19.

58 5 0
                                    

Rose miała kompletny mętlik w głowie. Do tej pory wszystkiego była pewna. Teraz miała nawet wątpliwości odnośnie tego, jak się nazywa.

Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później pojawią się u niej wyrzuty sumienia. Nie powinna tak robić, ze względu na Anthony'ego. Ale nie była na tyle głupia, by przyznać mu się do tego czynu.

Kto był temu wszystkiemu winien? Chyba oni oboje. Zarówno Mayson jak i ona się pocałowali. Chcieli tego... i tak się stało.

To był jeden raz. Jeden jedyny i więcej się nie powtórzy. To zostanie ich tajemnicą.

Oby tylko trener naprawdę niczego nie widział i w niczym się nie zorientował. Rose wiedziała, że Smith nie był jednym z tych ludzi, którzy by od razu wszystko powiedzieli. Ale mógłby udzielić jej długiej i moralizującej gadki, przez co czułaby się jeszcze gorzej.

Nie mogła skupić myśli. Była zdezorientowana i pierwszy raz nie wiedziała, co ma zrobić. Najgorsze było to, że nie miała się komu z tego zwierzyć. Jej przyjaciółki nie cierpiały Maysona i nie przepadały również za Anthonym.

Musiała jednak się dowiedzieć, co się takiego stało, że Mayson aż tak bardzo cierpi. Pomijając informacje o których już wiedziała. Utrata głosu, Victoria i młodszy brat. Konkretniej chodziło jej właśnie o jego brata.

Zawahała się przez chwilę. Ostatnim razem jak próbowała dowiedzieć się czegoś o rodzinie Maysona, nie skończyło się to za dobrze. A ponoć człowiek uczy się na własnych błędach.

No ale przecież jeśli chodzi o słownikową definicję kłopotów, to obok hasła widać właśnie zdjęcie Rose...

Nie poszła dzisiaj na trening. Wymyśliła na szybko jakąś wymówkę, żeby jej chłopak się nie martwił. Udała się na mały spacer po parku, by się uspokoić i przewietrzyć umysł, jeszcze otępiały od pocałunku.

Jeśli chciała wreszcie się czegoś dowiedzieć musiała to odpowiednio przemyśleć. A wiedza była jej potrzebna, żeby mu pomóc.

To się zaczynało robić coraz bardziej chore.

Zamyśliła się do tego stopnia, że nie zauważyła biegnącego w jej stronę wielkiego czarnego psa. Pies wbiegł w nią, przez co przewróciła się z krzykiem i wylądowała boleśnie na tyłku.

To psisko było naprawdę ogromne. Zobaczyła nad sobą zaśliniony pysk. Zwierzę cicho warczało. Rose nie wiedziała, skąd wziął się ten pies ale chyba uciekł z najgłębszych otchłani piekielnych.

- Diablo! - Krzyk jego właściciela tylko to potwierdził. Zaraz... Skądś znała ten głos.

Nagle pies się od niej odsunął i odszedł na bok, a przed nią pojawił się zupełnie ktoś inny.

- Rose? Nic ci nie jest? - Zobaczyła nad sobą twarz Camerona.

Chłopak pochylał się na nad nią. Wyglądał na zatroskanego. Wyciągnął w jej stronę rękę i pomógł jej wstać.

- Ała. - Mruknęła.

- Jesteś cała? - Zapytał.

- Tak. Ale twój pies nieco mnie poturbował. - Uśmiechnęła się.

Cameron skarcił swojego psa, który teraz grzecznie stał przy jego nodze. Chłopak uśmiechał się do dziewczyny w swój typowy i zawadiacki sposób.

- On z reguły się tak nie zachowuje. - Starał się go wytłumaczyć. - Co tam u ciebie? Nie widzieliśmy się od ostatniego razu.

Rose uniosła do góry jedną brew.

ZbuntowanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz