Opatrunek

2.6K 222 245
                                    

***

- Makkachiiin! Wróciliśmy! - zawołał od progu Viktor i natychmiast rzucił się wtulić w psią sierść ku uciesze swojej oraz swojego pupila, co Yuuri skwitował cichym, zabarwionym załamaniem śmiechem.

Od ich wyjścia minęło może pięć godzin, pięć zwykłych godzin spędzonych na treningu na lodowisku, co w Hasetsu nie stanowiło żadnego problemu, ale tu, w Petersburgu, wydawało się to jakąś szalenie długą rozłąką... Przynajmniej dla Viktora. Może to przez to, że w Japonii zawsze był ktoś, kto mógł zapewnić Makkachinowi rozrywkę, ale nie tłumaczyło to wcale faktu, że Rosjanin po powrocie do domu zachowywał się co najmniej tak, jakby wracał stęskniony po wielomiesięcznej wyprawie z jakiegoś Irkucka albo innego Nowosybirska. Na piechotę. Przez kilometrowe zaspy. Własnoręcznie ciągnąc za sobą sanie z umierającym narzeczonym. Tak, właśnie tak patetycznie to mniej więcej wyglądał. Dlatego właśnie dziwiło Yuuriego to, że kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, Viktor już znajdował się na klęczkach, obejmując radośnie witającego się czworonoga.

Katsuki zachowywał jednak nieco więcej ogłady i w tym czasie, gdy Rosjanin oddawał się pieszczotom z pupilem, on zajął się pozbywaniem wierzchniej odzieży.

- Strasznie go rozpuściłeś, Makkachin - rzucił Yuuri do psa, stukając w ramię Viktora, aby mężczyzna też zaczął się rozebrać. - Podczas ćwiczeń cały czas marudził, że nie może się doczekać powrotu do domu, bo uważał, że na pewno strasznie się nudzisz w samotności. No i co? Kto to widział takiego rozkapryszonego pana, kiedy ty grzecznie opiekujesz się domem?

- Dobra, w porządku, zrozumiałem aluzję - westchnął Viktor, uwalniając pudla z objęć. - I proszę mi tu bez insynuacji. Jestem niedopieszczony, nie rozkapryszony.

- Niedopieszczony, tak? - Katsuki pokiwał głową na znak zgody, chociaż jego mina świadczyła o czymś zgoła innym. Jakby sądził, że rozpieszczanie Viktora stanowiło stały punkt grafiku ich narzeczeńskiego pożycia, a nie powód do narzekań, że było go za mało.

Rosjanin w odpowiedzi nadął policzki, pokazując swoje udawane oburzenie, ale kiedy Yuuri uśmiechnął się łagodnie i ucałował mężczyznę w czubek głowy, Viktor uznał, że w sumie przyjmuje takie przeprosiny. Poziom dopieszczenia został podniesiony do rozsądnego poziomu.

Jednak powrót do domu nie był wcale tak całkowicie beztroski. Kiedy tylko Nikiforov odwiesił kurtkę, a potem zajął się rozwiązywaniem adidasów, okazało się, że coś w treningu poszło nie tak. Czy może raczej poszło. Ktoś poszedł. Za dużo. Zdjęte obuwie odsłoniło bowiem miniaturowe pobojowisko - zwykle nienagannie białe, sportowe skarpetki pokrywały drobne plamki ciemnej czerwieni świadczące o dość poważnym otarciu stóp. Oczywiście dla zawodowego sportowca taki stan nie był żadną pierwszyzną, a mając na względzie to, że Viktor właśnie w tempie ekspresowym przygotowywał się do Mistrzostw Europy, można było uznać za niemal pewne, że dojdzie do drobnej kontuzji. W końcu prędzej czy później każdy wzmożony wysiłek fizyczny z nawiązką oddawał za to, do czego człowiek zmuszał swoje ciało.

- O masz. Przesiąknęło. - Viktor skrzywił się, delikatnie odciągając materiał od poranionej stopy. Potem mruknął z niezadowoleniem, kiedy zdjął skarpetki i przypatrzył się z bliska stopniowi ich zabrudzenia. Nie, żeby nie stać go było na kolejnych dziesięć par, ale chodziło o sam fakt, że łyżwiarz nie przygotował się na to wcześniej. Przecież nie był jakimś żółtodziobem, który rozjeżdżał nowe łyżwy. - A to były takie dobre...

- Viktor! - zawołał nagle Yuuri, łapiąc Nikoforova za ramię i z pewną dozą przerażenia spojrzał na zaczerwienione stopy narzeczonego. - Przecież ty się przeforsowałeś! Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym w Klubie?

Pozdrowienia z Petersburga!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz