5.

83 9 0
                                    

 Mayson nie był zbyt rozmowny podczas całej podróży, dlatego Cameron wolał zostawić go w spokoju. Wymienili tylko parę krótkich zdań.

Naprawdę zabawnie było patrzeć jak lider zespołu rockowego trzyma na kolanach starego, zakurzonego pluszowego misia. Jednak musiało go to bardzo dużo kosztować. Cóż, nadszedł czas zapłacić za błędy przeszłości. Tylko, czy aby nie jest już na to za późno?

Miasto wydawało mu się jednocześnie znajome i nieznajome. Mijali drapacze chmur. Piekarnie, bary i restauracje. Park, w którym bawił się jako dziecko.

Napięcie sięgnęło zenitu, gdy tylko dojechali do miejskiego szpitala. Cameron zaparkował na wolnym miejscu parkingowym. O tej porze nie było tu zbyt wielu ludzi.

Mayson odetchnął z ulgą. Nigdzie nie widział samochodu rodziców. Nie chciał się na nich natknąć.

Wysiedli z auta i skierowali do wejścia. Chłopak wziął głęboki oddech.

Znaleźli się w głównym hallu, przy recepcji. Było pusto. Ani żywej duszy. Ta cisza i spokój dodatkowo wzmagały napięcie. Popatrzył na drzwi do windy. Już odruchowo chciał się tam skierować.

- Spójrz. - Powiedział cicho Cameron. - W recepcji siedzi pielęgniarka.

Mayson spojrzał w jej kierunku. Nie wyglądała na miłą. Jej twarz pokryta była zmarszczkami. Minę miała jeszcze gorszą. Wyglądała na taką co nie lubi ludzi a "pracuje tu bo musi". Chłopak nie chciał mieć z nią do czynienia.

Rzuciła im krzywe spojrzenie po czym wróciła do pracy w papierach.

- Chodź. Sami sobie poradzimy. - Mruknął Mayson.

- A pamiętasz jeszcze, gdzie on leży? - Zapytał Cameron.

Bardzo uraził tym Maysona. Chłopak wyglądał jakby miał zaraz eksplodować.

Zaciągnął go w stronę windy i nacisnął guzik. Poczekał aż drzwi łaskawie się otworzą i weszli do środka.

- Leży na drugim piętrze. Drzwi po prawej stronie. - Wyrecytował z pamięci.

Nagle zrobiło mu się duszno.

Gdy winda ruszyła we wnętrzu rozbrzmiała łagodna i cicha muzyczka.

- Oddychaj. - Powiedział Cameron, patrząc na Maysona.

Chłopak spojrzał na niego zakłopotany. Przyzwyczaił się już do samotności, ale miewał takie chwile w swoim życiu, gdy naprawdę potrzebował wsparcia. To była właśnie jedna z nich.

Wyszli na korytarz. Był zupełnie pusty. W oddali krzątała się tylko pielęgniarka. Rozpoznał ją.

Jego nogi zrobiły się ciężkie jak ołów. Nie był w stanie wykonać kroku. Każdy następny był coraz trudniejszy do wykonania.

Kobieta ich zauważyła. Podeszła do nich.

- Mayson! - Rozpoznała go. - Dobry Boże! Jak ja cię dawno tutaj nie widziałam!

Klasnęła w dłonie.

- Dzień dobry pani Alvarado. - Przywitał się chłopak.

Pani Alvarado była pielęgniarką w tym szpitalu już od wielu, wielu lat. Chyba już dawno powinna przejść na emeryturę, ale nadal pracowała wśród chorych. Mówiła, że to było jej powołanie i nie zamierza z niego rezygnować.

Była miłą i troskliwą kobietą. Jej włosy były już przypruszone siwizną. Pomarszczone oblicze zawsze było jednak uśmiechnięte. W niebieskich oczach widać było ogromną mądrość i wiedzę nabytą przez lata.

ZbuntowanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz