***
- A niech to... Kompletnie nie umiem się zdecydować - wyznał z dziecięcą szczerością Viktor. Można było nawet powiedzieć, że przedstawił całą (prawie) nagą prawdę, jako że stał przed lustrem w samych slipach, białej koszuli oraz przytrzymujących ją czarnych podwiązkach i na zmianę przykładał sobie do kołnierzyka dwa krawaty, między wyborem których się wahał. - Lubię ten ciemnoszary, ale może lepiej będzie założyć na nasz wspólny wywiad coś, ja wiem... coś nieco bardziej symbolicznego? Jak fioletowy?
- Za dużo myślisz - odparł siedzący na łóżku Yuuri, choć z pewnością to on był tym, który za dużo myślał. Dużo za dużo. Mnóstwo i jeszcze więcej. - Przecież we wszystkim wyglądasz idealnie.
- W takim razie jutro chcę wyglądać idealnie plus jeden. - Rosjanin obejrzał się przez ramię i puścił Japończykowi markowe oczko. - W końcu będę tam występował jako twój trener!
Akcent położony na dwa ostatnie słowa tłumaczył wszystko. No tak, odgrywanie roli trenera (a w domyśle również życiowego partnera i przyszłego męża) stanowiło dla Viktora największy możliwy honor, dlatego nie mógł sobie odmówić tej przyjemności, aby nie przygotować się do nadchodzącego wydarzenia w każdym, nawet tak drobnym jak krawat calu. I mimo że godzina była już dość późna, a Yuuri przebrał się nawet do spania, wciąż musiał siedzieć i pomagać w ocenie kreacji jedynego w swoim rodzaju Viktora "jestem przystojny nawet w rozciągniętym dresie" Nikiforova. I nawet jeśli żaden był z Katsukiego spec modowy, to wciąż wiedział, w czym ukochanemu było szczególnie do twarzy, jak również że jego urok wcale nie pochodził z ubrań, ale z czegoś więcej...
Bo najlepiej Viktor prezentował się tak jak teraz, w tym seksownym prawie-niczym, które podkreślało długość jego sięgających nieba nóg oraz gibkość sylwetki. Ciało sportowca było największym dziełem, atutem i wartością samą w sobie, a ludzie tacy jak Viktor, nawet jeśli ich osobowość nie zawsze przystawała do reszty, byli praktycznie chodzącymi bóstwami. I pewnie dlatego Yuuri nie mógł oderwać wzroku od mężczyzny, jednym uchem wpuszczając, a drugim wypuszczając kolejne frazy odnoszące się do koloru, materiału, faktury, połysku i czegoś-tam-jeszcze krawatów. Zamiast tego chłonął obraz najwspanialszego łyżwiarza, jakiego dane mu było poznać. Podziwiał, jaki był przystojny, wysoki, dumny, jak biała koszula i czarna bielizna podkreślała jasność cery, jak ręce w najdrobniejszych ruchach wciąż więcej miały wspólnego z tańcem niż z trywialnym przymierzaniem ubrań, jak wąski był w biodrach, jak świetnie prezentowały się jego nogi...
No właśnie, nogi. One były absolutnie najwspanialsze - silne, smukłe, z wyraźnie zaznaczonymi mięśniami, ale nie za mocno, tak bardziej naturalnie. Choć skóra wydawała się blada i delikatna jak kalka, to jednocześnie dało się na niej zauważyć dwa blednące, jasnoróżowe, jednoznacznie kojarzące się ślady. A do tego jeszcze te podwiązki... Jeśli normalny Viktor był seksowny, to w nich wyglądał seksownie razy tysiąc. Jakby dał się uwięzić gdzieś między elegancją a erotyzmem, nieświadomie spętany przez sidła konwenansu, uległy oczekiwaniom, żeby wyglądać stylowo.
Trochę masochizm, ale za to jaki zmysłowy...
Yuuri nie umiał się powstrzymać, żeby nie pochylić się do przodu i nie musnąć palcami uda, które ściśle opinał pasek podwiązki. To był impuls, trochę podobny do tego, który czuł, gdy zapragnął dotknąć przedziałek nachylającego się Viktora. Różnica była taka, że wtedy skończyło się na niewinnych żartach. Tutaj - chyba niekoniecznie.
- Yuuri? - zagadnął cicho Rosjanin i dopiero wtedy Japończyk pospiesznie wycofał rękę. - Co ty robisz?
- A! Nie, nic, zupełnie. Przepraszam. - Yuuri zwinął dłoń i przycisnął ją sobie do piersi. - Po prostu... Dobrze wyglądasz. W sensie teraz.
CZYTASZ
Pozdrowienia z Petersburga!
FanfictionNowy zbiór lekko powiązanych ze sobą one-shotów o wspólnym życiu Viktora i Yuuriego (oraz Makkachina!) w Petersburgu. Niedozwolone ilości cukru i fluffu, nieco wieczorowej pikanterii i oczywiście mnóstwo miłości. Wybuchające jajka, prysznicowe eksce...