" Luźna atmosfera"

22.9K 1.8K 372
                                    

- Ma wrócić punkt dwudziesta pierwsza - mówi władczo dziadek Nadii. - Nawet niech nie przyjdzie ci na myśl, że ona ma płacić za swoje jedzenie!

- Nadia niech nawet nie bierze pieniędzy. Jestem facetem, więc to mój obowiązek, żeby stawiać kolację.

- Żadnych pocałunków!

- Ale w ogóle ? - pytam podłamany. - No jak?

- Rączki przy sobie Wilhelmie!

- Mam na imię William.

- Och weź - śmieje się. - Tak jest zabawniej. Po prostu dbaj o moją wnuczkę.

- Dlaczego ty w ogóle pozwalasz mu, mnie zabrać na kolację? - pyta Nadia z wyrzutem. - Liczyłam na ciebie, dziadku! Miałeś mnie uratować.

- Wilhelmie, nie pozwalam ci zabrać mojej wnuczki. Ona tego nie chce. - wywracam oczami. Ta sytuacja zaczyna się robić naprawdę nudna.

- Dziękuję - szatynka uśmiecha się do dziadka z radością. Spoglądam na jej strój. Przecież ubrała się tak jakby miała iść do restauracji. Co za uparte babsko.

- W takim razie muszę cię porwać. - odpowiadam poważnie i błyskawicznie biorę Nadię na ręce w stylu panny młodej.

- NIE! - piszczy. - Puszczaj mnie ananasie! - wychodzę z jej mieszkania ze śmiechem.

- Wiesz, że ananasy mają słodkie soki? - ruszam sugestywnie brwiami. - Skoro lubisz ananasy to możesz skosztować moich cudotwórczych soków.

- Wolałabym napić się wody z kibla! Puszczaj mnie, ty mała imitacjo faceta!

- MAŁA? - puszczam ją i chwytam się za serce? - Przypomnij sobie, czym zrobiłem ci dziecko!

- Och! Wybacz, ale twoja paróweczka mnie nie podnieca.

- A mam ci przypomnieć, jak było ci dobrze?

- Z tobą? - prycha. - Ćpałeś coś? Za dużo sobie wyobrażasz.

- Nie obniżysz mojego ego, afrodyto. Chodźmy na tą kolację. Myślę, że majaczysz z głodu.

- Przestań mnie nazywać Afrodyto!

- Coś ci nie pasuje? - splatam nasze dłonie i ku mojemu zaskoczeniu, szatynka nie wyrywa swojej ręki. Uznaję to za bardzo dobry znak.

- Nie jestem żadną boginią!

- Dla mnie jesteś - spoglądam na nią z radosnym uśmiechem. - Możesz dzisiaj się mnie nie czepiać i po prostu cieszyć się z mile spędzonego czasu?

- Okej - wzdycha. - Przepraszam, wiem że jestem zołzą.

- Nieeee - śmieję się. - Wcale nie jesteś - kłamię. Podczas drogi do restauracji, rozmawiamy o błahostkach. Pogoda, muzyka, film.

- Dzień dobry. Mamy rezerwacje na nazwisko Collins - zwracam się do kelnera. Sprawdza coś w swoich notatkach, a każda przerzucona kartka mnie drażni. Chce mi się jeść, a tu tak pachnie. Pośpiesz się mały wypierdku.

- Tak, oczywiście - odzywa się po chwili, która chyba była wiecznością. Boję się spojrzeć w lustro. Jeszcze zobaczę na swoich włosach siwiznę, a na twarzy zmarszczki. Grr.. Ta myśl jest odrażająca. Ja wiecznie będę młody! Nie pozwolę wygrać starości. Starość nikogo nie jara! Kelner prowadzi nas do naszego stolika w zaciszu sali, a potem podaje nam menu i odchodzi.

- Bierz co tylko chcesz - mówię i zerkam na proponowane dania.

- Zamówmy po prostu pizzę, frytki i colę. - proponuje moja afrodyta.

- Nie ma tego w karcie - stwierdzam.

- Ale ja chcę pizzę! - odrzuca kartę na stolik i krzyżuje ręce na piersi. Cóż ta randka łatwa nie będzie, ale ma rację, co do jedzenia. Sam mam ochotę na jakiś fast food.

- Czy mogę odebrać Państwa zamówienie?

- Nie - odpowiadam i wstaję od stolika. - Macie do bani to menu. Nic sensowego.

- Z całym szacunkiem, ale jedzenie tu jest wyborne.

- Każdy tak mówi jak chce zatrzymać klientów. My idziemy na coś wysoko kalorycznego i naprawdę smacznego. Nie będziemy wpieprzać jakiejś sałatki, albo owoców morza.

- Masz u mnie plus! - śmieje się Nadia. - PIZZO NADCHODZIMY! - wychodzimy z restauracji i od razu uderza w nas duszne powietrze.

- Chyba będzie burza - stwierdzam.

- Burza czy nie, ja chcę pizzę. - złączam nasze dłonie i prowadzę ją do pizzerii znajdującej się blisko Baker Beach, skąd rozciąga się niesamowity widok na Ocean Spokojny i most Golden Gate. Zerwał się chłodny wiatr, a na niebie pojawia się coraz więcej złowieszczych chmur.

- Może lepiej wróćmy do domu - proponuję i wskazuję na coraz ciemniejsze niebo.

- Nie bądź cipa - śmieje się. - Nie jedną burzę już tu przeżyłam. Nic nie odciągnie mnie od pizzy. - nie wygram, więc nie pozostaje mi nic innego, jak przyśpieszenie kroków. Nie chcę moknąć, bo moje włosy nie będę wyglądać tak zajefajnie, jak w tym momencie. Wchodzimy do środka pizzerii, gdzie panuje dość duży tłok, ale udaje nam się zająć miejsce tuż przy oknie.

Sięgamy po menu. NO! W końcu można coś normalnego zjeść.

- Cztery sery? - pytam.

- Może być, ale ja wolę wiejską. Ewentualnie pepperoni.

- O nie, kochanie. Żadnych ostrych posiłków!

- Ej no - marudzi. - Czuję się jakbyś zabrał mi ulubioną zabawkę.

- Twoja ulubiona zabawka znajduje się w moich spodniach. - nie mogłem się powstrzymać.

- Masz rację, uwielbiam ręcznie prać męskie bokserki - śmieje się i wzywa kelnera. Ta mała wiedźma potrafi mnie zagiąć. Lubię ją! I to bardzo.

- Co podać?

- Pół pizzy cztery sery, a pół wiejskiej. - mówi.

- Jaki rozmiar?

- Największy - odpowiadam i szczerzę zęby w kierunku Nadii.

- Dokładnie - przytakuje. - I dużo sosu czosnkowego. Ooo i chcę jeszcze koktajl waniliowy!

- A poproszę colę.

- To wszystko?

- Tak. - kelner odchodzi złożyć nasze zamówienie. - Jak tam miś?

- Nazwałam go Edwin.

- Edwin?

- Yeap. Jakiś problem? - kręcę ze śmiechem głową. -To dobrze. O patrz! - wskazuje na okno. - Błyska się! O ja - nie odrywa spojrzenia od nieba, które co jakiś czas przecina błyskawica.

- Fanka burz?

- Ogromna. Niebo tak ślicznie wygląda. - wraca spojrzeniem do mnie. - A tobie, co się podoba?

- Zgadnij...

- Myślę, że jesteś Narcyzem - stwierdza. - Wychwalasz ciągle sam siebie.

- Nie ee - nachylam się nad stołem i spoglądam w jej oczy. - gdyby tak było, nie nazywałbym ciebie Afrodytą, kochanie. A pewność siebie to nie grzech.

- Myślę, że ty masz w dupie grzech.

- Taa - śmieję się. - To na pewno. - kelner podaje nasze zamówienie, a potem się ulatnia. - Smacznego.

- Tra la la la PIZZA! - uśmiecham się. Dobrze jest widzieć ją szczęśliwą i taką radosną. Miłe jest uczucie, że to moja zasługa. Reszta randki przebiega w luźnej atmosferze, której towarzyszy burza na zewnątrz, ale kto by się nią teraz przejmował? Randka jest cudowna. I moja pierwsza.

------
Hej misie ❤️
Przepraszam za brak rozdziałów przez dwa dni, ale przemęczenie dało o sobie znać. Dziękuję za cierpliwość 😘
Buziole ❤️

Uroczy łobuz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz