Rozdział 11

2.2K 64 10
                                    

Odwróciłam się gwałtownie. Kilka kroków ode mnie stał mężczyzna. Od razu rzuciło mi się w oczy to jaki był piękny. Miał długie do ramion, proste, czarne włosy, idealnie wyrzeźbione rysy twarzy, ciemne oczy i gładką, karmelową karnację. Ubrany był bardzo elegancko, w koszulę i ciemne spodnie, a na jego szyi wisiał aparat fotograficzny. Nie należał do najwyższych, ale coś w nim sprawiało, że wydawał się ogromny. 

Poczułam się niepewnie. Facet blokował mi możliwość przejścia. Zaczęłam zastanawiać się jak wyplątać się z tej sytuacji. Nie chciałam zareagować zbyt przesadnie, przecież nie musiał mieć złych zamiarów.

-Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć.- powiedział z delikatnym uśmiechem, jednocześnie cofając się i przesuwając w bok. Odetchnęłam z ulgą, mimowolnie się rozluźniając.

-Nic nie szkodzi.- i ja się uśmiechnęłam.- To prawda. Ogród jest piękny.

-Nie o nim mówiłem.- wyznał, lustrując mnie wzrokiem. Zarumieniłam się. Przy nim wszyscy znani mi chłopcy bledli, nawet Dastin. -Jak masz na imię, aniele?

-Jestem Zahra.-odpowiedziałam, śmiejąc się z porównania do anioła.-A ty?

-Marsel.

-Marsel.-wymówiłam jego imię. Podobało mi się.- Jesteś fotografem? - wskazałam na aparat, który wisiał mu na szyi. 

-Tak.

-A co fotografujesz?- byłam ciekawa.

-Piękne kobiety.- usłyszałam w odpowiedzi. Uniosłam brwi.

-Ach tak...Czyli ja kompletnie bym się nie nadawała.- zażartowałam.

-Wręcz przeciwnie. Gdy stoisz tak, przy tej rzeźbie, wyglądasz jak bogini. Taka tajemnicza i pociągająca.- wymruczał. Nigdy nie byłam na żadnej sesji zdjęciowej, nigdy nie miałam takiej potrzeby, ale teraz nabrałam ochoty.- Chciałbym cię fotografować.

-Nic z tego, amigo.- przerwał nam nagle Dastin. Wyłonił się z cienia.- Wszędzie się szukałem, Zahro. Twój brat zostawił cię pod moją opieką, a ty mi gdzieś uciekłaś.

Dopiero po chwili zauważyłam, że chłopak był wściekły.

-Widocznie źle mnie pilnowałeś.-wytknęłam mu, obrażona.

-Idziemy. Musimy poszukać Marco i tej twojej przyjaciółeczki.- pokonał dzielącą nas odległość, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.

-Hej.- zaprotestowałam.-Nie widzisz, że rozmawiam?

-Już skończyłaś.-powiedział twardo.- Nara, koleś. Mam nadzieję, że nie będę już dzisiaj musiał oglądać twojej parszywej gęby.

Syknęłam, oburzona jego chamskim zachowaniem. Uśmiechnęłam się przepraszająco do Marsela.

-Miło było poznać. Pa.- zdążyłam tylko zawołać do niego i pomachać mu ręką.

Patrzył za nami znudzonym wzrokiem, a po chwili zniknął w ciemnościach. Gdy oddaliliśmy się na odpowiednią odległość, wyrwałam się z uścisku Dastina.

-Co w ciebie wstąpiło? Byłeś nieuprzejmy! I potraktowałeś mnie jak swoją własność.- piekliłam się.-Powinieneś tam pójść i go przeprosić.

-Cicho!- rzucił ostro.-Zamknij się, chociaż na chwilę.

-Że co, proszę? Tego już za wiele. Jak śmiesz mnie uciszać?!- wydarłam się. -Był bardzo miły, w przeciwieństwie do ciebie. Na imię mu...

-Marsel.-przerwał mi.- Ma na imię Marsel i jest wyjątkowym gnojem. I nawet nie myśl, że się tobą zainteresował. Dziewczynko, uwierz mi. Gdy tak na ciebie patrzył liczyło się dla niego tylko i wyłącznie twoje ciało.

-Co ty gadasz?-oniemiałam.- Jest alfonsem? Mówił mi, że fotografuje...

Dastin parsknął gorzkim śmiechem.

-Tak. Gołe laski.

-Gołe laski? - zdębiałam. 

-Robi zdjęcia nagim dziewczynom.- wyjaśnił mi, prychając przy tym z pogardą. -Wybiera sobie najładniejsze panny i robi im te obleśne fotki, nazywa to sztuką. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że dziewczyny się na to nabierają. Ani byś się obejrzała, a wpadłabyś w jego brudne łapy. Nienawidzę tego łajdaka, więc wybacz, ale nie będę się z nim obchodził jak z jajkiem, a już tym bardziej go przepraszał . Należy mu się coś więcej niż tylko wyzwiska. Ktoś powinien mu w końcu obić tę idealną buźkę.

Patrzyłam na niego w milczeniu.

-Co? Zatkało Cię?- jego głos ociekał irytacją.- Pamiętasz tę dziewczynę, która uwiesiła się na mnie, wtedy na tej imprezie na polanie?-spytał. Kiwnęłam twierdząco głową. Natasza. - Ona kiedyś była bardzo miła i sympatyczna. To Marsel ją zniszczył. Wykorzystał ją, a potem wyrzucił jak śmiecia i upokorzył. Teraz, każdy nią poniewiera.- mówił z wściekłością.- Jeszcze raz zobaczę, że z nim rozmawiasz, a osobiście cię stąd wyniosę i dopilnuję, żeby już nikt nie zapraszał cię na żadne imprezy. A jemu obiję mordę.

W moich oczach wezbrały łzy. Po raz kolejny, wszystko poszło nie tak. Dlaczego miałam, aż takiego pecha?

-Mam fatalny gust, co do facetów, prawda?- mój głos zabrzmiał słabo. Było mi bardzo przykro. Musiałam wyglądać bardzo żałośnie, bo chłopakowi nagle przeszła złość. Z westchnieniem przytulił mnie do siebie. W jego ramionach poczułam się zadziwiająco bezpiecznie. Kto by pomyślał, że będzie mi tak dobrze w objęciach mojego dotychczasowego wroga.

-Już dobrze.- pocieszył mnie łagodnie.-To nie twoja wina, że każdy drań w promieniu kilometra leci akurat na ciebie.

-Ty też jesteś draniem.- wytknęłam mu, oskarżycielsko.-Gdybyś nie potraktował mnie jakbym była powietrzem, nigdzie bym sobie nie poszła.

-Kiedy potraktowałem cię jak powietrze?- zdziwił się.

-Przy twoich znajomych. Nawet nas sobie nie przedstawiłeś. Stałam tam jak głupia.

Zastanowił się przez chwilę.

-Być może. Nie pomyślałem o tym.- przyznał. -Wybacz.

Uśmiechnęłam się delikatnie.

-Wiesz, gdy tu szedłem, wymyślałem w jaki sposób mógłbym odegrać się na tobie, za to , że mi uciekłaś. - powiedział. Rozbawił mnie.

-I co postanowiłeś?- spytałam, ze śmiechem. Popatrzył mi w oczy, pochylając się w moją stronę. Niespodziewanie jego usta przywarły do moich.

Kilometr do szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz