Forks #20

1K 34 9
                                    

Ostatnie tygodnie w Egipcie stały się całkiem przyjemne dla naszej rodziny, a przynajmniej jej części. Moje relacje z Benjaminem uległy znacznej poprawie co cieszyło mnie, ale również jego. Obydwoje stwierdziliśmy, że będziemy przyjaciółmi i nic więcej. Taki układ wydawał się najbardziej korzystny dla obydwóch stron. Dzień przed wylotem spakowałam swoje rzeczy czując mały smutek w głębi mojego zimnego serca. Wydawało mi się, że wyjeżdżając stąd nie będę rozpaczać, a jednak mała część mnie przywiązała się do tego miejsca. Egipcjanie pożegnali nas ciepło i zapraszali na kolejny przyjazd. Podczas podróży na Alaskę niewiele rozmawialiśmy. Każde z nas pogrążyło się w własnych szarych myślach.

Denalczycy ucieszyli się z naszego niespodziewanego przyjazdu. Zaskoczeni nowym członkiem rodziny oraz moim talentem zadawali wiele pytań na które z chęcią odpowiadałam. Sama nie wiedziałam, czemu pałałam do nich tak wielką sympatią. Zostaliśmy u nich do późnego wieczora rozmawiając i śmiejąc się całą grupą, co było dla mnie czymś nowym. Czułam się bardzo swobodnie pierwszy raz od dawna, najwidoczniej Esme i Carlisle to zauważyli, bo co rusz posyłali mi uśmiechy pełne zadowolenia. Po naszych odwiedzinach ruszyliśmy do Forks samochodem z czego się ucieszyłam. Bardzo chciałam wrócić do domu, posłuchać muzyki i czuć się wolna wśród tego co znam. Samochód sunął do przodu z zawrotną prędkością. Tym razem wybraliśmy auto, ponieważ nie mieliśmy ochoty na lot samoloten, zresztą jazda najnowszym BMW zdawała się całkiem przyjemna. Z popularnej stacji radiowej płynęła cicha muzyka pop. Wokół drogi rozpościerał się las daleki na kilkuset mil, co napwalo mnie energią psychiczną. Wszystko powoli rodziło się do życia po zimie. Nagle telefon Esme zaczął dzwonić co wystraszyło nie tylko mnie, ale również jej męża.

- Halo? - po włączeniu zielonej słuchawki Esme przyłożyła telefon do ucha i zaczęła rozmowę. Jej brwi lekko się zmarszczyły.

- Jak to? Volturi? - kobieta wydawała się zaskoczona, a w jej głosie było słychać nutę zmartwienia. Przycisnęła urządzenie jeszcze mocniej zakrywając usta dłonią.

- Musicie go ratować. Będziemy czekać w domu. Do zobaczenia. - Esme rozłączyła się i zaczęła nerwowo pocierać dłońmi o uda. Całą rozmowa nie mogła umknąć jej mężowi, który po chwili bez zawahania zapytał co się stało.

- Edawrd chce wystawić się Volturi. Myślał, że Bella nie żyje. - po tych słowach nastała długa, ciężka cisza. Carl zacisnął mocniej palce na kierownicy, a ja miałam tysiąc myśli w głowie. Jak to? Samobójstwo? Napewno by mi powiedział, gdyby miał takie zamiary. Fakt, nasz kontakt ostatnio uległ diametralnej zmianie i prawie się urwał, ale sądziłam, że mówimy sobie wszystko. Wyjęłam komórkę i zaczęłam nerwowo wybierać jego numer i dzwonić, ale niestety bez skutku. Po chwili moje myśli zwróciły kierunek ku Swan, przez co odrazu zaczęłam zadawać pytania Esme.

- Dlaczego myślał, że Bella nie żyje? Gdzie teraz jest Eddy? - przesunęłam się na miejsce środkowe i pochyliłam się do przodu, by mieć lepszy widok na obydwoje.

Moja przyszywana matka nawet nie mrugała, a jej całą poza przypominała kamienny posąg w głębokiej, niepojacej zadumie. Najwidoczniej żadne z nich nie miało zamiaru się odzywać do końca podróży, lecz mnie to jeszcze bardziej rozwścieczyło. Miałam ochotę użyć swojego daru, ale powstrzymałam się w ostatnim momencie tym bardziej, że nie jest on tak bardzo rozwinięty.

- Chcę wiedzieć! Powiedz mi! - zaczęłam krzyczeć uderzając nogą o podłogę samochodu, co poskutkowało jakąkolwiek reakcją, fakt nie była ona pozytywna.

Carl przyglądając się w lusterko posłał mi spojrzenie pełne dezaprobaty, a jego wzrok dosłownie mówił mi, bym przestała zachowywać się jak małe, rozpieszczone dziecko, które nie dostało ukochanej zabawki. Miałam ochotę krzyknąć mu, że nie boję się jego groźnej miny i mam to wszystko gdzieś chce wiedzieć co jest z Edwardem, ale stwierdziłam, że to zostawię akurat dla siebie.

- Nie wiem dlaczego tak myślał. Alice i Bella jadą go ratować. To wielka pomyłka, Bells żyje. Musimy jak najszybciej wrócić do domu i czekać na wiadomości od pozostałych. Tylko tyle możemy zrobić. - brunetka niezbyt optymistycznie podchodziła do całej sprawy. Najwidoczniej Alice musiała jej coś powiedzieć, co zgasiło w niej walecznego ducha.

- Ale jak to? Tylko tyle?! Musimy zawracać i jechać do Włoch!

- Nie możemy tego zrobić. Zostajemy w Forks. Volturi nie mogą cie zobaczyć. - Carlisle wydawała się zmartwiony. Zakręcając w leśna drogę prowadzącą do naszego mieszkania kontynuował. - Jeżeli któryś z ich szeregów zobaczy twój dar będą chcieli cię w swoich szeregach. Ciężko im odmówić tym bardziej, że Ty jesteś młoda i podatna na takie sugestie.

- Co? Nie jestem! To nieprawda! Zawracaj! - mimo wszystko stawałam przy swoim, a to wszystko po to by ratować Edwarda przed śmiercią. Zresztą Alice też była w niebezpieczeństwie. Emmett opowiadał mi czego chcą od nas Volturi. Sam Carl żył z nimi przez jakiś czas. Teraz chcą Alice na wyłączność jednak ta nie chce się zgodzić. I dobrze.

- Uspokój się Ruby. Wszystko się ułoży. - Esme próbowała mnie uspokoić, ale w momencie gdy auto zatrzymało się pod domem wysiadłam z samochodu głośnik trzaskając drzwiami.

- Nie będę tu siedzieć i czekać na wiadomość, że Edward został poćwiartowany i spalony. Jedziemy do Europy! - mój krzyk z pewnością słyszało pół lasu. Ptaki wyleciały w popłochu z swoich kryjówek, by tylko nie być w pobliżu naszej trójki. Stałam zaciskając zęby, aż w końcu zareagował Carlisle, który przez większość czasu staram się być opanowany, jednak moja złość mj się udzieliła.

- Powiedziałem nie. Do momentu powrotu pozostałych masz zostać w pokoju. - spojrzał na mnie dziwnie smutny. Wzrokiem i skrzyżował ręce na piersiach. - Zawiodłem się na tobie. Chcemy nauczyć cie szacunku i godnej postawy, ale okazuje się, że nasze lekcje nie są dla ciebie tak cenne jak sądziłaś. Mam nadzieję, że przemyślisz swoje zachowanie. Teraz wejdźmy do domu. - zaskoczona jego wypowiedzią bez słowa skierowałam się w stronę swojej sypialni, czując w sobie coraz większy wstyd.

Rzeczywiście moje zachowanie było godne rozwydrzonej nastolatki. Nie chciałam taka być, ale na myśl o stracie bliskich serce mi się krajało. Postanowiłam zająć czymś myśli, więc zaczęłam sprzątać swoją sypialnie, której nie odwiedzałam od bardzo długiego czasu. Gruba warstwa kurzu osiadła na drwenianych meblach, a pościel zrobiła się dziwnie szara. Zmieniłam ją, przy okazji ułożyłam swoje książki, a zdjęcie które zrobiłam dzień przed wyjazdem z Benjaminem postawiłam na biurku obok mojego szkicownika. Zapadał zmrok, a jedyne co mi pozostało to czekać na jakikolwiek znak.

Chyba jesteście przyzywczajeni do nieregularnych rozdziałów. Aktualnie zaczęłam studia i powinnam uczyc się anatomii, ale tam bardzo nie mam siły. A co u was?

"You're an angel" / Saga Zmierzch / POPRAWKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz