do Louisa, kiedy wszedł do domu, zostawiając swoje mokre buty na zewnątrz. - Tak przy okazji, co u ciebie?
- Bardzo dobrze.
- Dobrze to słyszeć - Dan zdjął swoją kurtkę i powiesił ją obok drzwi. - A Rose?
- Wspaniale sobie radzi.
- To cudownie. Zaczyna szkołę w następnym roku, prawda?
- Tak - przytaknął Louis. - Jeśli mam być szczery, jestem odrobinę przerażony. Ale również podekscytowany. Wiem, że już się nie może tego doczekać i znów będę mógł więcej pracować, kiedy zyskam więcej czasu dla siebie. Ale trochę mi to zajmie, by się do tego przyzwyczaić. Mam nadzieję, że nie będę zbyt samotny w domu.
- Ach, cóż - zaczął Dan, uśmiechając się. - Będziesz miał chłopaka, który dotrzyma ci towarzystwa - Louis zarumienił się i kaszlnął i Dan poklepał go po plecach. - Twoja matka do mnie zadzwoniła, no wiesz. Teraz pomóż mi ukryć te prezenty, więc będziesz mógł nas sobie przedstawić.
Piętnaście minut później zastał ich w kuchni, Harry ściskał dłoń Dana, podczas gdy Jay dokańczała gotowanie lunchu, po tym jak przywitała się ze swoim mężem. Louis podszedł do lodówki i wyciągnął butelkę wody, biorąc szklankę z półki. Trochę przysłuchiwał się rozmowie Dana i Harry'ego o Niemczech (gdzie najwyraźniej obaj byli) i nalał wodę do szklanki, zerkając na cokolwiek, co gotowało się na kuchence.
- Wiesz co - zaczęła, krótko rzucając na niego okiem, zanim z powrotem zwróciła wzrok na biały sos, który mieszała. - Harry jest również świetnym kucharzem. Obiecał mi pomóc przy przygotowaniu kolacji wigilijnej ukośnik twojej urodzinowej kolacji.
Każdego roku, 24 grudnia był dla nich głośną sprawą, większość krewnych Louisa mieszkających nadal w Doncaster (i niektórzy, którzy nawet przyjeżdżali z daleka, gdziekolwiek teraz mieszkali) zbierali się przy wystawnej kolacji. Jay zaczynała gotować o dziesiątej rano i Lottie z Fizzy przygotowywały jadalnię, by w jakiś sposób wszystkich zmieścić.
Louis to lubił. Stało się to tradycją, wszyscy nadrabiali stracony czas. - To dobrze - powiedział.
Jay przytaknęła, zerkając ponad ramieniem, gdzie Dan i Harry rozmawiali o kiełbasach ze wszystkich rzeczy. Odwróciła się z powrotem do Louisa ze spojrzeniem. - Harry jest cudowny - wyszeptała. - Zdecydowanie materiał na męża.
CZYTASZ
baby we could be enough (i'll make this feel like home) /larry tłumaczenie pl/
Fanfiction"Posprzątałeś stół?" Harry spytał Louisa, kiedy Rose przestała mówić, teraz zajęta tym, żeby się przekonać czy mogła dosięgnąć i dotknąć włosów Harry'ego z miejsca, gdzie siedziała. Gdy Louis przytaknął, Harry zmarszczył brwi. "Nie musiałeś tego rob...