Rozdział 5

2.7K 60 6
                                    

Zaraz po tym jak go uderzyłam, trochę otrzeźwiałam. Wypity wcześniej alkohol musiał nieźle uderzyć mi do głowy. Nigdy nikomu tak nie przyłożyłam w złości, nigdy. Nawet, gdy ja i Marco byliśmy jeszcze dziećmi. Kłóciliśmy się często, ale nigdy nie doszło do rękoczynów. Zrobiło mi się wstyd. 

-Przepraszam.- pisnęłam. Tłum obserwujących nas ludzi wydał odgłos zdziwienia, usłyszałam też stłumione chichoty. Chciałam jeszcze coś dodać, ale nie zdążyłam. Dastin chwycił mnie i przerzucił sobie przez ramię z taką łatwością, jakbym nic nie ważyła. Maszerował teraz bojowym krokiem.-Puść mnie, proszę. Naprawdę nie chciałam.

Postawił mnie dopiero przy motocyklach. Lorna i Marco już tam na nas czekali. Lorna miała zmartwioną minę, ale mój brat był rozzłoszczony. Nie dziwiłam mu się. Zachowałam się okropnie.

-Wsiadaj.-zawarczał Dastin, a ja potulnie spełniłam jego polecenie. Ruszył teraz nawet gwałtowniej niż przedtem. Chwyciłam się bardzo mocno jego podkoszulka, aby nie spaść. Podróż do domu minęła mi w męczarniach. Czułam się fatalnie, kręciło mi się w głowie i zbierało na wymioty. Miałam łzy w oczach, gdy dotarliśmy w końcu pod dom. Z trudem zeszłam z pojazdu. Dastin nie patrzył w moją stronę, a ja stałam tam próbując zachować równowagę.

-Dzięki, chłopie. Zabierzesz Lornę? Ja muszę się zająć tą tutaj.- Marco skinął głową w moim kierunku. Poklepał Dastina po plecach, po czym zwrócił się do mnie. - Chodź, Zahra.

Jego zmarszczone czoło wyrażało złość i rozczarowanie. Podtrzymując się jego ramienia, ruszyłam chwiejnie w kierunku domu. Pięć kroków dalej, zaczęłam wymiotować. Mój brat westchnął ciężko, ale żeby ułatwić mi sprawę, odgarnął moje włosy do tyłu.

-Mama będzie wściekła. Zarzygałam jej chodnik.-wybełkotałam. Usłyszałam jak Dastin odpalił silnik.

-Zadzwoń jutro do mnie!- zawołała do mnie zatroskana Lorna. 

Odjechali, a my weszliśmy do domu. Marco pomógł mi dotrzeć do pokoju i położyć się na łóżku. Przykrył mnie troskliwie kocem. Zasnęłam od razu, po przyłożeniu głowy do poduszki.



Nazajutrz obudziłam się z potwornym bólem głowy, było mi niedobrze i śmierdziałam jak gorzelnia. Schowałam twarz w dłoniach, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Porażka, pomyślałam. Zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Jęknęłam na widok swojego odbicia. Jasnobrązowe włosy, zazwyczaj lśniące i miękkie, teraz wyglądem przypominały ptasie gniazdo. Moje niebiesko-zielonkawe oczy były przekrwione i podpuchnięte, a skóra twarzy również pozostawiała wiele do życzenia. Zawsze miałam idealną cerę, niemal bez skazy, ale dzisiaj pokrywały ją czerwone wykwity. Wyglądałam i czułam się fatalnie. Nigdy więcej kaca, postanowiłam. Wzięłam prysznic, dzięki czemu poczułam się trochę lepiej, potem umyłam dwa razy zęby. Na szczęście nie zwymiotowałam znowu. Postanowiłam, że zejdę na dół. Rodzice i Marco siedzieli przy stole, jedli obiad. Czując zapach smażonego mięsa, znowu mnie zemdliło.

-Dzień dobry, Zahro.-przywitała się mama.

-Patrzcie, kto to się obudził-powiedział tata. - Imprezowiczka roku.

-Skąd wiecie?- popatrzyłam ze zdziwieniem na brata. Czyżby mnie wsypał?

-Narobiliście takiego hałasu, że pewnie pobudziliście wszystkich sąsiadów.- oznajmił chłodno tata.- Nie spodziewałem się tego po tobie, Zahro. - usłyszałam to już drugi raz w ciągu 24 godzin i po raz drugi poczułam się z tym bardzo źle. Czy ja zawsze musiałam spełniać oczekiwania wszystkich? Przecież też miałam prawo do wyluzowania się.  

-Marco też był na tej imprezie. - przypomniałam. Było to nie fair z mojej strony w stosunku do Marco, ale musiałam się obronić. 

-Ale Marco nie upił się, tak że zwymiotował na pół chodnika.- wytknął tata -  Co się stało? Nie wiesz, kiedy powiedzieć sobie dość? Rozumiem, można trochę wypić. Jedno piwo nie zaszkodzi. Ale żeby od razu spić się niemalże do nieprzytomności?!- oburzył się ojciec.- Nigdy nie widziałem, żeby Marco wrócił w takim stanie do domu.

-Przepraszam, okej? To się już więcej nie powtórzy. - obiecałam.

-Nie powtórzy się, bo masz szlaban na imprezy. I ty też Marco. -oznajmił tata.

-Dlaczego ja?- zdziwił się mój brat.

-Bo nie dopilnowałeś siostry. - usłyszał w odpowiedzi. - Może trzeba ci odebrać ten kredyt zaufania, jaki od nas dostałeś? A ty Zahro, jesteś taką pilną uczennicą, dobrą dziewczyną. Ostatnio mama i ja namawiamy cię, abyś trochę sobie odpuściła, ale myślę, że jednak powinnaś się tego trzymać. Macie dopiero po 18 lat, wcale nie jesteście dorośli, tak jak wam się wydaje.

Wzięłam sobie do serca słowa ojca. Marco tylko przewrócił oczami, pewnie i tak miał zamiar zignorować ten szlaban. Zawsze robił to co chciał. Ich zakazy nie wywierały na nim żadnego wrażenia.

-Dobrze, tato. Dostosuję się.- powiedziałam.

-Jak zawsze.- parsknął śmiechem mój brat. Zgromiłam go wzrokiem.

-Wiesz, że musisz posprzątać bałagan, który narobiłaś na chodniku. Szlauch z wodą czeka tam na ciebie.- przerwała nam mama. Westchnęłam. Nie wiedziałam, który bałagan był gorszy. Ten na chodniku, czy ten z Dastinem. 


Będąc już później w swoim pokoju, przypomniało mi się, że miałam zadzwonić do Lorny.

-Jak się czujesz?-spytała moja najlepsza przyjaciółka.

-Już lepiej, ale zrobiłam z siebie idiotkę.- westchnęłam.

-No co ty. Byłaś super. Jeszcze nigdy nie widziałam cię takiej rozluźnionej. Naprawdę świetnie się bawiłaś.- zaoponowała dziewczyna.

-Dostałam szlaban! Jeszcze nigdy nie miałam szlabanu.

-To pewnie przez to, że puściłaś pawia, na ten wasz kostkowany chodnik.- zachichotała Lorna. -Ale spokojnie, na pewno ci szybko wybaczą. Przecież, jesteś ich idealną córeczką.

-Nie jestem już tego taka pewna. - westchnęłam. - Ale liczę, że szybko mi odpuszczą. 

-I nieźle dowaliłaś Dastinowi. Powiem Ci, że mu się nie należało. Już dawno ktoś powinien to zrobić.-Lorna była ze mnie dumna.

-Myślisz, że będzie się na mnie mścił?-spytałam z obawą.

-Znając go, to pewnie będzie za tobą chodził i obrzucał chamskimi uwagami. Nic, z czym nie dałabyś sobie rady.- pocieszyła mnie.

-Piękne, dzięki.- powiedziałam.-Muszę kończyć. Znowu rozbolała mnie głowa. Wezmę tabletkę i trochę się prześpię.

Pożegnałyśmy się. Chciałam się też mentalnie nastawić, na jutrzejsze spotkanie z Dastinem. Niestety musiałam z nim chodzić do szkoły. Liceum byłoby znacznie przytulniejszym miejscem bez niego.


Kilometr do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz