Ruby #4

4.3K 157 56
                                    

- Jak to nie żyją i jaki wypadek? Co pan mówi? - wstałam gwałtownie, nie wierząc w wiadomość, którą właśnie mi przekazano, ale nagle poczułam coś innego. Informacja o stracie zeszły na ostatni plan, a główną sprawą stało się uporczywe palenie w gardle, które zaczęłam czuć. Jedyne co się liczyło to krew, bynajmniej tak mówiła mi świadomość. Nie wiedziałam dlaczego. Usiadłam w kącie trzymając się za gardło. Blady mężczyzna i jego żona patrzyli na mnie takim wzrokiem, jakby wiedzieli co aktualnie się że mną dzieje.
- Wszystko co ci teraz przekazujemy wydaje się nierealne prawda? Twoja przemianą w wampira trochę zajęła, ale sądzę, że tego chciałaś ty i Twoi rodzice, których znałem. Możesz mnie nie pamiętać, ale przyjaźniłem się z twoimi rodzicami. Może później ci wyjaśnimy. - złotooki uklęknął przy mnie i położył mi dłoń na ramieniu. - Czujesz palący ból w gardle i pragnienie?
- Straszne drapanie. Jestem wampirem? Co teraz? - zapytałam szybko, rozglądając się co rusz. 
- Polowanie. My nie pijemy krwi ludzkiej. Żywimy się zwierzyną. Esme już czeka. Choć. - pomógł mi wstać, po czym udaliśmy się do wyjścia z domu.
Znaleźliśmy się obok Esme, po czym powiedzieli mi bym po prostu biegła. Nie zrozumiałam tego co mi powiedzieli, lecz gdy zobaczyłam na własne oczy jak pędzą przetarłam oczy. Nie, nie, nie to musi być sen to niemożliwe. Jeśli to jawa to potrafię robić to co oni prawda? Puściłam się biegiem w gęstwinę i rzeczywiście byłam szybsza niż gepart. Zatrzymałam się przy Esme, która złapała mnie za ramiona i przyjrzała się z uśmiechem.
- Rozluźnij się kochanie. Zamknij oczy i skup się. - powiedziała cicho. Zrobiłam to. Słyszałam piski myszy w runie leśnym, sowę, pszczoły. Jak to? Przecież człowiek tego nie słyszy. Poczułam zapach sarny i niedźwiedzia. To obudziło we mnie coś czego nigdy nie poczułam, nagła chęć mordu, by poczuć smak ciepłej krwi. Kierowana chęcią zatopienia zębów ruszyłam w stronę sarny. Ukryłam się za jednym z drzew i bacznie ją obserwowałam, by wybrać dogodny moment. Każdy ruch, odgłos tego zwierzęcia dochodził do moich uszu z zdwojoną siłą. Przygotowałam się i rzuciłam się na nią. Miotała się na każdą stronę, aby uciec przed napastniczką, czyli mną. Ugryzłam zwierzę w szyję, po czym wypiłan całą krew. Nie czułam się jednak syta, przez co życie straciło sześć kolejnych saren. Gdy skończyłam u mojego boku pojawili się Carlisle i Esme. Moja twarz miała świeże ślady krwi, tak samo jak ubrania, lecz te pomieszały się również z błotem.
- Świetnie ci poszło. Musisz też przystosować się do kilku zasad w naszym domu. - powiedziała Esme obejmując mnie ramieniem. Trochę mi to przeszkadzało. Nie lubiłam dotyku, więc byłam dość spięta.
- Esme pokażę ci twój pokój. Nie jest za bardzo przystosowany, ale na te chwilę musi ci wystarczyć. Jutro wybierzemy pasujące meble. Musisz się przebrać. Wtedy zejdź do nas. Będziemy czekać. - Carlisle poklepał mnie po ramieniu.
Ruszyliśmy więc biegiem do domu. Przekroczyliśmy jego próg dosyć zadowoleni, choć ja wciąż nie mogłam się oswoić. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na nowoczesny wystrój. Duża przestrzeń, wiele światła. Świetne miejsce. Wraz z Esme udałam się do mojej nowej sypialni. Była średniej wielkości, ale nie przeszkadzało mi to. Nie było łóżka, tylko duża sofa, regał z książkami, toaletka i inne podstawowe meble.
- To stary pokój Rose. Za kilka dni przeniesiesz się do nowej sypialni. Mam ubrania, pożyczę ci. Jeżeli używasz tuszu i innych kosmetyków również mogę ci je dać. - mówiła kobieta wybierając z szafy kilka rzeczy.
- Dziękuję. Kim jest Rose? - spytałam nieśmiało.
- Rose to nasza przyszywana córka. Jest jeszcze Alice, Edward, Emmett oraz Jasper. Poznasz ich za chwilę. Wracają z szkoły. - podała mi niebieski T-shirt i szare dżinsy.
- Chodzą do szkoły? - spojrzałam na nią zdziwiona.
- Potrafią się opanować wśród ludzi. Zajęło im to trochę czasu. Obok masz łazienkę. Jeśli będziesz gotowa zejdź na dół. - pocałowała mnie w czoło i wyszła.
Czułam się dziwnie. Ta kobieta zachowywała się jak moja matka. Tak samo ten mężczyzna. Usunęłam ślady krwi pod prysznicem. Pozwoliłam, by gorąca woda płynęła po mojej skórze przez prawie pół godziny. Przebrałam się i usiadłam w fotelu obrotowym, by chwilę pomyśleć. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, o czym rozmawiałam z niki przed polowaniem. Nie wiedziałam skąd rodzice znali Carla, choć sama go trochę kojarzyłam. Westchnęłam ciężko po czym skierowałam się do lustra. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie. Dopiero teraz zrozumiałam czym się stałam. Miałam idealną sylwetkę, która zainteresowała by każdego. Moje włosy wyglądały na bardzo zdrowe i zadbane. Spojrzałam na swoje oczy. Strasznie mnie przerażał przez swój szkarłatnie czerwony odcień. Nie chciałam pokazać się innym w takim kolorze. Postanowiłam więc poprosić o pomoc, choć było mi dosyć głupio. Cicho otworzyłam drzwi i się rozejrzałam. Nikogo nie było na korytarzu. Wszyscy rozmawiali na dole, w salonie. Skupiłam się by zlokalizować gabinet Carlisle'a. Mój słuch był niezawodny. Skręciłam w prawą stronę. Na końcu znajdowały się drzwi. Uścisk w brzuchu nie dawał mi spokoju. Stresowałam się każdą możliwą rozmową. Chwilę stałam przy drzwiach. Uspokoiłam się po czym zapukałam. Usłyszałam ciche proszę. Lekko wyjrzałam.
- Mogę wejść? - spytałam nieśmiało.
- Jasne wchodź. - mężczyzna odrzucił jakiś stos papierów. Ręka wskazał mi jeden z foteli, przy jego biurku. On zajął drugi. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Ułożyłam w głowie gotowe zdania, by nie walnąć jakiejś gafy.
- Czy ma pan szkła kontaktowe? Nie chcę pokazać się innym z takim kolorem oczu. To przerażające. - spojrzałam na swoje buty zawstydzona.
- Tak, mam. Wystarczy, że będziesz mówić do mnie Carlisle, Carl, tato. Jak sobie życzysz. - mężczyzna uśmiechnął się szeroko. Dziwnie bym się czuła mówiąc do niego "tato". Wstał i otworzył szufladę. Wyjął pudełko z soczewkami. Podszedł do mnie.
- Pomóc ci je założyć? - spytał troskliwie.
- Tak, proszę. - odpowiedziałam. Otworzyłam szeroko oczy, które po chwili zaczęły mnie szczypać. Zamrugałam kilka razy. Wszystko wróciło do normy. Carlisle podał mi lusterko. Brąz w moich oczach był zadowalający. Oboje udaliśmy się do salonu. Szłam za mężczyzną krok w krok. Bałam się tak strasznie. Jeżeli mnie nie polubią? Zaczną wyśmiewać? Podniosłam wreszcie wzrok. Na sofie siedziała dziewczyna. Uśmiechała się szeroko i patrzyła na mnie zadowolona. Wyglądała uroczo, jak chochlik, z tak krótką fryzurą. Obok niej był złotowłosy chłopak. Patrzył na mnie chłodno, zachowując dystans. Przy kominku stała dziewczyna o blond włosach i delikatnych rysach twarzy, w towarzystwie napakowanego mięśniaka. Ktoś grał cicho na fortepianie. Chłopak wydawał się smutny i przygnębiony.
- Ruby to jest Alice i Jasper. - Esme wskazała na chochlika i jej partnera. Z moich wniosków byli parą, tak samo jak blondynka i mięśniak, których Esme przedstawiła jako Rosalie i Emmett. Przy fortepianie siedział Edward. Pomachałam im nieśmiało ręką. Odwzajemnili gest. Zajęłam miejsce w fotelu.
- Zacznijmy od kilku zasad panujących w naszej rodzinie. - Carlisle spojrzał na mnie i kontynuował. - Każdy jest dla siebie miły. Nie lubimy konfliktów, ale jeżeli są, należy rozwiązać je spokojnie. Bez niepotrzebnych ucieczek i innych tego typu wyskoków. - spojrzał dyskretnie na Edwarda, który cicho się zaśmiał.
- Oprócz tego jak zauważyłaś, nie żywimy się ludzką krwią. Nauczymy cię kontrolować głód. Nie jest to prosta sztuka, ale wszystko da się zrobić. Jeżeli będziemy się wychylać Volturi mogą nas poćwiartować i spalić. - mężczyzna spojrzał na wszystkich. Kim do cholery byli Volturi?
- To taka jakby, rodzina królewska w naszym świecie. Pilnują by wszystko przebiegało w tajemnicy przed ludźmi. - byłam zdziwiona, bo nie wypowiedziałam pytania na głos.
- Czytasz w myślach? - zapytałam szybko Edwarda.
- Tak. Alice przewiduje przyszłość, a Jasper kontroluje emocje. - spojrzał na mnie pierwszy raz odkąd tu byłam.
- Dlatego nie czuję już tego stresu. - powiedziałam, ale uświadomiłam sobie, że nie powinnam tego zdradzać i trochę sie zawstydziła, przez co wszyscy cicho się zaśmiali.
- Czy wszystkie wampiry mają takie um... dary? - spytałam zaciekawiona.
- Nie. Nie wszystkie. - odpowiedział Carlisle.
- Chodzicie do szkoły, ale jak wytrzymujecie wśród tylu ludzi? Przecież ten zapach krwi jest nie do zniesienia. - patrzyłam na nich.
- Po dość krótkim czasie potrafiliśmy się kontrolować, dzięki naszemu przywódcy. - Emmett poklepał Carla po ramieniu. - Carlisle to już w ogóle odpał. Pracuje w szpitalu, operuję ludzi i inne takie. Jest motywacją dla nas. - kontynuował Emmett. Wszyscy znów się zaśmialiśmy. "Odparł" w ustach mięśniaka brzmiało przezabawnie.
- Czyli Carlisle to taki wasz ojciec, a Esme to matka? - spojrzałam na wszystkich.
- Tak, a ty od teraz jesteś naszą córką. - Esme objęła mnie w pasie. Czułam się coraz bezpieczniejsza. Swoboda zagościła do mojego serca. Teraz już wszystko rozumiałam, ale bałam się, że to wszystko zepsuje. Choć sama do końca nie wiem jak.

Czy to kolejny rozdział?! Tak!!! Juz 4 dzisiejszego dnia. Nie sprawdzałam interpunkcji i innych błędów, ale zrobię to jak będę miała więcej czasu. Polecajcie mnie znajomymz udosteoniajcie a PRZEDE WSZYSTKIM ZOSTAŃCIE NA DŁUŻEJ!!! Jeżeli wam się podoba zostawcie po sobie jakiś znak w postaci komentarza. Miłej nocy.

"You're an angel" / Saga Zmierzch / POPRAWKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz