Leo/Will, gdzie Leo jest chory, ale pomimo to ciągle pracuje, dopóki nie trafia pod opiekę Willa.
Dla SolNiveAngelo
— Nic mi nie będzie! — narzekał Leo, gdy reszta dzieci Hefajstosa tłoczyła się wokół niego w skrzydle medycznym, odcinając wszystkie drogi ucieczki.
— Ta, jasne — prychnęła Nyssa. — To samo mówiłeś ostatnim razem.
— I nic mi się nie stało — zauważył Leo. Jake i Backendorf wymienili spojrzenia.
— Leo, odwodniłeś się i zemdlałeś.
— No i? Co z tego? — Latynos przewróciłby oczami, gdyby Will nie był zajęty podświetlaniem ich latarką i sprawdzaniem jego źrenic. Młody chłopak bębnił palcami o łóżko. — Jaki werdykt, doktorze?
Will odsunął się.
— Jesteś idiotą, Valdez. Do tego chorym.
— Umrze?! — Spanikował Henry, a jego oczy wypełnione były strachem. Will poczochrał włosy chłopca.
— Nie. Niestety, ale to tylko grypa.
Obozowicze westchnęli z ulgą.
— Niestety?! — marudził Leo.
— Słuchaj, Leo, — powiedział Will — to już trzeci raz, gdy jesteś tutaj sprowadzony siłą...
— „Siłą" jest kluczowym słowem — mruknął Leo, wiercąc się jak dziecko w gabinecie dyrektora.
— ... bo na siebie nie uważasz — kontynuował Will, ignorując komentarz Leo. — Ostatnio zemdlałeś. Jesteś wyczerpany, twoje ciało jest wykończone i właśnie dlatego masz grypę w czerwcu.
— Okej, doktorze. Jak to naprawię? — zapytał niecierpliwie Leo. — Mam mnóstwo projektów, które muszę dokończyć, więc po prostu daj mi trochę ambrozji i nie będę zawracać ci głowy, Złotowłosa.
Will potrząsnął głową.
— Nie tym razem, Leo. Wszyscy wychodzą. — Odwrócił się do pozostałych dzieci Hefajstosa. — Leo zostaje tutaj, przynajmniej na jedną noc.
— Że co?! — upomniał się Leo. Jego rodzeństwo marudziło przez chwilę, ale po chwili, wszyscy wyszli ze szpitala, krzycząc pożegnania. Leo spojrzał na Willa. — Poważnie? Will, nie możesz mnie tutaj trzymać. Mam tyle do zrobienia...
— A uważanie na swoje zdrowie nie jest jedną z tych rzeczy? — zgadnął Will, podnosząc stetoskop. — Twoje projekty ci nie uciekną, Leo. Twoje zdrowie jest o wiele ważniejsze... — Leo zmroził go wzrokiem, a twarz Willa złagodniała — Proszę? Zrób to dla mnie; jedna noc i możesz sobie pójść, obiecuję.
Leo westchnął z irytacją, ale wiedział, że Will miał rację — czuł się do dupy i w tym stanie i tak nie byłby w stanie zrobić niczego przydatnego.
— Dobra — zgodził się niechętnie. Will uśmiechnął się radośnie.
— Świetnie. Ściągnij koszulkę.
Leo stłumił westchnienie, upewnił się, że w skrzydle nie ma nikogo innego i ściągnął swój pomarańczowy obozowy t-shirt. Miętosił go w dłoniach, gdy Will stanął naprzeciwko niego, przykładając zimny metal do jego chudej klatki piersiowej. Latynos syknął na nagłą zmianę temperatury, co tylko wywołało uśmiech Willa. Myślenie o tym, że słuchał właśnie bicia jego serca, było dziwne. I trochę niepokojące.
— Leo — Will zmarszczył brwi. — Czemu twoje serce bije tak szybko?
— ADHD. — Natychmiast odpowiedział chłopak, zaciskając ręce na koszulce, którą trzymał. Przełknął nerwowo ślinę. Proszę, nie domyśl się, nie domyśl się, powtarzał w swoich myślach, tak jakby mogłoby to coś zmienić. Oczywiście, przyśpieszone bicie serca niczego nie znaczyło, ale jeśli Will zapyta ponownie, to Leo może odpowiedzieć coś głupiego, do czego miał skłonność w obecności blondyna. Will spojrzał na niego z góry, pozwalając zawisnąć stetoskopowi na swojej szyi.
— Masz gorączkę? Jesteś cały czerwony — powiedział zmartwiony, kładąc mu rękę na czole. Latynos odwrócił wzrok, modląc się, żeby jego rumieniec zniknął. Właśnie dlatego, nigdy nie chodził do skrzydła szpitalnego.
— Ni-nic mi nie je-jest — wyjąkał. Will złapał go za podbródek i skierował jego głowę w swoją stronę, żeby ich oczy się spotkały. Latynos wstrzymał oddech, gdy poczuł na sobie jego spojrzenie. Jego oczy podświadomie zsunęły się na usta Willa.
— Właśnie, że jest — stwierdził syn Apolla, puszczając twarz Leo (na szczęście). Złapał jedną z jego dłoni. — Spójrz, trzęsiesz się — powiedział. I miał rację. Leo drżał jak trzcina na wietrze.
— Zi-zimno mi — skłamał.
— Jesteś synem Hefajstosa. — Will zmarszczył brwi. — Ty nie marzniesz.
— To przez grypę. — Szybko odpowiedział Leo. Will nie wyglądał na przekonanego.
— Jesteś strasznie nerwowy, wszystko w porządku? Masz atak paniki?
— N-nie — wyjąkał Leo. Will zmrużył oczy.
— Coś jest nie tak... serce ci wali, jesteś cały czerwony i drżysz, nie możesz złapać oddechu... — Nagle przerwał. Leo zerknął na niego, nie potrafiąc oderwać wzroku. Blondyn wyglądał, jakby walczył ze sobą wewnętrzną walkę i Leo wiedział, że już się domyślił. Czuł, jak serce zaciska mu się w klatce piersiowej...
Will znowu złapał go za podbródek, ale tym razem, zamiast spojrzeć mu w oczy, pochylił się i go pocałował. Leo prawie się zakrztusił i rozszerzył oczy. Jeśli Will myślał, że jego serce wcześniej biło szybko, to teraz waliło jak młot. Pocałunek trwał pewnie kilka sekund, ale dla Leo czas się zatrzymał. Wargi Willa były miękkie, a jego pocałunek delikatny tak jak i sam Will. To było przyjemne. Bardzo przyjemne.
Ręce Leo owinęły się wokół szyi Willa, czego wcześniej nie zauważył i trzymały doktora blisko, nawet gdy odsunął się delikatnie, oddychając ciężko, pomimo tego, że pocałunek był słodki i delikatny.
— Co-co robisz? — wyszeptał. Był zdezorientowany. Szczęśliwy też. Ale przede wszystkim zdezorientowany.
— Zajmuję się tobą — wymamrotał Will i pocałował go ponownie.
CZYTASZ
Who actually cares?
Hayran KurguWill/Nico - 3, 8, 17, 25 Jason/Percy - 2, 7, 13 Jason/Nico - 4, 14, 15, 16 Luke/Percy - 10 Luke/Nico - 5 Nico/Mitchell - 6 Connor/Mitchell - 12 Will/Leo - 11 Thanatos/Kupidyn - 9 Percy/Leo - 18 Frank/Leo - 21, 24 Will/Percy - 22 Luke/Backendorf - 23...