Choć Obi-Wan nigdy i przed nikim by się do tego nie przyznał, ostatnie wydarzenia uświadomiły mu boleśnie, iż w rzeczywistości sam wymagał natychmiastowej pomocy ze strony kogokolwiek. Naprawdę, im szybciej, tym lepiej. Widział jak ludzie dookoła garną się do siebie, godzą, czasem kłócą jeszcze trochę, ale generalnie wychodzą na prostą. A on sam?
Z czułością spojrzał na Anakina, którzy wprowadzał dane do systemu R2. Ramiona miał nienaturalnie sztywne i oczy podkrążone z niewyspania. Mimo zmęczenia, strachu i niepewności – wciąż pracował, wciąż się uśmiechał, wciąż miał nadzieję.
– Mistrzu? – zawołał, posyłając Obi-Wanowi przelotne, jasne spojrzenie. – Wszystko w porządku?
– Tak, oczywiście – zapewnił pospiesznie Kenobi, podchodząc do ucznia. – Myślałem po prostu o naszych nowych towarzyszach.
– Są niesamowici, prawda? Nie wyczuwam w nich Mocy, a zarazem nie mogę też powiedzieć, że są zwykłymi ludźmi. Zwłaszcza Tony. Zauważyłeś, mistrzu, że od razu był w stanie zrozumieć R2?
– Bardzo mnie tym zaskoczył.
– Jest genialny. Może powinniśmy zabrać go ze sobą?
– Nie wiem, czy to dobry pomysł, Anakinie. Myślę, że najpierw powinien spróbować uporządkować kilka spraw ze Stevem – zauważył Obi-Wan. W rzeczywistości podzielał jednak zdanie ucznia. Więcej nawet, był przekonany, że powinni zabrać ze sobą zarówno Starka, jak i Rogersa. Zupełnie jakby midichloriany w jego ciele bezpośrednio utwierdzały go w przekonaniu, że gdy tylko ci dwoje zaczną ze sobą współpracować, absolutnie nic nie będzie w stanie stanąć im na drodze. Bardzo wartościowa cecha u potencjalnych sprzymierzeńców.
– Biorąc pod uwagę, co robili w nocy, wydaje mi się, że ten problem mają już rozwiązany – prychnął Skywalker.
– Anakinie!
Obi-Wan był wstrząśnięty i przerażony zarazem. Cóż, doskonale wiedział co Steve i Tony robili w nocy; Moc nie pozwalała mu przeoczyć niczego, co działo się dookoła. Ale nigdy w życiu nie przyznałby tak otwarcie, że naruszył czyjąś prywatność. Anakin natomiast nie tylko nie wydawał się tym ani trochę zażenowany, ale nawet całkiem podniecony, co jedynie jeszcze bardziej wstrząsnęło starszym rycerzem.
– Tak, mistrzu? – zapytał Skywalker z irytująco niewinnym wyrazem twarzy.
– Nie powinieneś był ich śledzić – skarcił go Kenobi. – Dobrze wiesz, że to nadużywanie Mocy.
– Przecież sam chciałeś żebym ich przypilnował i pomógł im rozwiązać ich problemy. Poza tym wcale tak bardzo ich nie śledziłem. Wycofałem się, gdy tylko zaczęło się robić...
– Wystarczy, Anakinie.
– Mistrzu, wiedziałeś w ogóle, że dwoje mężczyzn może...
– Anakinie, błagam cię. Skończ ten temat.
Starszy Jedi ukrył twarz w dłoniach, wiedząc zarazem doskonale, że nie jest w stanie zamaskować rumieńców, które rozprysnęły się po jego skórze. Czuł na sobie spojrzenie ucznia, jego zainteresowanie, jakąś złośliwą, perwersyjną satysfakcję, spowodowaną zakłopotaniem Obi-Wana.
– Mistrzu?
– Tak, Anakinie, wiedziałem. Dlaczego o to pytasz?
Palcami potarł twarz, jakby chciał zetrzeć w ten sposób zażenowanie i spojrzał na chłopca, który zdecydowanie nie był już tym samym dzieckiem, które zabrał z Tatooine. O nie, młody Jedi, który przed nim stał wchodził w bardzo niebezpieczny wiek i zaczynał mieć ochotę na rzeczy, które w ogóle nie powinny przyjść mu do głowy. Gdyby szkolenie Anakina zaczęło się bez opóźnienia, zdążyłby nauczyć się, jak odpychać od siebie takie niepożądane cielesne słabości.
Niestety, nawet Moc nie pozwalała na ingerowanie w przeszłość. Dlatego teraz Obi-Wan musiał zmierzyć się z Skywalkerem, który z przekrzywioną głową i niecnym uśmieszkiem podchodził powoli do swojego mistrza.
– Po prostu byłem ciekaw.
– Ciekaw czego?
Zamiast odpowiedzieć, Anakin przylgnął do mistrza i pocałował go lekko w usta. Przelotny, ale niepokojąco zdecydowany dotyk ciepłego ciała nie wprowadził jednak Kenobiego w jeszcze większe przerażenie, czego Jedi w głębi duszy oczekiwał. Przeciwnie. Budzi w nim dziwną tęsknotę, żądzę, która musiała kiełkować w nim od dawna, ale dopiero teraz postanowił dać jej szansę i wsłuchać się w jej kuszący szept.
Anakin odsunął się od Obi-Wana i, z trudem ukrywając pełen zadowolenia uśmiech, wrócił do ogniska.
Kenobi zupełnie spontanicznie podjął decyzję, by pójść w kierunku całkowicie przeciwnym. Kolana trzęsły mu się tak bardzo, że ledwie był w stanie stawiać kolejne kroki. Drżąc na całym ciele, oparł się o pień pobliskiego drzewa i spróbował wyciszyć umysł. Na próżno. Z trudem łapał oddech. Nie potrafił myśleć o niczym, poza miękkimi ustami Anakina i jego zwycięskim spojrzeniem. Dlaczego Skywalker to zrobił? Co chciał mu udowodnić?
Dlaczego Kenobi tak bardzo musiał się starać, żeby nie pogłębić pocałunku?
CZYTASZ
Houston, mamy problem
FanfictionGdzieś głęboko w sercu Mrocznej Puszczy Thranduil postanawia choć na chwilę uciec od świata. Decyzje jedynego syna są dla elfiego władcy coraz bardziej niezrozumiałe, dlatego dochodzi on do wniosku, że medytacja w skrytej w odległym wymiarze samotni...