- I co? - Spytałaś, gdy Tooru wyszedł z gabinetu lekarza.
- Będę żyć. - Posłał ci delikatny uśmiech - Ale na około miesiąc będę musiał sobie odpuścić siatkówkę. - Westchnął, chowając ręce do kieszeni dresów drużynowych.
- Lepiej żebyś nie grał miesiąc i żeby z twoim kolanem był już spokój, niż żebyś grał i coś sobie później zrobił.
- No niby tak, ale...Co ja będę robił przez ten miesiąc? - Spytał, spoglądając w sufit.
- O to się nie martw. - Odparłaś z uśmiechem, podchodząc do niego i ujmując jego przedramie - Ja ci znajdę zajęcie.
- Dzięki.
Spojrzałaś na niego lekko zaskoczona, marszcząc brwi. Nie miałaś pojęcia dlaczego Tooru ci dziękuję, przecież nie zrobiłaś nic szczególnego, co byłoby godne podziękowań.
- Za co?
- Za to, że jesteś. - Zaśmiał się cicho, gdy na twoich policzkach dostrzegł róż.
Odwróciłaś głowę w bok i mrucząc pod nosem ciche "Chodź", pociągnęłaś go do wyjścia. Szliście powoli, przemierzając skąpaną w ciemnościach okolice. Lampy uliczne tylko delikatnie oświetlały drogę, raz na jakiś czas mijali was przechodnie, bądź rowerzyści. Postanowiłaś odprowadzić szatyna pod sam dom, by mieć pewność, że bezpiecznie dotrze do domu. Kiedy doszliście już pod dom, usmeichnęłaś się do niego miło.
- To...Do jutra, Tooru-San.
Chciałaś już odejść, jednak Oikawa złapał cię za dwa palce u twojej dłoni. Odwróciłaś się z pytającym wzrokiem, a siatkarz się nachylił.
- Dzięki...Za wszystko.
Kiedy jego ciepłe usta spotkały się w twoją skronią, spłonęłaś ostrym rumieńcem, którego nie mógł zobaczyć, gdyż było ciemno.
- Um...Nie ma za co. Ja ne! - Pomachałaś mu i odeszłaś w swoją stronę.
- Je ne, [Imię]-Chan!
Tooru uśmiechnął się sam do siebie i przeszedł przez furtkę, by wejść do domu. Od razu dopadł do niego młody Takeru, który za prośbą ciotki Oikawy, miał pozostać na cały miesiąc.
- Oikawa...Co to była za dziewczyna?
- To [Imię], nie pamiętasz jej? - Spytał, zdejmując kurtkę.
- Ta twoja przyjaciółka, tak?
- Dokładnie.
Oboje razem poszli na górę, pograć na konsoli. Ty w tym czasie, biegłaś do domu. Niedługo po tym jak pożegnałaś się z Oikawą, usłyszałaś szelest krzaków. Jak wiadomo zrobiłaś to, co podpowiadał ci instynkt. Zwiałaś. Już powoli brakowało ci tchu, jednak dałaś radę dobiec do furtki. Szybko wbiegłaś na posiadłość i weszłaś do domu, zamykając drzwi i opierając dłonie o kolana. Byłaś tak zdyszana, że twoje sapanie było słychać, aż w salonie, gdzie siedział Iwaizumi.
- A tobie co? Ktoś cię gonił? - Spytał, opierając się o ścianę.
- A...Bo...Ja wiem? - Nabrałaś głęboko powietrza.
- Co u tego przygłupa? - Spytał jakby od niechcenia.
Kiedy przypomniał ci o Oikawie, od razu poczułaś mrowienie na skroni. Podniosłaś dłoń i dotknęłaś tego miejsca, lecz zaraz się ogarnęłaś.
- Miesiąc nie będzie mógł grać w siatkówkę, ale jest z nim wszystko w porządku. - Odparłaś, patrząc na kuzyna - Idę do siebie.
~•••~
Po kąpieli pierwszym co zrobiłaś, było walnięcie sie na łóżko i głośne westchnienie. Patrząc w sufit, wróciłaś do wydarzenia sprzed godziny. Choć to był tylko niewinny całus w skroń, w dodatku prawdopodobnie przyjacielski, to na samo wspomnienie go, twoje serce szybciej biło. Miałaś świadomość tego, że Tooru cię zauroczył, jednak nie wiedziałaś, że twoje zauroczenie było już na tak wysokim poziomie. Przycisnęłaś sobie poduszkę do twarzy i zaczęłaś rzucać się na boki, by wybić sobie z głowy swoje myśli. To nie był czas na miłości i inne pierdoły, musiałaś myśleć racjonalnie i przyszłościowo. Oikawa ma dziesiątki fanek, które gdyby dowiedziały się o twojej sympatii wobec niego, rozszarpałyby cię ja strzępy. Głośno westchnęłaś, uspokajając się.
- Nie usnę. - Mruknęłaś do siebie - Nie ma bata.
W tym czasie Tooru wiercił się na łóżku, próbując jakoś usnąć. Niestety, na marne. Jego głowę zaprzątały te same myśli, co i twoją. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie zrobił tego za szybko...A co jeśli uznałaś go za debila? Choć ie było takiej opcji, to on o tym nie wiedział.
- Ugh... - Warknął pod nosem, bijąc się po twarzy poduszką - Pewnie teraz ma mnie za skończonego idiotę.
Przymknął oczy i po chwili zastanowienia, złapał za komórkę i wybrał numer do ciebie. Przyłożył telefon do ucha i słuchał, aż odebrałaś.
- Coś się stało, Tooru-San? - Na dźwięk twojego zmartwionego głosu, chłopakowi zrobiło się głupio.
- Nie, to znaczy...Tak...Ugh...Nie wiem. - Zaczął się gubić, patrząc na boki.
- Coś nie tak z twoim kolanem?
- Nie...Z kolanem wszystko w porządku. Po prostu...Chciałem porozmawiać o tym co było wcześniej. - Wziął głęboki wdech.
- Mógłbyś dokładniej?
- Czy uważasz, że jestem idiotą? - Spytał cicho, kładąc się na boku i zaczynając miętolić materiał kołdry w palcach.
- Nie...Skąd ten pomysł? Iwaizumi znów cię zwyzywał? Jeśli tak to zaraz się do niego przej...
- Nie, nic z tych rzeczy. - Przerwał ci - Po prostu...Chciałem wiedzieć. Przepraszam, że cię obudziłem.
- Nie obudziłeś, tak się właściwie składa, że nie mogę usnąć. - Usłyszał twoje westchnienie.
- Ja też...
- Jeśli to już wszystko to nie będę ci już zawracać głowy, musisz się przecież wyspać.
Po twoich słowach, nastała cisza. Oikawa chciał się ciebie czegoś zapytać, ale nie wiedział, czy go nie wyśmiejesz. Choć zawsze stałaś za nim i Iwaizumim murem i zawsze brałaś ich stronę, to chłopak nie chciał tego nadużywać.
- [Imię]-Chan?
- Tak?
- Czy...Mogłabyś się nie rozłączać? Wiesz...We dwoje zawsze raźniej. - Uśmiechnął się, słysząc twój chichot.
- Jasne, nie ma sprawy...Więc...Dobranoc, Tooru-San.
- Dobranoc, [Imię]-Chan.
Ziewnęłaś cicho i kładąc telefon na poduszce obok, zawinęłaś się w kłębek z kołdry. I tak się składa, że będąc dalej połączona przez telefon z Tooru, nie miałaś tej nocy żadnych dziwnych snów. Spałaś spokojnie tak, jakby chłopak rzeczywiście obok ciebie leżał i czuwał nad tobą. Choć nie mogłaś go dotknąć, czy zobaczyć, to byłaś szczęśliwa. Za to, że po prostu był.
*****************************************
CZYTASZ
Illusion || Oikawa Tooru x Reader
Fanfiction✅Książka zakończona✅ Z pozoru wszystko wydawało się być w jak najlepszym porządku... Posiadanie przyjaciół, bycie swego rodzaju..."Sławną" w swojej szkole, multum adoratorów. Odnoszenie sukcesów, nie zważając na nikłe porażki. Pierwsza miłość, za...