Ksiądz wygłaszał swoje kazanie w powolnym, flegmatycznym tempie. Niepotrzebnie to wszystko przedłużał. To powinno się jak najszybciej skończyć i zaoszczędzić pozostałym cierpień.
Stał nad małą trumną z pismem świętym w dłoni.
Ojciec Maysona postarał się urządzić bogaty pogrzeb, nie ma co. Trumienka z najdroższego drewna, świeże kwiaty. Na podstawce stało ogromne zdjęcie chłopca. Pan Stevens zafundował sobie elegancki garnitur. Zostało tu zaproszone pół miasta. Mayson czuł się poirytowany. Przecież niektórzy ludzie nawet nie znali Evana. Były tu też matki z dziećmi, które się kiedyś z niego wyśmiewały. Jakim prawem tu byli?!
Zacisnął wściekły pięści. Czuł pustkę w swoim sercu i wiedział, że nic nie będzie w stanie jej wypełnić. Czarna dziura wessała wszystkie jego emocje.
Gdy Mayson pojawił się na pogrzebie, poczuł na sobie spojrzenia tych wszystkich, łącznie z kaznodzieją. Potraktowali go jak intruza. Nieproszonego gościa. W sumie, mieli rację. Ojciec nie pofatygował się, aby po tym wszystkim z nim porozmawiać. Nie dostał oficjalnego "zaproszenia" aby tu być.
Mężczyzna podszedł do niego, ze wściekłym wyrazem twarzy. Odszedł od tłumu i rozglądał się, nie chcąc robić zbytniego zamieszania.
- Po co tu przyszedłeś?! - Powiedział, przez zaciśnięte zęby. - Mało już zrobiłeś?! Zabiłeś mi dziecko!
Mayson nie był w stanie nawet spojrzeć mu w oczy. Utkwił wzrok w czubkach swoich butów.
Pan Stevens wyciągnął rękę, by siłą wyprowadzić chłopaka z cmentarza. Został jednak powstrzymany, przez silny uścisk towarzyszącego mu Camerona.
- Nie radziłbym. - Odparł cicho blondyn. - Jeśli nie chce pan skandalu, to sugeruję wrócić na miejsce i przeżywać żałobę w spokoju.
- Czy ty mi grozisz gówniarzu?! - Zapytał oburzony ojciec Maysona.
- Chodź. - Mężczyzna usłyszał za sobą głos swojej żony. Położyła mu rękę na ramieniu.
Kobieta wyglądała na wyczerpaną. Miała na sobie długą czarną sukienkę i kapelusz, który ukrywał jej twarz. Chłopak jednak dostrzegał każdą zmarszczkę, każdą żyłkę w czerwonych od płaczu oczach matki.
Mężczyzna jeszcze raz spojrzał na Maysona i się wycofał.
- Dzięki. - Burknął Mayson.
- Nie ma sprawy. - Wzruszył ramionami Cam.
Blondyn wystroił się na tą uroczystość. Mayson sam zaproponował mu przyjście tutaj. Pomimo tego, że chłopak znał Evana jedynie z opowieści. Gdyby malec żył, na pewno by się dogadywali.
Cameron ubrał czarną koszulę, której dlugie rękawy zakrywały jego tatuaże. W sumie, miał na sobie swoje czarne, podarte dżinsy i ciężkie buty, ale i tak wyglądał o wiele lepiej niż Mayson.
Nie wiedział w co się ubrać. Dla niego problemem było wyjście z domu. Wiedział jednak, że musi po raz ostatni pożegnać się z bratem. Czarna, już wysłużona skórzana kurtka, nie chroniła go przed zimnem. Miał pod nią zmięty podkoszulek. Jego włosy były w nieładzie, od ciągłego przejeżdżania po nich ręką. To był jedyny gest, który łączył go z jego ojcem. Obaj, gdy byli zdenerwowani lub zestresowani, tak robili.
Pod cmentarz podjechał srebrny kabriolet. Obaj chłopcy stali w znacznym oddaleniu od tłumu, więc Rose która wysiadła z samochodu, mogła spokojnie do nich dołączyć. I nikt nawet tego nie zauważył.
- Anthony prosił, żebym przekazała ci kondolencje. - Powiedziała dziewczyna. Mayson spojrzał jak kabriolet odjeżdża. Kiwnął tylko głową.
Spojrzał na nią. Nawet teraz wyglądała ślicznie. Włosy zaczesała w starannego kucyka. Przez to, widział jej śliczne kości policzkowe i idealną twarz. Czarna sukienka sięgała kolan i wyglądała dosyć skromnie, przewiązana jedynie niewielkim paseczkiem. Obcasy dziewczyny wbijały się w zamarzniętą ziemię. Uczepiła się ramienia Maysona.
Jesień się skończyła. Był pierwszy dzień zimy. Było jeszcze chłodniej niż zazwyczaj. Albo Maysonowi się jedynie zdawało. Może tylko on odczuwał ten przejmujący chłód przenikający przez całe jego ciało. Bezlistne drzewa i pochmurne niebo powdowały jeszcze bardziej przygnębiający nastrój.
Chłopak spojrzał w niebo.
Boże przebacz mi, pomyślał.
Miał nadzieję, że być może teraz chłopiec będzie szczęśliwy. Do tej pory nie wierzył w życie po śmierci. Ewentualnie zdawał sobie sprawę, że spłonie w Piekle. Teraz zastanawiał się, czy Evan trafi do Raju jako mały aniołek. Zaznał na ziemi tyle bólu i nieszczęść. Głównie z jego winy.
Obserwował całą uroczystość, po części nie zdając sobie sprawy z całej tej sytuacji. Nie mogło to do niego dotrzeć. Wiedział, że jego młodszy brat nie żyje, ale nie mógł dopuścić do siebie tej myśli. Dla niego były to tylko słowa. Zupełnie jak te, które wypowiadał ksiądz.
Nagle z tłumu wyszła niewielka kobieta. Zmierzała w stronę stojących na uboczu nastolatków. Miała na sobie czarny płaszcz i ciemne pantofle.
- Wiem, że to może nieodpowiednia pora... - Powiedziała pani Alvarado sięgając po coś do dużej torebki przewieszonej na ramieniu. - Ale mam coś dla ciebie.
Wyciągnęła sfatygowanego pluszowego misia. To miś należący do Evana.
Mayson sięgnął po niego drżącymi rękami. Trzymał go ostrożnie i delikatnie, zupełnie jakby to był największy i najcenniejszy skarb. Albo jakaś żywa istota.
- Wzięłam go ze szpitala. Jeszcze zanim zaczęli sprzątać salę. Oddałabym go twojemu ojcu, ale straszny z niego gbur. Myślę, że lepiej, żebyś ty go miał. - Wyjaśniła.
Chłopak oderwał wzrok od misia i spojrzał na staruszkę. Po części była dla niego jak babcia. Dla niego i dla Evana. Bardzo ją polubił. Tylko ona trzymała jego stronę.
- Dziękuję pani bardzo. - Mayson przełknął z trudem ślinę. Chyba odnowiły się jego problemy z gardłem. - Za wszystko.
- Nie ma sprawy chłopcze. I nie obwiniaj się za to, co się stało. To był wypadek. I on wcale nie ma ci tego za złe. - Dodała.
- Skąd pani może to wiedzieć? - Zapytał.
Wzruszyła ramionami.
- Po prostu wiem. Nawet jeśli teraz go tu nie ma, to on zawsze będzie przy tobie. Tutaj. - Dźgnęła go kościstym palcem w klatkę piersiową, wskazując na jego serce.
Po tych słowach minęła ich i przeszła przez żelazną bramę cmentarza. Mayson trzymał pluszaka w jednej ręce i patrzył jak kobieta się oddala.
Nagle poczuł coś dziwnego. Jakby ktoś chwycił go za drugą rękę. Ścisnął ją. Jego ciało przeszył dreszcz i poczuł przejmujący chłód. To uczucie trwało krótko. Zaledwie parę sekund. Nikogo jednak nie było. Rose i Cameron stali po przeciwnej stronie.
Chłopak zaczął się zastanawiać nad słowami, które wypowiedziała pani Alvarado. Nigdy nie kwestionował tego co mówiła, choć czasem miewał wątpliwości. Teraz uwierzył we wszystko.
CZYTASZ
Zbuntowany
Teen FictionBonus. Dodatek do "Muzyki Zbuntowanych". Życie gwiazdy rocka wydaje się być idealne. Tłumy fanów wykrzykujące twoje imię. Występy na scenie. Światła skierowane tylko na ciebie. Popularność. Fanki, które są w stanie zrobić wszystko dla swojego idola...