Uwielbiałam jeździć samochodem mięśniaka. Chłopak nie był zbyt wygadany, więc nie musiałam się odzywać. Nie czułam się zbyt dobrze. Krople deszczu uderzały agresywnie w szyby, cały obraz się zlewał. Przejechaliśmy przez wielką kałuże, po chwili chłopak skręcił na szkolny parking. Wszyscy oglądali się za naszymi atutami, ale chyba już zdążyłam do tego przywyknąć, że moje "przybrane" rodzeństwo nie jeździ byle czym i lubi szybkie samochody. Ostatnio czułam się dziwnie wśród nich. Miałam wrażenie, że jednak nie jestem częścią tego wszystkiego, a jedyne co mi wychodzi to szukanie problemów. Popatrzyłam w stronę Edwarda, który obejmował Belle. Nie wiem czemu, ale poczułam zazdrość. Wszyscy kogoś mieli, a ja byłam sama jak palec. Jedyne co mi zostało to wzywanie zjaw. Podeszłam do szafki by wyciągnąć podręcznik od historii i odetchnąć od tego zgiełku. Schowałam się za metalowymi drzwiami szybko oddychając. Miałam ochotę uciec z tej szkoły, ale wiedziałam, że nie mogę, bo obiecałam Ericowi w pomocy przy artykule do gazetki. A może jednak jakoś się z tego wykręce? Zamknęłam szafkę zirytowana, po czym ruszyłam do klasy. Zajęłam miejsce w środkowym rzędzie, a dokładnie usiadłam w przedostatniej ławce. Stąd miałam dobry widok na wszystkich. Do pomieszczenia wchodzili uczniowe. Przyglądałam im się z zaciekawieniem. Już prawie zapomniałam, jak to jest być zwykłą osobą, ciepłą osobą, której bije serce, a w żyłach płynie krew. Do mojej ławki dosiadła się Rosie, dziewczyna która zdecydowanie nie wyglądała na uczennicę szkoły średniej. Miała dwa kucyki, czerwone okulary w których nie wyglądała dobrze i ubierała się jak dziecko. Nie przeszkadzało mi to tak jak innym.
- Słyszałaś, że Edward Cullen idzie z córką komendanta na bal? Wszyscy myśleli, że on się z nikim nie umawia, a ona po prostu teraz nim jest. Ma szczęście co nie? - dziewczyna mówiła jak nakręcona. Spojrzałam na nią zirytowana.
- Słyszałam i nie interesuje mnie to, bo w przeciwieństwie do ciebie nie obchodzi mnie życie innych! - krzyknęłam zdenerwowana i wyszłam z klasy nim zadzwonił dzwonek. Miałam to wszystko gdzieś. Spotkałam Erica w drodze do wyjścia.
- Hej. Wpadnę do ciebie dziś wieczorem i wtedy pomogę, teraz nie mogę. - chłopak nie zdążył mnie zapytać dlaczego wychodzę. Założyłam kaptur, bo na zewnątrz padało. Chciałam wrócić do domu jednak było trochę za wcześnie. Jedyne co mi zostało to włóczenie się po Forks. Albo...co mi zależy wejdę przez okno. Postanowiłam, że pójdę w normalnym ludzkim tempie do domu, bo miałam bardzo dużo czasu. Chyba zaczęło mi odbijać, ale dlaczego? Przecież mam dom, "rodzinę" i czego mi jeszcze brakuje? Czułam się jak wtedy, gdy wszystko się wali, a ty spadasz na dno mimo, że tak bardzo nie chcesz. Może lepszą opcją jest śmierć? Skoczyłam na drzewo, później na kolejne i następne. Weszłam wyżej, prawie na sam czubek. Byłam bardzo blisko domu, na szczęście Carlisle musiał iść do pracy, a Esme pojechała do galerii po kilka rzeczy. Wskoczyłam przez okno, rzuciłam plecak przy biurku i padłam na łóżko, które miałam w przeciwieństwie do innych. Lubiłam na nim leżeć, czułam się w jakimś stopniu jak człowiek. Zastanawiałam się dlaczego tak się zachowuje i czuję. Chyba brakuje mi moich prawdziwych rodziców, no i obwiniam się w dalszym ciągu o wypadek. Wciąż coś z tyłu głowy mówiło mi, że warto żyć. Teraz nie potrafiłam w to uwierzyć. Musiało minąć już kilka godzin, bo do domu wszedł Jasper. Słyszałam po dźwiękach stawianych kroków. Następnie pojawili się Edward, Alice. Brakowało Ros i Emmetta, bo najwidoczniej wyszli na polowanie. Nagle ktoś zapukał do moich drzwi.
- Powiesz nam co się dzieje albo Edward zacznie czytać twoje myśli. - Alice skrzyżowała ręce na piersi. Jej wyraz twarzy mnie przerażał. Zazwyczaj nie była taka surowa.
- Po prostu nie miałam ochoty siedzieć w tej szkole. Zresztą źle się poczułam. - wzruszyłam ramionami. Nie chciałam dać po sobie poznać, że trochę się boję. Nie chciałam ich martwić
- Wiesz, że w ten sposób ściągasz uwagę na naszą rodzinę? - oznajmił mi Edward. Wbijał wzrok w podłogę.
- A kto powiedział, że jesteśmy rodziną!? - wstałam wkurzona i popatrzyłam na nich zaciskając pięści.
- Jasper… - Alice spojrzała na chłopaka, który chciał zacząć kontrolować moje emocje. Podeszłam do niego i popchnęłam mocno na ścianę. Cała złość, którą w sobie trzymałam wybuchła jak wulkan. Edward rzucił się na mnie, by mnie przytrzymać jednak byłam silniejsza. Próbowałam złapać Jaspera za ramię, jednak ktoś przybiegł z pomocą.
- Alice spróbuj uspokoić Jaspera. - powiedział Carlisle. Pojawił się nagle. Najwidoczniej zapomniałam, że skończył na dziś swój dyżur.
Wraz z Edwardem zaprowadzili mnie do gabinetu, w którym byłam pierwszy dzień po przemianie. Znów wszystko wróciło. Chłopak wyszedł, więc zostałam sam na sam z "przybranym ojcem"
- Pamiętasz zasady o których mówiliśmy ci tuż po polowaniu? - mężczyzna spojrzał na mnie. Nie mogłam wyczytać nic z jego oczu. Oparł twarz na palcach dłoni, przyglądając mi się.
- Pamiętam. - powiedziałam trochę zawstydzona.
- Więc dlaczego je złamałaś? - zapytał.
- Nie wiem. Chyba straciłam panowanie nad sobą. - zaczęłam nerwowo bawić się palcami. Zawsze pierwszo coś robiłam, a następnie myślałam.
- Uciekłaś też z lekcji. Esme i ja musieliśmy dziś jechać do szkoły i to załatwić. Jesteś jedną z najlepszych uczennic w liceum. Takim postępowaniem ściągasz na siebie uwagę. Narażasz nas, ale najwidoczniej masz do tego powód, więc co się dzieje? - Carlisle poprawił się na swoim obrotowym, skórzanym fotelu. Miał na sobie białą koszulę, w jednym miejscu miała plamę chyba krwi.
- Po prostu ostatnio nie czuje się zbyt dobrze. - westchnęłam i kontynuowałam. - To wszystko dalej jest dla mnie nowe, a myśl o tym wypadku nie daje mi spokoju. Boję się tego, że moje wspomnienia znikną na zawsze. Przepraszam Carlisle...nie powinnam rzucać się na Jaspera. Przepraszam. - szepnelam bliska płaczu. Zamiast łez spływających po policzkach zaczęłam delikatnie drgać
- Wiem, że to trudne, ale jeżeli potrzebujesz pomocy, wsparcia to musisz nam o tym powiedzieć Ruby. - mężczyzna wstał i podszedł do mnie. Również podniosłam się z fotela. Popatrzył mi prosto w oczy, uśmiechnął się i delikatnie przyciągnął do siebie. Oddałam uścisk. Zrobiło mi się lżej. Wiedziałam, że mimo wszystko mam ich i mogę im zaufać.
Wyszłam z gabinetu, by iść na dół i przeprosić Jaspera. Wszyscy siedzieli w salonie. Alice wciąż obejmowała chłopaka, Edward miał złożone dłonie w piramidkę. Esme jeszcze nie wróciła na szczęście, bo zapdlabym się pod ziemię. Ustałam przed nim.
- Jasper... chciałam cię przeprosić. Wiem, że chciałeś dla mnie dobrze. Bardzo cię lubię i nigdy bym się na ciebie nie rzuciła. Chyba po prostu muszę nauczyć się panowania nad emocjami. Wybaczysz mi? - wbiłam wzrok w swoje buty.
- Przeprosiny przyjęte. Może pomogę ci z panowaniem nad sobą? - blondyn wstał i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jasne, dziękuję. Was też przepraszam. Następnym razem bardziej wam zaufam. - przytuliłam ich a po chwili żartowaliśmy z całej sytuacji.
Gdy było już około szóstej, zabrałam mały plecak, do którego włożyłam tableta, notes i coś do pisania. Wybiegłam z domu by spotkać się z Ericem w knajpie.
1111 słów
Dziwna liczba
Wiem, że trochę czekaliście na ten rozdział. Postanowiłam, że pokaże wam jak to wszystko wygląda. Chodzi mi o zwykłe życie które jest między większymi wydarzeniami w fabule. Co myślicie? Piszcie w komentarzach!
Czekam na gwiazdki
Dziękuję wam za tyle wyświetleń
❤
CZYTASZ
"You're an angel" / Saga Zmierzch / POPRAWKI
Fanfiction|KSIĄŻKA JEST W TRAKCIE KOREKTY| Nikt nie wiedział, że ten rodzinny wyjazd skończy się tak tragicznie. Ruby trafia do szpitala w stanie krytycznym. Czy doktor Carlisle, przyjmie kolejnego członka rodziny? Czy Ruby poradzi sobie w nowym życiu? Jak po...