Bardzo często Tony'emu Starkowi zdarzało się zasnąć po całym dniu ciężkiej pracy tak szybko, że nie do końca zdawał sobie sprawę, co robił tuż przed wskoczeniem do łóżka. A było to nieco niebezpieczne, zważywszy, iż miał niepokojącą tendencję do wskakiwania do łóżka z kimś. Długi i względnie udany związek z Pepper Potts pomógł mu co prawda nieco okiełznać te dzikie zapędy, ale wciąż wolał rozpoczynać dzień od wypracowanego rytuału.
Nie rozbudzał się do końca. Nie pozwalał, by jego oddech przyspieszył, by serce zaczęło bić szybciej. Poruszał się nieznacznie, urywanymi, sennymi zrywami, czasem mamrocząc coś pod nosem dla niepoznaki – zupełnie jakby wzięła go w objęcia ostatnia senna mara. Podobnie jak zazwyczaj, również i tym razem, to niepozorne wiercenie pomogło mu przynajmniej z grubsza ustalić, w jak bardzo fatalnej sytuacji się znalazł.
Było mu ciepło i dziwnie miękko. Czuł pod szyją czyjeś wyjątkowo muskularne ramię, zatem najprawdopodobniej przygruchał sobie jakiegoś słodkiego kulturystę. Ciekawe połączenie, trzeba przyznać. Tacy mężczyźni bardzo rzadko wpadali na pomysł, by zaczekać do rana, aż ich kochanek się przebudzi, tudzież wytrzeźwieje. Jeśli już zostawali, to jedynie dlatego, że zasnęli snem kamiennym, uprzednio zagarnąwszy całą kołdrę i znaczną część łóżka.
Ten kochaś był zupełnie inny. Spał tak, jakby nawet podświadomie troszczył się o wygodę Tony'ego. Cóż, Stark musiał przyznać, że to bardzo miła odmiana, ale z drugiej strony – czy był gotowy złamać serce jakiemuś naiwnemu, żałośnie zakochanemu mięśniakowi? Bardzo męcząca perspektywa.
Poruszył się jeszcze trochę i ostrożnie zaczerpnął głębiej powietrza. Dwa dominujące zapachy podrażniły jego nozdrza. Znał je oba wystarczająco dobrze, by poczuć niepokój.
Uchylił jedną powiekę i w jednej chwili wszystko sobie przypomniał.
– Puść mnie, Rogers – syknął z obrzydzeniem. Och, nie, nie gardził w tym momencie Kapitanem Mrożonką. Gardził samym sobą. Jak nisko trzeba upaść, żeby tak ochoczo robić za małą łyżeczkę kogoś, z kim jest się w stanie zimnej wojny? I żeby jeszcze chociaż do łyżeczkowania się to ograniczało, Stark mógłby sobie jakoś wybaczyć. Problem polegał na tym, że posunęli się dużo, dużo dalej. No, nie tak daleko, żeby Tony nie mógł uparcie wmawiać sobie teraz, że nic nie zaszło, ale jednak.
Nie musiał spoglądać przez ramię, by wiedzieć, że Rogers robi właśnie minę zbitego szczeniaczka. Blondyn bez słowa, ale za to koszmarnie powoli uwolnił Starka z uścisku i odsunął się, zacierając jakikolwiek widoczny ślad po ich niedawnej bliskości.
– Nie zamierzałem... – zaczął ostrożnie, z wyraźnie słyszalnym wysiłkiem, ale Stark pospiesznie wszedł mu w słowo.
– Zamknij się.
– Ale...
– Po prostu się zamknij.
Dlaczego do tego doszło? Dlaczego Rogers za nim pobiegł? Dlaczego nie zostawił go samego, ale zaczął go dotykać tak rozpaczliwie, zachłannie, zaborczo?
– Dlaczego? – jęknął Tony pod nosem, nie oczekując żadnej konkretnej odpowiedzi.
Żadnej też nie dostał.
Czuł jedynie milczącą obecność Rogersa za swoimi plecami i z przerażeniem stwierdził, że nie ma pojęcia co z tym fantem zrobić. Zbyt dobrze pamiętał, co zaskakująco delikatne dłonie Kapitana robiły z jego łaknącym dotyku ciałem. Naprawdę upadł na samo dno. Zamiast go wtedy odepchnąć, błagał o więcej, sam więc był sobie winien. Do tej pory nie miał większego problemu, by odepchnąć jakiegokolwiek kochanka. Czym takim wykazał się Rogers (poza oczywistymi rzeczami, takimi jak fakt, że był upartym dupkiem, zapatrzonym w Barnesa i świata poza nim niewidzącym), że tak trudno było go teraz spławić? Trzeba mu było przyznać, że z zaspokajaniem potrzeb Starka nadążał jak jeszcze nikt przedtem, ale bez przesady! Kto jak kto, ale Tony Stark nie mógł przecież przeżywać miłosnych rozterek tylko dlatego, że ktoś wyjątkowo dobrze mu obciągnął.
Prawda?
– Powinniśmy wracać – zauważył Rogers. Dopiero na te słowa geniusz, playboy, milioner i filantrop w jednej osobie postanowił obdarzyć go spojrzeniem.
Kapitan zdążył wstać. Górował teraz nad Starkiem ze spojrzeniem utkwionym w przeciwną stronę. Nie sposób jednak było nie zauważyć jego zakłopotania – płonące czubki uszu zbyt wyraźnie odcinały się na tle jego jasnych włosów.
– Co to teraz zmieni? Co zamierzasz im powiedzieć?
– Że pokłóciliśmy się i poszliśmy spać?
– Gdybym zamiast kilku malinek miał podbite oko, moglibyśmy spróbować. Chociaż z drugiej strony w naszym przypadku seks z nienawiści chyba najprędzej...
– O tak. Zwłaszcza wczoraj – prychnął Rogers.
To, że wczoraj Stark łasił się do niego jak kotka w rui, nie oznaczało jeszcze, że robił to z przyjemnością. Po prostu poczuł nieodpartą potrzebę, aby to zrobić. I z jakiegoś powodu Rogers poczuł dokładnie to samo, ale to absolutnie nic nie oznaczało.
Nie. Nie, nie, nie. To zmierzało w bardzo złym kierunku. Jeszcze chwila i może się okazać, że Tony wcale nie nienawidzi Rogersa tak bardzo, jak powinien. Szybko! Musi koniecznie powiedzieć coś podłego!
– Ledwie Barnes zniknął z horyzontu, a ty już szukasz kogoś nowego? Nie spodziewałem się po tobie takiej rozwiązłości, Rogers.
– Co ma do tego Bucky?
Kapitan potraktował Starka spojrzeniem chłodnym jak zamarzające wody oceanu. Pięknie. Przegiął wystarczająco, żeby go spławić, czy może jednak za bardzo i teraz powinien ratować życie ucieczką?
– No wiesz, rzuciłeś mu się na ratunek jak...
– Nie zrobiłbyś tego samego dla Rhodey'ego?
– Zrobiłbym, ale nie wiem czy...
– Bo ja zrobiłbym to dla każdego z was. – Spojrzenie Rogersa momentalnie stopniało i głos niebezpiecznie mu się załamał. Zacięcie z jakim zmusił się, by kontynuować sugerowało, że już od dłuższego czasu zastanawiał się, co powinien Starkowi powiedzieć i teraz nie zamierza mu odpuścić. – Tak, Stark, nawet dla ciebie. Nawet gdybym był ostatnią osobą na świecie, która wierzy w to, że warto stanąć po twojej stronie. Tak jak Clint dał szansę Natashy. Jak Thor obronił Visiona. Jak ty wstawiłeś się za Bannerem. Jestem w stanie zaakceptować, że nie lubisz Bucky'ego. Twoja strata. Ale jeśli zamierzasz nienawidzić każdego, kto choć trochę go lubi, to powinieneś już teraz zacząć żegnać się ze znajomymi. I najlepiej zacznij od Natashy.
– Przecież Natasha też go nie lubi!
– Więc to zapewne seks z nienawiści. Cóż, mój błąd.
Zaraz, zaraz. Natasha sypia z Barnesem? Dlaczego Stark o tym nie wiedział? Dlaczego zamiast wyjawić mu tę świętą prawdę, wolała wciąż popychać go w stronę Rogersa i patrzeć jak...
Niech to.
Cholerna swatka.
– Po prostu jesteś na mnie zły, bo postanowiłem cię wczoraj wykorzystać. – Tony postanowił mówić cokolwiek, byleby szybko i obraźliwie. Tylko w ten sposób mógł zamaskować narastające przerażenie spowodowane własną głupotą. – To zrozumiałe, biorąc pod uwagę twój rażący brak doświadczenia. Biedactwo, skąd mogłeś wiedzieć, że wpadniesz w sidła starego...
Potężne łupnięcie zupełnie zaskoczyło Starka. Rogers uderzył w jedno z pobliskich drzew z taką siłą, że niemal wszystkie owoce pospadały na ziemię. Taki musiał być jednak plan blondyna, bo schylił się po jedno z jabłek, podrzucił je w dłoni, po czym odgryzł na raz niemal połowę. Zlizawszy słodki nektar z ust, odwrócił się i poszedł z powrotem w stronę obozu.Tony nie miał pojęcia, że można jeść z taką nonszalancją. I to jego spojrzenie! Zupełnie jakby było coś jeszcze. Coś, co Tony przeoczył, a o czym Rogers wiedział doskonale.
Zaklął pod nosem i odwrócił wzrok. Może i Kapitan Gwiazdki-i-Paski zrobił wielki krok w stronę zwycięstwa, ale wojna wciąż trwała.
CZYTASZ
Houston, mamy problem
FanfictionGdzieś głęboko w sercu Mrocznej Puszczy Thranduil postanawia choć na chwilę uciec od świata. Decyzje jedynego syna są dla elfiego władcy coraz bardziej niezrozumiałe, dlatego dochodzi on do wniosku, że medytacja w skrytej w odległym wymiarze samotni...