13.

266 46 16
                                    

Thor przeczesał palcami swoje długie, złote włosy i posłał krzywy uśmiech do odbicia w lustrze. Przy każdym, nawet najlżejszym ruchu długa suknia ocierała się o jego nogi, powodując uczucie dziwnego przeciągu w miejscach, gdzie zdecydowanie być go nie powinno. Czuł się dziwnie, żeby nie powiedzieć – idiotycznie. Nagle nabrał wielkiego szacunku dla kobiet, które całymi dniami wytrzymywały w gorsetach. Nie chodziło tu nawet o to, że był za mocno ściśnięty. Po prostu wystarczyło, że nieznacznie spuścił wzrok i od razu widział swój ogromny tors wypchnięty do przodu w marnej imitacji dorodnego, kobiecego biustu.

– Nie musisz tego robić – syknął Loki za jego plecami. Wąskie brwi miał zmarszczone gniewnie, a jasne oczy zdawały się miotać błyskawice. – Jesteś księciem Asgardu, nie powinieneś się tak poniżać dla żadnego śmiertelnika.

– To moi przyjaciele.

– Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, żeby oni robili to samo dla ciebie.

– I niech tak zostanie. Szczerze mówiąc nie chciałbym, żebyś wyobrażał ich sobie w sukienkach.

Blade policzki Lokiego spąsowiały.

– Chodziło mi wyłącznie o to, że mógłbym spróbować jakoś inaczej przekonać Thranduila.

– Chcesz nałożyć sukienkę zamiast mnie? Albo mógłbyś nałożyć ją tak czy inaczej i wesprzeć mnie duchowo. – Thor obserwował uważnie twarz brata, gdy ten zastanawiał się nad tą jakże trudną do odrzucenia propozycją. – W sumie to nie byłby pierwszy raz, jak próbujemy się wykpić z problemów przebrani za zacne białogłowy. No, co ty na to? Jak za starych dobrych czasów?

Nie pytałby o to, gdyby nie zdawał sobie doskonale sprawy z prawdziwej natury gniewu Lokiego. Nie chodziło bowiem po prostu o to, że Książę Kłamstw nie życzył sobie, by ktoś pozbawiał jego brata należnej mu godności. Problem polegał raczej na tym, że Loki uważał siebie za absolutnie jedyną osobę we wszechświecie, która mogła poniżać Thora.

Na swój sposób było to nawet urocze. Na bardzo pokręcony i ani trochę normalny sposób, ale znał się przecież z Lokim wystarczająco długo, by wiedzieć, że na inną miłość nie mógł liczyć. Posłał bratu szeroki i rozbrajający uśmiech.

Tego Loki nie wytrzymał. Pomieszczenie wypełniło się po brzegi szczerym śmiechem Kłamcy. W jednej chwili jego ciało spowiła jadowicie zielona, skrząca się mgła, która spływając od jego smukłych ramion, poprzez kształtne biodra, aż po długie nogi, przeobraziła skórzaną zbroję w zwiewną suknię. Thor niechętnie przyznał to sam przed sobą, ale brat wyglądał w kobiecych szatach znacznie lepiej. Tak jednoznacznie lepiej, że Książę Piorunów przyłapał się na myśleniu, iż wolałby widzieć swojego ukochanego brata wyłącznie w sukienkach.

– Cieszę się, że ci się podobam – prychnął Loki, przewracając oczami. Pomimo tych ostrych słów, Thor wiedział doskonale, że Loki rzeczywiście zamierzał uznać jego płomienne spojrzenia za komplement.

– Gotowy? – zapytał blondyn, oferując bratu ramię.

Kolejna propozycja, której Loki nie odrzucił.

– Zawsze jestem gotowy, braciszku.

– Nawet jeśli chodzi o prezentowanie wdzięków w damskich strojach?

– O to zwłaszcza. Bardziej martwiłbym się o Thranduila.

Tak, król Mrocznej Puszczy mógł być kompletnie nie przygotowany na to, co właśnie zamierzali mu zaserwować.


Houston, mamy problemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz