Akceptacja #14

1.9K 75 29
                                    

Słońce powoli wynosiło się ku niebu niestety gęste chmury skutecznie odcięły drogę światła. Westchnełam i poraz kolejny przetarłam oczy dlońmi w geście płaczu. Siedziałam na parapecie od powrotu do domu zatapiając się w własnych negatywnych myślach. Głupio postąpiłam odmawiając Ericowi, ale niestety nie jestem w stanie cofnąc czasu. Zastanawiałam się, czy rzeczywiście byłabym w stanie go skrzywdzić. Życie wśród ludzi wbrew pozorom nie jest takie proste, każde z nas jest wskazane na samotność, jeżeli nie chcemy być krwiożerczymi bestiami. Opanowanie pragnienia to trudna sztuka, ale przy pomocy innych jest to wykonalne. Za oknem zauważyłam Edwarda, który najwidoczniej wracał od Bells. Domyślałam się, że wrócił by zmienić ubrania i zabrać samochód z zamiarem jazdy do szkoły. Przetarłam twarz dłońmi i ruszyłam w stronę biurka, by włączyć laptopa jednak ciche pukanie do drzwi mi przerwało.

- Proszę. - powiedziałam cicho.

Nieśmiało do pokoju wszedł Carlisle. Jego tęczówki w kolorze miodu przyciągały wzrok.

- Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale przyszedłem z Tobą porozmawiać. Mogę? - mężczyzna wskazał na łóżko na co skinełam głową.

Delikatnie usiadł na jego brzegu a ja zajęłam miejsce na fotelu przy regale na książki. Oparłam podbródek na dłoni.

- Co się dzieję Ruby? - zapytał wprost na co delikatnie się spiełam.

- Wszystko gra. - odpowiedziałam bez namysłu za co skarciłam się w myślach. Przecież powinnam być szczera.

- Czyli według ciebie teb atak paniki był czymś...zwyczajnym tak? - zapytał bacznie mi się przyglądając.

Patrzyłam mu prosto w oczy nie odzywając się. Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Nie chciałam go urazić mówiąc, że mam problemy z akceptacją siebie, bo będzię w stanie obwiniać siebie.

- Po prostu sam wiesz jak to jest. Ktoś chcę się do ciebie zbliżyć, mam tu na myśli ludzi, ale ty ze względu na to kim jesteś boisz się. Strach zatruwa każdy zakamarek twojego zimnego ciała, a ty nie masz na to wpływu. Odmówiłam Ericowi, bo zwyczajnie bałam się, że go skrzydzę. Gdy czekałam na Edwarda pod ratuszem w mojej głowie pojawiła się bardzo negatywna myśli. Pomyślałam, że nienawidzę siebie i swojego zachowania. Walczyłam z tym, bo tak naprawdę mogłeś mnie zostawić, ale dostałam drugą szansę. Chyba rozumiezz w czym tkwi problem. Chcę żyć, ale pewne rzeczy mi na to nie pozwalają. - skończyłam swoją długą wypowiedź, wnikając wzrok w podłogę.

Nie byłam w stanie spojrzeć na Carla po tym co właśnie powiedziałam. Mijały sekundy, minuty i w dalszym ciągu żadne z nas się nie odzywało. Miałam wrażenie, jakby to trwało wieczność. W końcu doktor poprawił pozycje i chyba zaczął wbijąc we mnie wzrok.

- Ruby spójrz na mnie. - powiedział swoim niskim i ciepłym głosem.

Zaczęłam bawić się nerwowo palcami. Nie potrafiłam tego zrobić. Zaczełam lekko drgać, próbując się przełamać, by spojrzeć na Cullena.

- Nie bój się. - szepnął, po czym wstał i usiadł delikatnie obok mnie na podłokietniku.

Carlisle objął mnie ramieniem i delikatnie do siebie przyciągnął na co kompletnie się rozkleiłam, więc się w niego wtuliłam. Mężczyzna delikatnie się kołysał, wciąż szeptając, że wszystko się ułoży i mi pomoże. Miałam niesamowitę szczęście, by dołączyć do rodziny Cullen, a jednak w dalszym ciągu miałam wrażenie, iż tego nie doceniam. Może Eric jednak będzie chciał iść ze mną na bal i uda mi się jeszcze wszystko odkręcić, jeżeli nie to nie będę ubolewać i pójdę sama. Muszę w końcu wziąć się w garść.

- *Ty, jak nikt we Wszechświecie, zasługujesz na swoją miłość. - powiedział Carlisle. Pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł.

Jeszcze przez chwilę siedziałam na fotelu, ale dzięki tej rozmowię i wsparciu mężczyzny czułam, że jestem w stanie sobie poradzić. Cytat, który wciąż krążył w mojej głowie powoli dodawał mi energii. Spakowałam wszystkie potrzrbne książki do.plecaka, po czym szybko wskoczyłam pod prysznic, by się odświeżyć. Nie musiałam tego robić, ale lubiłam ten ludzki pierwiastek. Gdy byłam gotowa dołączyłam do Emmetta, który bez słowa wsiadł do samochodu wraz z Rosalie. Najwidzoczniej znów się pokłocili, co wcale mnie nie zdziwiło. Dojazd zajął nam około dziesięciu minut. Wysiadłam z Jeppa i żegnając się z nimi, udałam się do budynku numer jeden na lekcje fizyki. Ktoś zagordził mi wejście.

- Hej! Wszystko gra? Czemu wczoraj uciekłaś? Wystraszyłem Cię? - Eric zalał mbie lawiną pytań. Musiałam kilka razy mrugać, by dotarły do mnie wszystkie zdania.

- Hej...a wiesz wczoraj zle się poczułam, chyba po tej bitej śmietanie i nie chciałam narobić ci wstydu. Edward po mnie przyjechał. Dalej nie czuję się zbyt komfortowo, ale jest o wiele lepiej. - zaczęłam kłamać, a na moje wytłumaczenie chłopak pokiwał głową z współczuciem.

- Oh...rozumiem. No nic tak się czasami zdarza. - wzruszył ramionami. - Idziesz na bal?

- Zastanawiam się. Przepraszam, że ci odmówiłam, ale nie chcę wchodzić między ciebie a Angele. - przekroczyłam próg klasy, bo na zewnątrz zaczynało znów kropić.

- Nie szkodzi. Mam nadzieję, że pojawisz się na balu. Musimy razem zatańczyć. Dobra zaraz spóźnię się na lekcje. Jak coś to napiszę. - Eric pomachał mi ręką na co jedynie posłałam mu uśmiech.

Zajełam miejsce w środkowym rzędzie obok Cass. To drobna blondynka z włosami do ramion. Nie rozmawiałyśmy zbyt często, ale śmiało mogłam stwierdzić, że nie była tak irytująca jak inni.

- No witam panią Cullen. - przywitała mnie Casey na co się zaśmiałam.

- Cześć. Co tam słychać? - zapytałam obojętnie.

- To ja Cię powinnam o to pytać. Słyszałam, że Eric chciał Cię zaprosić na bal. - zaczęła blondynka na co westchnełam. Wieści tutaj rozchodzą się niewiarygodnie szybko.

- Tak, ale to nic takiego. I tak chyba nie idę. - odpowiedziałam.

- Wiesz, jeżeli chcesz możemy iść razem. Też idę sama. - zaproponowała.

- Dziękuję za propozycję. Przemyśle to. - odpowiedziałam uśmiechając się.

Za chwilę zaczęła się lekcje, więc musiałam słuchać i notować, by jak najwięcej zapamiętać. Fizyka nigdy nie była moją mocną stroną, zresztą wolałam przedmioty humanistyczne.
Niektórzy z klasy zaczynali się nudzić, więc mazali bezsensownie po zeszytach. Pod koniec lekcji przestałam słuchać, a moje znudzenie sięgało zenitu. W końcu wszyscy usłyszeliśmy upragniony dzwonek na lekcje. Pozostała część dnia minęła mi w dość spokojnej atmosferze, nie licząc lunchu na który zwyczajnie nie poszłam. Gdy przyszedł czas na wracanie do domu, ustałam przy samochodzie Jaspera i Alice. Dziś wracałam z nimi, bo Emmett chciał zabrać gdzieś Rosalie. W połowie drogi Jasper zaczął rozmowę co nie było do niego podobne.

- Jak z twoimi umiejętnościami? - zapytał patrząc w lusterko. Wzruszyłam ramionami.

- Wydaję mi się, że nic z tego nie będzie dopóki nie poukładam sobie wszystkiego w głowie. - odpowiedziałam.

- Jestem pewna, że w końcu się ułoży. Widzę to. - zaśmiała się Alice.

Powędrowałam wzrokiem spowrotem na szybę, myśląc o balu.

Pewnie wielu z was czekało na ten rozdział. Muszę go jeszcze poprawić bo jest kilka powtórzeń ale zrobie to dopiero jutro narazie czytajcie. Chciałam was zaprosić na mojego instagrama: princessravenclaww
Gdzie zamieszczam informacje na temat nieobecnosci i dodaje czasami cos na story.
Ten rozdział po prostu przyszedł mi do głowy po przexzytaniu wiersza na polskim. Piszcje w komentarzach czy wam się podoba. Do zobaczenia!

"You're an angel" / Saga Zmierzch / POPRAWKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz