Zrozumienie

1.4K 122 250
                                    

***

Widok rozciągający się za małym oknem był wprost nieziemski... Dosłownie nieziemski, bo właśnie lecieli samolotem na niebagatelnej wysokości trzynastu tysięcy metrów. Yuuri oczywiście nie raz widział ten monotonny krajobraz - biel i błękit rozciągające się aż po horyzont, chociaż tak naprawdę nie istniało tu takie pojęcie - ale dziś wydał mu się on szczególnie nostalgiczny. Może to dlatego, że siedział wraz z Viktorem i Yurio w jednym rzędzie i akurat wracał po solidnej nieobecności do Petersburga, a może nie bez przyczyny było ciepło bijące ze splecionych dłoni: jego lewej i cudzej prawej, noszącej aż za dobrze znaną mu obrączkę.

Jeszcze do niedawna podróże samolotem były czymś trochę bardziej nieprzyjemnym, wypełnionym nerwami w jedną stronę, gdy leciało się na konkursy, ewentualnie poczucia nieokreślonej winy w drugą, gdy się z nich wracało. Z rzadka towarzyszył mu Phichit (ale że był młodszy i dopiero debiutował, więc zdarzyło się to może ze trzy razy), a najczęściej musiał znosić obecność chrapiącego Celestino. Ciao Ciao nie był typem, który godzinami siedział, pocieszał i trzymał za rękę, uspokajając podopiecznego. Łatwo skupiał się na nowych celach, a każde zwycięstwo i porażkę przyjmował z podobnym, dość szybko gasnącym, włoskim zapałem. Ale oczywiście to nie tak, że Celestino coś źle robił! Wręcz przeciwnie, starał się na swój własny, dość żywiołowy sposób. No ale właśnie - chyba niespecjalnie działało to w jego przypadku...

Nic więc dziwnego, że najczęstszym rozmówcą Yuuriego były jego własne, nie zawsze wesołe myśli.

- Wiesz, Viktor... - Yuuri obrócił głowę od okna i opierając się lewą skronią o fotel, spojrzał na narzeczonego, przerywając wspominki. - Czasami tak sobie uświadamiam, że chyba żaden człowiek nie jest w stanie w pełni pojąć drugiego.

- Och? - Viktor, który również obserwował przemykające pod samolotem morze chmur (a może tylko udawał i tak naprawdę podziwiał czyjeś ucho), uniósł delikatnie brwi. - A co cię doprowadziło do takiego stwierdzenia?

- Znaczy, wybacz, to nic personalnego, tylko... Tylko jak można zrozumieć, co czuje ktoś inny, skoro często nie umiemy zrozumieć siebie? - Żeby jakoś złagodzić z pewnością gorzkie słowa, Yuuri zaczął głaskać kciukiem dłoń Viktora. Doskonale czuł muskaną przy każdym ruchu obrączkę. - Ledwie starcza nam czasu, żeby przeżyć własne życia, więc kiedy niby mamy nadążyć za tym, czego doświadczają bliskie osoby? Nie wspominając już o dalszych ludziach czy zupełnie obcych. To takie... przykre... trochę.

Viktor przez chwilę nic nie mówił, tylko uśmiechał się zagadkowo - ot, taka rosyjsko-męska wersja Mona Lisy. I zupełnie jak na tamten sławny obraz, tak i na Rosjanina można się było patrzeć godzinami. Usta czerwone jak słońce o zachodzie. Piękne, wąskie, niebieskie oczy o odcieniu czystszym niż to niebo na wysokości trzynastu tysięcy metrów. Włosy tak delikatne i jasnoszare, jakby były utkane z deszczowych chmur. Tych jednolitych, pokrywających całe niebo, nie burzowych. Oczywiście.

Yuuri westchnął przez nos. No właśnie. Viktor nie wiedział i nie był w stanie się dowiedzieć, jak niesamowicie był kochany. Już nawet tak trywialna rzecz jak wypowiedzenie na głos tych wszystkich śmiesznie brzmiących porównań była barierą nie do przeskoczenia. W momencie, gdy Yuuri zechciałby powiedzieć pięć pierwszych słów, z pewnością zaciąłby się na amen i zapomniał o reszcie.

- Jesteś naprawdę odważny, mówiąc mi takie rzeczy - wyznał jednak przekornie Viktor i delikatnie zmrużył oczy. Błękit odrobinę pociemniał w cieniu rzęs. - Masz rację, Yuuri. A jednocześnie jej nie masz.

Katsuki zamrugał, nie mówiąc nic. Czekał, aż ukochany podejmie wątek.

- Masz rację w tym względzie, bo rzeczywiście nikt nie jest w stanie pojąć własnych uczuć lepiej niż ja sam. Inni mogą co najwyżej pomóc je określić, skoncentrować, rozwinąć, nazwać... Ale emocje już takie są. Każdy odczytuje je na własny sposób. Każdy dostrzega je własnymi zmysłami. - Celowo czy też nie, Viktor zrobił tę swoją zabawną minę jak w momentach, gdy się nad czymś zastanawiał: ściągnął brwi na podobieństwo poziomych kresek, usta wygiął w niewielki łuk i zaczął mówić, jakby tłumaczył się z jakiejś drobnej przewiny. - No bo na przykład kiedy ty się cieszysz, ja cieszę się twoim szczęściem jak wariat. Kiedy się smucisz, mam totalny mętlik i wydaje mi się nienaturalne, że nie możesz się od tego odciąć i skupić się na czymś milszym. Dlaczego tak lubisz milczeć? Ja wolę wszystko obgadać. Zdarza się też, że w dwie minuty potrafisz z całkowitej radości przejść w chmurny nastrój, a ja zupełnie nie nadążam, kiedy kończy się jeden Yuuri, a zaczyna ten kolejny. Raz zamknięty w sobie na cztery spusty, raz emocjonalny aż do niemożliwości. I tak dalej, i tak dalej.

- Wychodzi na to, że jestem bardziej skomplikowanym człowiekiem niż myślałem - przyznał Yuuri. - Chociaż ja też czasami nie pojmuję, ile energii w sobie posiadasz. Właściwie to można by było się do ciebie podpiąć jak do prądu, tylko nigdzie nie mogę znaleźć odpowiedniej przejściówki na takie źródło zasilania...

- W takim razie chyba mamy remis - stwierdził Viktor.

- Chyba tak - przytaknął polubownie Yuuri. - Więc dlaczego mimo to mówisz, że nie mam racji?

Na to pytanie twarz Viktora rozświetliła się delikatnym uśmiechem.

- Uczucia są trudne do zrozumienia, to fakt. Ale to wcale nie oznacza, że są trudne do dzielenia się. No bo dlaczego ludzie związują się ze sobą? - Viktor ujął pewniej dłoń Yuuriego i przysunął ją sobie do warg. - Żeby jednym życiem mogły się cieszyć dwie osoby. Więc ja też tego pragnę. Żeby twoje wspomnienia stały się również moimi. Żebym obraz widziany twoimi oczami ja dostrzegał tuż obok ciebie. Żebym mógł od razu powtórzyć melodię, którą podchwycą twoje usta. Żebym to, co cię gryzie, mógł nieść na swoich barkach...

Zdania płynęły i płynęły, cicho, spokojnie, naturalnie, jakby Viktor wyjaśniał zasady rządzące światem. Yuuri nie wiedział, ile szczęścia jest w stanie przyjąć ludzkie serce, choć sądził, że swój limit przekroczył już dawno temu. A jednak znów go bolało w piersi - tak miło, a jednocześnie do utraty tchu.

- Więc wydaje mi się, choć to oczywiście tylko zdanie takiego niewydarzonego źródła energii jak ja - podsumował szeptem Viktor, całując opuszki palców Yuuriego - że nie warto nie doceniać ludzi. Może nie pojmę jaki byłeś przez minione dwadzieścia cztery lata. Ale mogę cię zrozumieć przez kolejnych sześćdziesiąt.

Yuuri nie wiedział, co ma odpowiedzieć i czy gardło nie odmówi mu posłuszeństwa, więc tylko skinął głową, po czym pochylił się, opierając się czołem o ramię Viktora. "Sześćdziesiąt? Aż sześćdziesiąt?" pomyślał, a miękki, wyciągnięty z luku bagażowego koc otulił jego nogi. Zupełnie jakby Viktor wiedział, że po takiej rozmowie i po pięciu godzinach monotonnego lotu wreszcie przyjdzie czas na drzemkę. "I dlatego właśnie cię nie rozumiem."

Mój głupku.


***

Przypisy-chan

Czółko! :D

Po becie "Codzienności" naszła mnie jakaś taka nostalgia za krótkimi, treściwymi tekstami. No dobra, z tą treściwością to nie wiem, czy wyszło, bo wykorzystałam chłopaków, żeby rozgadali między sobą jedną myśl, która mnie od czasu do czasu gryzie... ale całkiem miło było ich posłuchać. Słodcy z nich filozofowie. Yuuri jest typem wątpiącym (nie tylko w świat, ale przede wszystkim w siebie), za to Viktor potrafi przenosić góry dzięki jednemu spojrzeniu swojego kochanie. I nawet jeśli nie zawsze się rozumieją, to jednak szanują i mają mnóstwo chęci, aby postarać się zrozumieć.

Ech... ale takiego romantycznego Viktora to chciałoby się od razu zamówić, choćby z Telezakupów...

A, i jeszcze jedno - może nie widać tego dobrze, ale akcja tego rozdziału dzieje się po "Hasetsu na lodzie" i "Poduszkach", kiedy to chłopaki wracają po miesiącu nieobecności do Petersburga :)


Przepraszam, jeśli ostatnio kontakt ze mną był trochę taki se, ale kończyłam przygotowywanie książki do druku. Do końca tego tygodnia wciąż jestem nieco zajęta, ale teraz Zgredek jest już chociaż wolny od betowania (przynajmniej na kilka-kilkanaście dni), więc może wrócić do zwykłego pisania... A że widzę całkiem wyraźnie światełko w tunelu, to raczej mogę zapewnić, że widzimy się w środę w nowym rozdziale Kwiaciarni :3

A jak ktoś nie ufa Wattpadowi i jego powiadomieniom, zapraszam na fejsa, gdzie założyłam sobie profil. Znajdziecie mnie jako Dziabara, oczywiście.

Krótki rozdział, to i przypisy nie mogą być jakieś rozwleczone - na dziś się już żegnam i widzimy się w kolejnej historii!

Muah!

😚

Pozdrowienia z Petersburga!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz