Pakkun i AMBU.

193 16 0
                                    


Pakkun

Przemierzałem las, skacząc z drzewa na drzewo. Za mną podążała (Imię). W jej (kolor) oczach widać było zdeterminowanie. Wiedziałem, że nie dam rady odwieść jej od zamiaru, jaki sobie postawiła. Jednak Kakashi wydał mi wyraźny rozkaz, aby trzymać ją jak najdalej od egzaminu na chunina. Więc jedyne co mi pozostało to prowadzić ją nie wiadomo gdzie, pozostawiając pozory zbliżania się do upragnionego miejsca. W ten oto sposób znaleźliśmy się w lesie śmierci, gdzie skaczemy od konaru do konaru... 

A dlaczego nie odwiodłem jej od zamiaru? Mogłem coś powiedzieć, ale prawda jest taka, że za każdy mój sprzeciw drapała mój grzbiet, trafiając w czułe punkty, przez co pozbawiała mnie jakiejkolwiek ochoty na sprzeciw. Pod tym względem jest przerażająca... Tak łatwo odnajduje słabe punkty albo ja zwyczajnie się podłożyłem. Oczywiście nieświadomie... 

Z moich rozmyślań nad delikatnymi dłońmi (Imię), które są zdecydowanie jej zaletą, wyrwał mnie krzyk dziewczyny. Spojrzałem za siebie, ciekawy co się dzieje. Problem w tym, że jej tam nie było. Zatrzymałem się i wciągnąłem powietrze, starając się zlokalizować jej zapach, który jest nietypowy jak na człowieka. Mam! Spojrzałem na dół i ją zobaczyłem w towarzystwie wojowników z AMBU, unikającą ich ataków. Muszę przyznać, że całkiem dobrze jej szło. Jednak nie mogłem pozostawić jej na pastwę tych ninja, którzy zapewne tylko wypełniają rozkazy Hokage, dlatego postanowiłem działać. Ruszyłem na pierwszego przeciwnika, który wydawał się mnie rozpoznać.

- Stać! - zawołał do kolegów. - Przecież to jeden z ninkenów Kakashi'ego. 

Stanąłem pomiędzy AMBU a dziewczyną o (kolor) włosach z zamiarem wyjaśnienia sytuacji. Już otwierałem pyszczek, kiedy bez uprzedzenia wyrosła przede mną wielka ściana powietrza, a ja poczułem delikatne dłonie (Imię). 

- Musimy uciekać, jest ich za dużo. - powiedziała tylko, zakrywając mi oczy. Potem poczułem ciepło na skórze i przyjemny zapach porannej rosy...

Reader

Przeciwników było po prostu za dużo, nie mówiąc już o wskoczeniu Pakkun'a na sam środek walki. Nie mogłam pozwolić, aby coś mu się stało, dlatego postanowiłam przenieść nas w bezpiecznie oddalone miejsce, które zauważyłam po drodze. Wiem, że się cofniemy, ale czasem trzeba zrobić krok w tył, ocenić sytuację z dystansu. Od początku miałam wrażenie, iż ten mały, aczkolwiek cwany piesek nie prowadził mnie tam, gdzie się umówiliśmy. Przez cały czas kręciliśmy się w kółko. Nie wiem tylko, kim byli ci ludzie w maskach i dlaczego nas zaatakowali...

W każdym razie przeniosłam nas przed oblicze dwóch potężnych drzew, królujących nad niepozornym zbiorniczkiem wodnym. Nie wiem, dlaczego akurat to miejsce wydało mi się bezpieczne... Może dlatego, że bardzo przypominał mi mój świat?

Pakkun zaczął mi się wiercić, więc odsłoniłam mu oczy, aby mógł w końcu zobaczyć, gdzie jesteśmy. Spojrzał na mnie tymi swoimi mądrymi oczyma zdziwiony.

- Gdzie my jesteśmy? Jak się tu znaleźliśmy? Wiesz, że miałem właśnie wyjaśnić sytuację?

- Jaką sytuację? - zapytałam, nie rozumiejąc. - Kim byli ci ludzie? Dlaczego mieli maski? Czy to na pewno były maski? Może to były ich twarze... Czy to jakiś osobny gatunek istot żywych?

- To było AMBU... Miałem im wyjaśnić, dlaczego tu jesteśmy, ale niestety nie zdążyłem.

- Przepraszam... Nie wiedziałam, chciałam cię ochronić... - zaczęłam się tłumaczyć, kiedy zza drzewa wyszedł Kakashi.

- A wy, co tu robicie? - zapytał zaskoczony, patrząc to na mnie to na Pakkun'a. - Czyli to wy narobiliście całkiem sporego zamieszania niedaleko. - dodał. Psiak spuścił tylko głowę, wzdychając ciężko. 

- Idziemy na egzamin. - powiedziałam twardo. Wiedziałam, że szaro włosy nie pochwali mojego pomysłu. Byłam przygotowana na awanturę, która nie nadeszła. Poczułam się winna, kiedy na mnie spojrzał, unosząc brwi. Uśmiechnął się tylko i pogłaskał Pakkun'a czule po główce.

- Uparta, co? - powiedział cicho do swojego małego przyjaciela, lecz w jego głosie nie słychać było pretensji. - Możesz odejść, dziękuję za pomoc.

- Nie ma za co. Do zobaczenia. - rzekł piesek i zniknął w kłębach dymu. Natomiast ja wierciłam stopą dziurę w wilgotnej ziemi, czując wstyd, że znowu przysporzyłam kłopotów temu mężczyźnie, a on nawet na mnie nie nakrzyczał. (Co wydawało mi się naturalne, patrząc na sąsiadkę, która krzyczy na swojego męża, kiedy wraca do domu, zataczając się, wygląda wtedy, jakby tańczył, ale nie powodował tym uśmiechu na twarzy swej małżonki, tak jak powinno to wyglądać według Guy'a). To, co zobaczyłam w jego oczach, było o wiele gorsze. Zrezygnowanie pomieszane z satysfakcją. Nie wiedziałam, co powinnam o tym myśleć.

- Chciałaś pogratulować zwycięzcom, dlatego zabiorę Cię do Sasuke, ale potem wrócisz do domu. Zrozumiano? - powiedział z lekkim uśmiechem.

- Zgoda! - odparłam radośnie.

Nie jestem w stanie wyrazić swojego zaskoczenia, kiedy zauważyłam, że kierujemy się w stronę szpitala. Dopiero później dowiedziałam się, co się wydarzyło i wcale nie byłam z tego powodu zadowolona. Wówczas czułam wściekłość na mężczyznę, który był w centrum zarówno teraźniejszych, jak i późniejszych problemów.


Oto kolejny rozdział, który tak właściwie jest dokończeniem wcześniejszego... Przepraszam, że tak późno wyszedł, lecz zwyczajnie nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów, aby wyrazić swoją koncepcję... Wyobrażacie sobie, że zaczynałam to pisać chyba z dwadzieścia razy? I jeśli mam być szczera to wciąż mi czegoś brakuje...

Poddana Próbie (Świat Naruto x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz