Autobus miał o dziewiątej trzydzieści. Jeśli po drodze nie będzie żadnych korków to dojedzie na miejsce parę minut po dziesiątej. Nie przyjmował się kolejną nieobecnością w szkole. Wiedział, że w tamtym momencie, ignorował ostrzeżenie dyrektora. Zbytnio się tym jednak nie przejął. Ten autobus był jedynym środkiem transportu, który kursował w tamtą stronę. W dodatku mocno rozklekotanym.
Widać, że lata swojej świetności przeżył już dawno. Tak samo jak gruby kierowca w środku. Burknął coś tylko, gdy chłopak wszedł i zapłacił za przejazd. Albo coś odchrząknął.
Mayson zajął pierwsze lepsze miejsce. W środku było czuć obrzydliwy zapach stęchlizny.
Oprócz niego, były tam jeszcze trzy osoby. Śpiący menel, oparty o szybę. Po części, dodawał aromatu we wnętrzu pojazdu.
Starsza kobieta patrzyła na niego ze zgorszeniem. Nie należała chyba do tych miłych staruszek. Zastanawiał się, czy może już wyrobiła sobie o nim opinię satanisty składającego w ofierze kotki.
No i siedzący na samym końcu mężczyzna w bluzie, z kapturem na głowie. Zakrywała mu połowę twarzy. Obok niego była duża walizka.
Mayson westchnął.
Okna były tak zabrudzone, że trudno było w nich coś dostrzec. W dodatku autobusem znosiło na różne strony.
Odkąd się obudził, przychodziły mu powiadomienia. Głównie od Victorii. Nawet ich nie czytał. Od razu wszystkie usuwał. Jedna wiadomość była od Camerona, przypominająca o występie w miejscowym barze.
Nie wiedział, czy zdąży. W najlepszym wypadku się spóźni. W najgorszym w ogóle nie dojedzie. Obie opcje nie obchodziły go w tym samym stopniu.
Martwił się. Ciężko mu było to przyznać ale się martwił. Na początku próbował sobie wmówić, że chce tylko uspokoić sumienie. Ale tak nie było.
Zresztą, dosyć późno przyszły do niego wyrzuty sumienia.
Autobus zatrzymał się na przystanku. Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Mayson od razu poszedł do wyjścia.
- Co za łobuz! - Usłyszał za sobą głos staruszki. - Nawet starszego nie przepuści!
- I co? Może jeszcze mam panią przeprowadzić przez ulicę? - Odwrócił się w jej stronę. Kobieta nie wiedziała, co odpowiedzieć.
Pamiętał drogę do szpitala. Wystarczyło minąć pocztę, skręcić w prawo, przejść obok włoskiej restauracji a potem kierować się wzdłuż ulicy. Szpital znajdował się na samym jej końcu.
Zastanawiał się, czy ktoś stąd go rozpozna. Czy doniosą jego ojcu, że tu był? A może sam na niego trafi? W głowie miał tyle pytań.
Czuł się jak zaprogramowany robot. Wiedział gdzie iść. Nogi same znały drogę i same go tam prowadziły.
Miał nadzieję, że pani Alvarado będzie na dyżurze. Wtedy będzie mu o wiele łatwiej dostać się do brata.
Gdy wszedł do środka, zaskoczeniem była pełna poczekalnia. Już o tak wczesnej porze po hallu krzątały się pielęgniarki, a ta wstrętna z recepcji wcale nie była tym zadowolona. Mała dziewczynka zaczęła płakać. Przytuliła się do mamy. Na jednym z krzesełek siedział mężczyzna z gipsem na ręce. Pielęgniarka pchała wózek inwalidzki.
Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy zobaczył tu tą samą staruszkę z autobusu. Jak ona tu tak szybko dotarła?
Wykrzywiła się, gdy go zobaczyła.
Był taki tłok, że nikt go nie zauważył. Udał się do windy mając nadzieję, że nie natknie się w niej na jednego z lekarzy. Wiedział, że po korytarzach, może również kręcić się ochrona.
CZYTASZ
Zbuntowany
Teen FictionBonus. Dodatek do "Muzyki Zbuntowanych". Życie gwiazdy rocka wydaje się być idealne. Tłumy fanów wykrzykujące twoje imię. Występy na scenie. Światła skierowane tylko na ciebie. Popularność. Fanki, które są w stanie zrobić wszystko dla swojego idola...