Cała ta sytuacja przypominała jakąś idiotyczną scenę z głupawej komedii. Grupa ludzi, którzy się nie znoszą, zostaje zmuszona do współpracy i nagle się okazuje, że mają wiele wspólnego i tak naprawdę nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby nie mogli się zaprzyjaźnić. Po prostu cudownie. Czy można marzyć o czymś więcej?
Lehnsherr przewrócił oczami, słysząc, jak po raz kolejny Charles wybucha śmiechem na coś, co powiedział jak zwykle cholernie cudowny Kapitan Ameryka. Jak to w ogóle możliwe, że nawet w tak beznadziejnych warunkach koleś wyglądał jak skrzyżowanie aktora, kulturysty i gwiazdy porno? O czym oni mogli rozmawiać? Mieli jakieś wspólne tematy? Jakim cudem ktoś tak inteligentny, jak profesor Charles Xavier mógł znaleźć wspólny język z jakimś chłopcem na posyłki, głupim żołnierzykiem, który przeżył awaryjne lądowanie w zamarzającej wodzie najprawdopodobniej wyłącznie przez przypadek?
Erik rozgramiał ich wzrokiem tak zapamiętale, że nie zauważył nawet, gdy podeszła do niego Natasha. Niepozorna agentka miała taką minę, jakby najchętniej parsknęła śmiechem, ale powstrzymywała ją narastająca irytacja. Może przyczyniła się do tego nieuzasadniona nienawiść, z jaką Lehnsherr powitał ją w Instytucie, a może też świadomość, że była najprawdopodobniej jedyną osobą w ich gronie, która nie zachowywała się idiotycznie. W każdym razie Natasha doszła do wniosku, że miotający się z zazdrości Magneto na pewno nie pomoże im wrócić do domu, dlatego postanowiła interweniować.
– Nie sądzisz, że takie zachowanie jest koszmarnie dziecinne? Dlaczego po prostu nie podejdziesz i z nim nie porozmawiasz?
Lehnsherr podskoczył w miejscu i spojrzał na Romanoff z oburzeniem.
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – syknął przez zaciśnięte zęby.
– Myślę, że wiesz doskonale.
Chłodne spojrzenie Rosjanki zupełnie zbiło go z tropu. Miał niemiłe wrażenie, że kobieta wwierca mu się w mózg i zagląda w myśli, w które nikt zaglądać nie powinien. Które chował przed całym światem. Które chował przed Charlesem.
– Idź do niego i przestań w końcu zachowywać się jak obrażona diva.
Choć jej głos ociekał wręcz lodowatym spokojem, Erik nie musiał się wysilać, by wyłapać ukrytą w nim groźbę. Do tej pory zawsze uważał, że rozgniewana Raven to absolutnie najgorsze, co może go w życiu spotkać. Cóż, najwyraźniej przez cały ten czas był w błędzie. Starając się nie oglądać za siebie, pobiegł w stronę Charlesa.
* * *
Obi-Wan nie pochwalał przemocy. Uważał, że problem rozwiązany przy pomocy agresji, wcale rozwiązany nie został. Mimo to musiał przyznać, że Natasha z godną podziwu wprawą rozbiła w drobny pył upór Erika. Zupełnie jakby taka perswazja była dla niej chlebem powszednim.
– Jakbyś była ich nianią – zaśmiał się, podchodząc do kobiety.
– Łatwo ci żartować, skoro masz na głowie tylko jedną pociechę.
– Może i jedną, ale za to wyjątkowo problematyczną.
– Na szczęście znaczna część moich problemów została w domu – westchnęła Natasha, nawet nie próbując zamaskować tęsknoty.
Kenobi przytaknął jej skinieniem głowy. Kątem oka obserwował Anakina pracującego z Tonym nad mapą R2. Młody Jedi wydawał się niemal zadowolony z takiego obrotu spraw. Kto wie, może krótkie wakacje rzeczywiście były mu potrzebne. Przez to, że tak późno rozpoczął naukę, niewiele miał czasu na odpoczynek i rozrywkę. Choć z drugiej strony – obcowanie z wyraźnie mocno zirytowanym Tonym nie mogło być chyba aż tak przyjemne, by nazwać je wakacjami.
Nat również spojrzała w kierunku pracującej dwójki. Bardziej jednak niż Anakin zainteresował ją Stark opychający się innowymiarowymi jabłkami. Kęs za kęsem, powoli, ale bez przerwy, pochłaniał jedno jabłko za drugim. Biorąc pod uwagę, co mogło zajść w nocy, najprawdopodobniej próbował w ten sposób zagłuszyć szalejące emocje.
Ciekawe tylko, dlaczego jeszcze nie zorientował się, że to najprawdopodobniej najgorszy ze wszystkich możliwych sposobów.
– Tony, skarbie, dobrze się czujesz – zapytała podchodząc do zapracowanego mężczyzny.
– A czy wyglądam, jakbym się dobrze czuł? – prychnął Stark w odpowiedzi, najwyraźniej nie mając zielonego pojęcia, na czym polegał problem. Nat przez chwilę zastanawiała się nawet, czy nie oszczędzić mu tej wiedzy. Doszła jednak do wniosku, że nigdy by jej nie wybaczył, gdyby jednak poznał kiedyś prawdę.
– Tony, naprawdę nic nie poczułeś?
– Niby czego?
– W tych jabłkach jest bardzo silny afrodyzjak.
Uzbrojona w śmiertelnie niebezpieczny owoc ręka Starka zamarła w połowie drogi do jego ust. Oczy mężczyzny rozszerzyły się w niemym przerażeniu, gdy powoli docierało do niego, co to może oznaczać. I jakie światło rzuca to na jego nocne przygody.
– Czy Rogers... – zaczął ostrożnie, ale głos zamarł mu w gardle.
– Na niego to nie działa. Wiesz, serum...
– Ale czy on wie, że te cholerne jabłka są nafaszerowane narkotykiem dla niewyżytych seksualnie ćwoków?
– Mam wrażenie, że zorientował się jako jeden z pierwszych.
– Pieprzony zboczeniec! – warknął Tony, ciskając ogryzkiem o ziemię. Był śmiertelnie blady i Natasha bała się, że zemdleje albo zacznie wymiotować.
Chwilę potem biegł już w stronę Rogersa, by znów się pokłócić. Nat westchnęła z politowaniem. Z jednej strony marzyła o tym, by w końcu przestali zachowywać się jak dzieci. Z drugiej jednak zaczynała dochodzić do wniosku, że może dla nich właśnie tak musiało to działać.
– Oni tak zawsze? – zapytał Anakin z rozbawieniem.
– Od jakiegoś czasu bez przerwy. A może od samego początku? Sama już nie wiem.
Rycerz zaśmiał się i poklepał troskliwie R2 po obudowie.
– W takim razie nieprędko wrócimy do domu – zauważył beztrosko.
– Jest jeszcze Thor.
– Ten wasz zaginiony towarzysz?
Natasha skrzyżowała ramiona i kiwnęła głową z bardzo posępną miną.
– I coś mi mówi, niestety, że w nim cała nasza nadzieja.
CZYTASZ
Houston, mamy problem
FanfictionGdzieś głęboko w sercu Mrocznej Puszczy Thranduil postanawia choć na chwilę uciec od świata. Decyzje jedynego syna są dla elfiego władcy coraz bardziej niezrozumiałe, dlatego dochodzi on do wniosku, że medytacja w skrytej w odległym wymiarze samotni...