Rozdział 23.2. Bertrudo ty moja rozgwiazdo..

5K 358 39
                                    

Perspektywa Sky :

Ubranie się i wyłączenie piekarnika zajęło mi chwilę.

- Daleko jest do twojej jednostki ?- pytam Nathana gdy przypominam sobie o tym że przecież Theo..

-No tak.. 6 godzin. Ja wiem że to dużo jednak jeżeli chcesz mogę jechać tam sam..- mówi niepewnie.

-Nie Nathan.. ja też chcę się dowiedzieć co to było i dlaczego... dlaczego też twój półkownik kazał Ci podpisać tą rezygnację. Dlaczego cię tak przekonowywał- tłumaczę. Wiem jestem okropną matką.. zostawię dziecko na noc z tym idiotą ale nie mam wyboru.. no chyba że.. kaśka!

-Oo tak. I tak jak już mówiłaś... mi teź to się nie podoba.. myślisz że mój pułkownik i Leona oraz Robert się znają ?- pyta.

-Nie wiem.. musimy się tego dowiedzieć. Za dużo zbiegów okoliczności. Abym ja poznała Roberta chwilę przed tym listem... - mówię a Nate się wtrąca.

-A ja Evie chwilę po tym liście.. dzięki Leonie. To ona nas poznała ze sobą- tłumaczy.

-Nie. Tu coś nie pasuje - mówię.

W następnej chwili siedziałam już z Nathanem w aucie w drodze do jego jednostki.

W miedzy czasie zadzwoniłam do kaśki i poprosiłam ją o to a ona bez wachania się zgodziła.

Jedziemy z Nathanem może godzinę gdy ten nagle zjeżdża na pobocze.

-Co sie dzieje ?- pytam.

-Może to dziwne pytanie jednak chcesz coś ze mną zjeść ? Wiem że niedaleko jest fajna kawiarenka- mówi.

-No w sumie.. jestem głodna- śmieje sie a Nathan kręci tylko głowa z uśmiechem. -Ale ja płace za siebie- mówię.

-Oczywiście że tak- odpowiada sakrastycznie.

Gdy podjerzdzamy pod kawiarenkę wydaje się prawie pusta. W środku panuje wystrój z lat 30. Jest ona przytulna i mała. Gdy siadamy przy stoliku odrazu w oczy rzuca się mi kolorowa karta. Na pierwszej stronie są wafle które aż krzyczą aby je wziąść.

-Chce te wafle- mówię jakby do siebie jednak Nathan mnie słyszy.

-Jak dziecko- kręci głową.

-No co ? One krzyczą abym je wzieła.. one mnie pragną Nathan - mówię ze śmiechem na co ten wywraca oczami.

-Co podać ?- przerywa nam głos obok nas. Przed nami stoi pasująca do tego miejsca pod względem przytulności starsza kobieta.

Nathan kiwa lekko ręką na znak abym zamówiła pierwsza. Jaki gentelmen.

-Ym.. chciałabym te wafle z bitą śmietaną iii- mówię jednak kobieta mi przerywania z uśmiechem

-Iii truskawkami ?- pyta.

-Dokładnie - zamykam kartę.

-A dla ciebie młody człowieku ?- pyta się Nathana.

-To samo ale jakoś... 3 x więcej- puszcza mi oczko na co wywracam oczami.

Kobieta uśmiecha się życzliwie i mówi - Będzie za 15 min- i odchodzi.

-To ja płacę za siebie- przypominam mu.

-Co?- przykłada dłoń do ucha- nic nie słyszę!-

-Bardzo zabawne. I to niby ja jestem dzieckiem- mówię.

-Bo ty jesteś dzieckiem...- mówi zakładając ręce. Nagle w jego oczach dostrzegam psotny błysk.

W tym samym momencie do kawiarni wchodzi tłum drużyny ... jakiejś tam. Chyba Footbolowej no ale ja sie na tym nie znam. Nathan kożystając z okacji łapie moja dłoń i gdy nikt nie widzi przez zamieszanie ściąga mi mój pierscionek.

Po prostu zostań mała ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz