" Kochana ciocia"

13.9K 1.4K 272
                                    

Celeste ( czyt. Selest)

Podpisuję pokwitowanie i odbieram od kuriera drobną paczuszkę.

- Miłego dni, do widzenia. - mówię do mężczyzny i zamykam drzwi w pełni podekscytowana prezentem. Już wiele lat minęło odkąd dostałam od kogoś jakiś drobny prezent. Z wielkim uśmiechem na ustach otwieram starannie zapakowane pudełko i moim oczom ukazuje złota bransoletka z zawieszką w kształcie kuli ziemskiej. Jest delikatna i bardzo w moim stylu, tym bardziej, że kocham podróżować. Na dnie pudełeczka znajduje się biała kartka.

Poniedziałki bywają trudne,
a ten drobny upominek powinien ci umilić dzień.
Do zobaczenia jutro :)
Ryan

- Cholera! - karcę sama siebie. Zapomniałam o jutrzejszej randce przez dzisiejsze zawirowania w pracy. W co ja mam się jutro ubrać? Wzdycham i odkładam prezent na stoliku w salonie i idę do swojej sypialni, aby przeszukać zawartość swojej szafy. Ostatnio brałam się delikatnie, niewyzywająco, lecz może teraz powinnam odkryć trochę więcej ciała? Wyjmuję czarną skórzaną sukienkę, której jeszcze nigdy nie miałam na sobie. Przy metce wisi jeszcze cena, a ja za nic nie wiem, dlaczego ją w ogóle kupiłam. Przymierzam sukienkę i przeglądam się w lustrze. Marszczę nos z niezadowolenia. To nie ja, czuję się jak jakaś tania dziwka. Niemal zdzieram z siebie ten kawałek materiału i od razu wrzucam sukienkę do śmietnika. Skoro spodobałam się Ryanowi w szpitalu, gdy wyglądałam jak gówno to przecież nie muszę się stroić. Założę po prostu spodenki, zwiewną bluzkę i sandałki na obcasie. Dzwonek do drzwi mnie zaskakuje, ponieważ nikogo się dzisiaj nie spodziewam. Szybko nakładam na siebie dresową sukienkę i idę otworzyć drzwi.

- Cześć, kochanie. - wywracam oczami na widok mojej rodzicielki i kochanej cioci Mirandy.

- Cześć mamo - wymuszam uśmiech. - Witaj ciociu. - przepuszczam je w drzwiach z coraz większą irytacją. Nie mogę mieć chociaż jednego dnia spokoju?

- Miranda przyjechała do mnie na tydzień, więc postanowiłyśmy ciebie odwiedzić. - tłumaczy mama.

- Mogłaś wcześniej zadzwonić. - burczę.

- Ale wtedy nie byłoby niespodzianki - uśmiecha się ciocia i bierze mnie w objęcia. - Moja kruszynka już taka dorosła.

- Mirando, to jeszcze dziecko - karci ją mama.

- Susan, ona ma dwadzieścia siedem lat. - bacznie mi się przygląda. - Powinnam już szykować sobie kreację na jej ślub.

- Jest za młoda - idzie w zaparte mama.

- Susan, ty miałaś dwadzieścia lat, gdy urodził się Glenn i jeśli mnie pamięć nie myli, już byłaś mężatką.

- Może herbaty? - pytam.

- Poproszę - odpowiada ciocia, a potem mama. Idę do kuchni, nalewam wody do czajnika i wyjmuję z szafki kubki.

- Więc - zagaja ciocia. - Masz już kogoś na oku?

- Mirando, ona nie będzie umawiać się z facetami dopóki nie osiągnie odpowiedniego wieku.

- Stara prukwa zwariowała - mówi pod nosem ciocia, na co prycham.

- Co cię bawi? - pyta mama. Najwidoczniej nie usłyszała słów cioci.

- Nic, przypomniał mi się pewien dowcip. - kłamię. - Jaką chcesz herbatę?

- Zieloną, poproszę.

- Susan, jaki twoim zdaniem jest odpowiedni wiek na małżeństwo twojej córki?

- To chyba oczywiste - chwyta się za serce. - Czterdzieści.

- Pokićkało cię? - zanosi się śmiechem. - Ja mam jeszcze zamiar uprawiać dzikie tance na jej weselu, a więcej lat dzieli mnie do tego ślubu niż do grobu.

- Mirando, to dla dobra Celeste.

- Co? Moja śmierć bez dzikich tańców? Susan, zluzuj rajstopy i odpuść. - ciocia puszcza do mnie oczko i dyskretnie podaje mi pudełko, które zostawiłam na stoliku w salonie. Gdyby mama je zobaczyła, rozpętałoby się piekło.

- Mirando, musisz zrozumieć. Celeste jest jeszcze młoda.

- Stara - prycha. - Jest przed trzydziestą i pewnie jeszcze nie miała dobrego fifi rifi - gestykuluje rękoma. - podaję kubki z herbatą obu kobietom i przysłuchuję się dalszej wymianie zdań.

- Czego? Jakiego fifi rifi?

- Susan, a skąd się biorą dzieci? - pyta z uniesioną jedną brwią. Odkąd pamiętam jestem ulubienicą cioci i to ona zawsze broni mnie przed matką. Czasem mam wrażenie, że to ona jest bardziej moją mamą niż kobieta, która w tej chwili zwariowała.

- Nie rozmawiajmy o takich temat przy dziecku - oburza się mama. - Jeszcze się zgorszy - uderza otwartą dłonią o blat stołu.

- Mamo, przesadzasz - wtrącam.

- Dziecko, to nie są tematy dla ciebie.

- Seks, seks, seks,seks, seks, seks... - powtarza ciotka z szybkością.

- MIRANDO! - krzyczy mama.

- Dupa, dupa, dupa, dupa, dupa, dupa... - pokazuje mamie język.

- Mirando!

- Fiut, fiut, fiut, fiut, fiut,fiut, fiut..

- DOSYĆ TEGO! - niespodziewanie mama uderza ciocię w twarz, na co obie reagujemy podobnie. Otwarte usta i uniesione brwi.

- Mamo?

- Miranda przekroczyła granicę. Nie pozwolę, abyś poznała ten świat tak szybko.

- Lecz się - wtrąca ciocia. - Jesteś chora umysłowo! Celeste jest dorosła do kurwy nędzy! Susan zwariowałaś i powinnaś brać leki i być pod stałą opieką psychiatry!

- Ja dbam tylko o Cel.

- SIEBIE! - krzyczy ciocia. - Nie chcesz dopuścić do siebie myśli, że twoja córka już cię nie potrzebuje. Daj jej żyć, pozwól podejmować własne decyzje i będzie umawiać się na randki, słyszysz?

- NIE! Nie może!

- A właśnie, że może! - spogląda na mnie. - Dziękuję kochanie za herbatę, ale nie będziemy ci już przeszkadzać. - spogląda na mamę. - Idziemy, Susan! - ciocia przytula mnie do ucha i szepcze :

- Muszę poznać tego Ryana - odsuwa się ode mnie i po raz kolejny puszcza oczko. Chwyta moją mamę pod ramię i razem wychodzą z mojego mieszkania, a ja z westchnieniem opadam na kanapę. Ciocia ma rację. Mama musi udać się na jakąś terapię.

-----
Hej misie ❤️
Czyżby Celeste miała sprzymierzeńca?
Buziole ❤️

Uroczy łobuz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz