9.

64 8 2
                                    

 - Jesteś teraz szczęśliwy? - Usłyszał cichy dziecięcy głosik. Za bardzo znajomy.

Zaczął się rozglądać, ale wszędzie wokół panowała ciemność. Nic. Po prostu niekończąca się pustka.

A on stał pośrodku niej, kompletnie zagubiony. I zdezorientowany.

Przecież się nie przesłyszał. On musiał gdzieś tu być. Ale w tym mroku nic nie widać! Starał się wytężyć wzrok by cokolwiek dostrzec. Zaczął się denerwować.

- Dalej ci do śmiechu? - Padło pytanie. - Bo gdy ty się śmiałeś, ja byłem przerażony.

Złość Maysona przemieniła się w wyrzuty sumienia. I strach. Lęk zaczął w nim narastać. Z każdą sekundą coraz bardziej i bardziej.

- To nie tak... - Wymamrotał, kręcąc głową.

Obracał się dookoła w poszukiwaniu źródła tego znajomego, chłopięcego głosu. Liczył, że on zaraz się przed nim pojawi. Że będzie mógł mu wszystko wyjaśnić. Wytłumaczyć.

- Tak? A ja myślę, że było dokładnie tak. - Usłyszał za sobą. Odwrócił się, ale ku jego rozczarowaniu nikogo tam nie było.

Mayson chciał coś powiedzieć na swoją obronę. Otworzył usta, ale jego struny głosowe odmówiły mu posłuszeństwa. Nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

- Ale jednej rzeczy nie rozumiem... - Znowu odezwał się ten głos. - Dlaczego mnie tak straszyłeś? Byłem twoim jedynym bratem. I byłem tylko dzieckiem.

Maysona zaczęło ogarniać coraz to większe przerażenie. Zatkał sobie uszy, nie chcąc tego słuchać. Dlaczego on mu to mówi? I dlaczego mówi o sobie w czasie przeszłym?!

- To nie prawda! Nie! Ja nie chciałem! - Krzyczał, ale dalej słyszał ten okropny głos. Teraz zamienił się w szloch. Płacz przerażonego dziecka. Łkanie i rozpaczliwe wołanie o pomoc.

Nie mógł się uwolnić od tego dźwięku. Chciał przebić sobie bębenki. Ogłuchnąć, byleby tylko tego nie słyszeć.

- Przestań! - Krzyczał. - Dość!

Osunął się na kolana. Po jego policzkach spływały łzy bezsilności. Ciężko oddychał. Zrobiło mu się duszno, zupełnie jakby w miejscu, w którym się znajdował, powietrze nagle zgęstniało.

Płacz ustał ale jedyne co teraz słyszał to pociąganie noskiem.

- Mam nadzieję, że pewnego dnia mama i tata ci wybaczą... - To ostatnie, co usłyszał.

- Evan!!! - Obudził się z krzykiem.

Rozejrzał się dookoła. Wszędzie było ciemno. Ale nie był w tym samym miejscu, co w swoim śnie. Był w swoim pokoju. Te same meble. Karton leżący pod ścianą, jeszcze nierozpakowany. Porozrzucane ciuchy. Po prostu była noc.

Usiadł na łóżku. Kołdra zsunęła się z niego, odsłaniając jego tors. Po czole spłynęła mu kropelka potu. Przyłożył dłoń do serca i wyczuł jego nienaturalnie szybkie bicie. Z trudem łapał oddech.

- Kim jest Evan? - Zapytała czarnowłosa, podpierając się na łokciach.

Mayson zerknął zdezorientowany w jej kierunku. Zmierzył ją wzrokiem. Nie był zadowolony z tego widoku.

- Co? - Nie rozumiał o co jej chodzi.

- Krzyczałeś to imię przez sen. Kto to Evan? - Spytała ponownie.

Chłopak przejechał ręką po włosach.

- Nieważne... - Mruknął.

Liczył, że nie będzie dociekać. Że da mu spokój.

Dziewczyna usiadła i ustawiła się za nim. Położyła swoje dłonie na jego ramionach. Był tak spięty, że nie uważał ten masaż za przyjemny. Czuł jak jej piersi ocierają się o jego plecy.

- Musisz się trochę odprężyć. - Szepnęła mu do ucha. - Nigdy nie byłeś taki... sztywny.

Nie wiedzieć czemu uznał to za najbardziej zboczoną rzecz jaką od niej usłyszał.

- Nie jestem w nastroju. - Odwrócił ku niej głowę ale natychmiast spotkał się z jej ustami. Nie był w stanie nawet oddać jej pocałunku. Po prostu siedział nieruchomo.

- Powinieneś być dla mnie milszy, kochanie. - Mruknęła, przejeżdżając językiem po jego dolnej wardze.

- Odsuń się. - Powiedział i pchnął ją z powrotem na poduszki.

- Oh! Uwielbiam jak jesteś taki ostry! - Odparła z zadowoleniem i pociągnęła go za sobą.

Nie takiego efektu się spodziewał. Zawisł nad nią i zaczął sunąć wzrokiem po jej nagim ciele, lustrując każdy skrawek jej ciała.

Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że może druga runda pozwoli mu o tym wszystkim zapomnieć. Odciągnie na moment jego myśli i umożliwi mu skupienie się na czymś innym. Ale teraz, gdy przyglądał jej się uważniej... Zaczynał się czuć, jakby korzystał z usług zwykłej dziwki. Jakby na nic lepszego nie było go stać.

Owinęła mu ręce wokół szyi i przyciągnęła bliżej. Dosłownie wbiła się w jego usta, od razu przy tym rozkładając nogi. Przez chwilę nawet pozwolił, by ich języki walczyły o dominację. Jęknął, gdy jej paznokieć wbił mu się w skórę.

- Mayson... Nie każ mi cię błagać. - Powiedziała.

I tak za każdym razem wyglądały ich spotkania. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ze sobą rozmawiali. I czy w ogóle zamienili ze sobą coś w rodzaju dłuższej rozmowy. W szkole wieszała się na nim i udawała słodką tylko po to, by doprowadzić pozostałe dziewczyny do skrajnej zazdrości. Gdy byli sami zawsze kończyli uprawiając seks.

Chłopak oderwał się od niej.

- Co jest? - Zapytała zszokowana.

Nie będzie skończonym dupkiem. Nie wyrzuci jej teraz z domu.

- Wyjdę zapalić. Zaraz do ciebie wrócę. - Oznajmił i zanim dziewczyna zdążyła go powstrzymać, wstał z łóżka, ubrał się szybko i biorąc kurtkę do ręki wyszedł przed dom.

Była chłodna jesienna noc. Liście już całkiem opadły z drzewa, które rosło nieopodal. Zachrzęściły mu pod butami. Lodowate powietrze rozrywało mu płuca.

Sięgnął po papierosa, ale zorientował się, że zapomniał wziąć zapalniczki. Została na szafce nocnej. Nie chciał się teraz wracać.

Wyrzucił papierosa do najbliższej kałuży.

Nigdy nie miał koszmarów. Aż do teraz. Albo miał ale ich nie pamiętał.

Musiał znowu do niego pojechać. Dowiedzieć się od lekarzy czy on z tego wyjdzie. Czy wyzdrowieje. Miał gdzieś, czy go wyrzucą. Miał prawo wiedzieć.

Nie chciał znowu mieszać w to Camerona. To już nie była jego sprawa. Pojedzie tam autobusem. Jutro. Z rana.

ZbuntowanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz