11.

59 7 2
                                    

 Wczoraj nie zdążył jej dogonić. Zanim wybiegł na parking, ona już odjeżdżała z piskiem opon swoim samochodem. Kolejna rzecz, po której można ją było rozpoznać. Nawet nie będzie mogła mu zaprzeczyć. Ona jest jedyną osobą jaką znał, która by jeździła różowym Ferrari 458 Spider. A on nie miał ochoty na zabawę w berka.

Ale dopadł ją następnego dnia. W szkole.

- Posunęłaś się stanowczo za daleko. - Warknął chłopak, mocniej ściskając jej nadgarstek. Złote bransoletki zabrzęczały, uderzając o siebie, gdy ją szarpnął.

- A-Ale ja tylko chciałam... - Zaczęła się jąkać, nie wiedząc co powiedzieć.

Kilka osób z zaciekawieniem przyglądało się tej scenie. Na szczęście, nie był to za duży tłum. Reszta była o tej porze na stołówce.

- Śledziłaś mnie! - Krzyknął.

- Kotku, ja... - Próbowała go jakoś uspokoić. Chciała drugą ręką dotknąć jego policzka ale ją odtrącił.

- Nie mów do mnie kotku. - Nakazał. - Pojechałaś za mną do szpitala!

Te ostatnie słowa dodał ciszej. Uparcie wpatrywał jej się w oczy. Musiał powstrzymywać całą swoją wściekłość, żeby przypadkiem nie zrobić jej krzywdy. Nie był damskim bokserem.

- Nie odbierasz ode mnie telefonów! Nie odpisujesz na moje wiadomości! Nie komentujesz moich zdjęć na portalach społecznościowych! Cały czas mnie ignorujesz! Przyznaj się! Zdradzasz mnie?! - Zaczęła krzyczeć, byleby zwrócić uwagę na to, że to ona jest w tym wszystkim poszkodowana.

- Jesteś szalona... - Mayson zszokowany pokręcił głową. - I myślisz, że gdybym cię zdradzał, to jeździłbym do szpitala?

Starał się mówić na tyle cicho, by zbyt wiele osób nie usłyszało, lub nie zrozumiało co powiedział.

- Nie wiem! Może z jakąś pacjentką... Albo pielęgniarką... Albo lekarką... - Zaczęła się motać w tym co mówiła.

Maysona krew zalała. Jak ona mogła pieprzyć taki głupoty?! Czy ona w ogóle słyszała to, co mówi?!

- Z tego co wiem, to nie jesteśmy w oficjalnym związku, wariatko. - Wycedził przez zęby.

- Jak to nie?! Przecież uprawiamy seks! - To ostatnie zdanie wypowiedziała stanowczo zbyt głośno.

Rozejrzał się, i zobaczył jak pozostali szeptali coś między sobą i z coraz większą ciekawością obserwowali każdy ich ruch. Jutro stanie się tematem o wiele gorętszych plotek...

- Nie chcę cię więcej widzieć. - Warknął. - Nie zbliżaj się do mnie.

- Ale jak to? - Jej rybie usta otworzyły się zszokowane, przez co jeszcze bardziej przypominała wspomniane zwierzę. - Zrywasz ze mną?

- Ile razy mam ci powtarzać, że nie byliśmy razem?! - Zacieśnił uścisk na jej nadgarstku.

- Puszczaj... To boli... - Starała się wyszarpać.

Chłopak zrobił jak poprosiła, przez co zatoczyła się lekko do tyłu. Starała się utrzymać równowagę na swoich koturnach. Zaczęła rozmasowywać zaczerwieniony nadgarstek. Popatrzyła na niego wściekła. Właśnie teraz została ośmieszona i nie zamierzała mu tego odpuścić.

- Za kogo ty się uwarzasz? - Podeszła do niego.

Jej śmiała reakcja trochę go zaskoczyła. Nie był w stanie zareagować, gdy położyła mu ręce na klatce piersiowej i zaczęła szeptać do jego ucha.

- Lepiej, żebyś był dla mnie miły. W przeciwnym razie wszyscy dowiedzą się o twojej tajemnicy. - Jej głos był niczym syk jadowitego węża.

Sparaliżowało go. Ona o wszystkim wie? Ale jakim cudem? Wypytywała lekarzy? Ktoś jej wszystko wypaplał? A może w inny sposób dowiedziała się o tym strasznym wydarzeniu z jego przeszłości?

Popatrzył na nią. Na jej usta wypłynął satysfakcjonujący uśmieszek. Myślała, że miała go w garści.

Nie mógł pozwolić się zaszantażować. Boże, w co on się wpakował?

- Kłamiesz. - Odpowiedział.

Dziewczyna odsunęła się. Spoważniała.

- Co? - Wykrztusiła z siebie.

- Blefujesz. Nie wiesz, po co tam byłem. Dowiodłaś to tylko, oskarżając mnie o zdradę. - Powiedział.

Dziewczynę ogarnął niepokój. Już nie była taka pewna siebie. Co więcej, zaczynała się zachowywać jak spłoszone zwierzę.

- Zresztą – kontynuował. - To nie ty powinnaś mnie o to oskarżać. Raczej powinno być na odwrót. Cameron mi wszystko powiedział.

Te słowa wystarczyły, żeby ją skutecznie zamknąć. Nic nie wyszło z jej planu.

Zaczęła rozglądać się po korytarzu.

Pośmiewisko.

Victoria zaczęła płakać. Była na prawdę nie do wytrzymania. Makijaż zaczął jej się rozmazywać. Uczepiła się jego ramienia, zalewając się czarnymi od tuszu łzami. Próbowała wziąć go na litość.

- Zostaw mnie. - Odparł Mayson.

Odepchnął ją. Zszokowana zrobiła kilka kroków w tył. Potem odwróciła się plecami do niego i skierowała do wyjścia.

Został na korytarzu. Wbijające się w niego spojrzenia, doprowadzały go do jeszcze większej furii.

Właśnie w tym momencie zakończył coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie czuł ulgi. Nie czuł też bólu, czy ewentualnego smutku i tęsknoty. Nie czuł niczego.

Udał się do jedynego miejsca, które w tym momencie przyszło mu do głowy. Do pierwszego, które zobaczył w tej szkole.

Na balkon do starej sali gimnastycznej.

Długo jednak nie pobył sam, ponieważ lekcja wychowania fizycznego z trenerem Smithem, zbliżała się nieubłaganie.

Stał oparty o barierkę.

Victoria nie patrzyła na niego. Zwykle w takich momentach machała do niego i posyłała całusa. Była skupiona na układzie choreograficznym i wyżywaniu się na biednych cheerleaderkach.

Jego wzrok powędrował na zupełnie kogoś innego. Rose Woods siedziała na trybunach na dole. W części, w której szkolna drużyna koszykówki trenowała do kolejnego meczu. Oprócz niej było tam jeszcze kilka dziewczyn pozostałych zawodników. Ale przecież ona musiała być dziewczyną kapitana drużyny.

Gdy Anthony Bennett wykonał perfekcyjny rzut, dziewczyna zaczęła klaskać. Uniosła kciuki do góry. Zdziwiło go jednak, że w jej ruchach nie było autentycznej satysfakcji. Robiła to mechanicznie, zupełnie jakby się tego nauczyła i cały czas to powtarzała.

Anthony podszedł do niej i zaczęli rozmawiać. Szybko jednak dostał opieprz od trenera i musiał wracać do dalszych treningów.

Dziewczyna siedziała znudzona, podpierając ręką brodę. Niby obserwowała cały "mecz" ale tak naprawdę, jej wzrok utkwiony był w martwym punkcie.

Może wcale nie była taka szczęśliwa na jaką wyglądała. Ta buntowniczka kompletnie do niego nie pasowała. Chłopak wydawał się ją w pewien sposób ograniczać. Pewnie cały czas zanudzał ją paplaniną o sporcie.

W ogóle pod jego wpływem strasznie się zmieniła. Nie wpadała już tak często w kłopoty. Mayson nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział ją u dyrektora. Żadnych bójek za szkołą, podejrzanych interesów i innych głupawych akcji.

Za każdym razem pojawiała się w szkole i była na każdym meczu.

Nie poznawał jej.

Wyrwał się z zamyślenia. Zauważył, że ona również patrzyła w jego stronę.

ZbuntowanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz