Czy tak planowałem swój pierwszy pocałunek? Hm, no cóż. Zawsze myślałem, że będzie on z dziewczyną, w której się zakocham albo przynajmniej z kimś mi bliskim, ale nie z najsławniejszą i najseksowniejszą dziewczyną w szkole.
Nadal nie mogłem pojąć dlaczego. Co prawda mój nowy styl nie był najgorszy, ale nie zapominajmy, że wcześniej byłem kompletnym... Przegrywem. Tak. Nie wierzyłem, że kilka dni i zmiana wyglądu pozwoli mi wbić się pomiędzy popularnych. I chociaż byłem inny z zewnątrz, w środku krył się ten sam nieśmiały Reggie, który kompletnie nie wiedziałby co zrobić w takiej sytuacji. Albo po prostu by spanikował.
Bruce mnie zabije, jak się dowie. Pożegnam się z życiem szybciej, niż ten na górze to planował. Ale czy nie tego chciałem? Na pewno nie życzyłem sobie śmierci, ale tego dreszczu emocji, którego tak mi brakowało. Tej zmiany, która miała okazać się tylko eksperymentem, a coraz bardziej mi się podobała.
Roxy wczepiła dłonie w moje włosy, a ja kompletnie zszokowany zareagowałem... Nijak. Po prostu stałem, opierając się dłońmi o ścianę, zamiast położyć je na przykład na jej talii czy biodrach. Ledwo co poruszałem ustami. Ledwo co oddychałem, a o staniu na nogach już nie mówiąc.
Dobry Boże...
Co tu się właśnie stało...?
- Jesteś z natury taki nieśmiały czy raczej niedostępny? - sapnęła, kiedy już się ode mnie odkleiła.
- Raczej to drugie - mruknąłem, ocierając usta.
Nawet na nią nie spojrzałem, a skierowałem się prosto do szatni. Zmieniłem szybko ubrania i lekko - ta, lekko - poddenerwowany skierowałem się na halę. Myślałam, że gorzej być nie może, ale jak bardzo się pomyliłem. Mieliśmy football na dużym boisku na zewnątrz.
Czy powinienem zacząć się żegnać?
- O, Reggie! - krzyknął Kyle z końca boiska.
Byli w momencie wybierania kapitanów drużyn, ale normalne, że i tak zostali nimi Kyle i Bruce.
Podszedłem niepewnym krokiem w stronę ławek, ale zaraz zostałem pociągnięty za koszulkę.
- Reg, całowałeś się. - Zauważył Bruce.
Tak, z twoją dziewczyną, durniu.
- Poza tym... Reggie.
- Co ja?
- Grasz w mojej drużynie.
- Co? Znaczy, wolałem dziś posiedzieć i popatrzeć, nie najlepiej się czuję. - Próbowałem się wymigać.
- A co ty okres masz? - zakpił.
- Nie - parsknąłem. - Po prostu nie...
- U mnie ma nie. Grasz i koniec - powiedział twardo, miażdżąc mnie wzrokiem.
- J-jasne - jęknąłem.
- Rogers, rusz dupę - odezwał się trener.
Jak miło.
Kilka minut później mieliśmy kompletne składy, a ja zazdrościłem szczęściarzom, którzy mogli teraz posiedzieć na ławeczce i wdychać świeże powietrze, kiedy ja będę musiał o nie walczyć.
Myślałem, że moje serce zaraz wyskoczy z klatki piersiowej, kiedy usłyszałem gwizdek zaczynający mecz. Wszyscy rzucili się na siebie, a ja stojąc na boku, nieświadomie złapałem piłkę, którą podał do mnie Owen. Nie zacząłem biec, aby zapunktować, ja zacząłem uciekać, zwiewać za zgrają zmutowanych i nierealnie muskularnych osiłków. Modliłem się w duchu, żebym nie pisnął jak mała dziewczynka albo przynajmniej nie poryczał się, kiedy moje nogi zapierniczały jak motorek. Taki ładny, mały, niewinny motorek...
CZYTASZ
How To Be Popular
Dla nastolatków"To nie jest żaden poradnik ani tymbardziej próba zachęcenia was do bycia szkolnymi popularsami. Co to, to nie. Tak właściwie to historia mojego głupiego przyjaciela nerda i kujona, który postanowił zaszaleć przez ostatni miesiąc liceum i zostać pu...