308 19 1
                                    

Nie zdążyłam otworzyć oczu, a po moim ciele już przeszły ciarki. Dźwięk budzika o szóstej rano sprawia, że zadaję sobie jedno i to samo pytanie od osiemnastu lat: co zrobiłam źle?

Aby ukrócić sobie cierpień, jak najszybciej wyłączam alarm i obracam się na plecy. Tak jak każdego ranka muszę się dobrze rozciągnąć, a podrapanie się po kostce, to najlepszy sposób na poranną gimnastykę. Potem schodzę, a raczej spadam z łóżka i jak dżdżownica tarzając się po podłodze, podchodzę do szafy. Jedyne czego teraz pragnę to czarny sweter, leginsy tego samego koloru i martensy na nogach. Jednak kolor czarny dostał bana. W ciągu dwunastu godzin, moje ubrania nie zdążą wyschnąć, a ja nie wyobrażam sobie na podróż mojego życia, zabierać kolorów. Tak nie wypada.

Z braku wyboru chwyciłam pomarańczowy sweter i jasne spodnie z moimi ukochanymi kwiatami. Niechętnie zrzuciłam z siebie białą bluzę Jeffa i wcisnęłam się w za duży o kilka rozmiarów sweter. Włócząc nogami za sobą, zeszłam do łazienki i przysypiając umyłam twarz, a na następnie zęby. Podłogówka przyjemnie grzała mnie w stopy, a ja czułam jak zaczynam zasypiać. Nagle poczułam uderzenie o ścianę i od razu się rozbudziłam. Wyplułam resztki piany, wytarłam buzię i wróciłam do pokoju. Kiedy spojrzałam na zegarek, cicho pisnęłam. Za dziesięć siódma, a pięć po mam autobus. Cudownie.

Narzuciłam na siebie kurtkę, szalik, a na stopy wcisnęłam buty. Wyszłam z domu i wsadziłam dłonie do kieszeni. Cicho przeklęłam i biegiem wróciłam się do pokoju. Wyciągnęłam słuchawki z szafki i w zawrotnym tempie znalazłam się z powrotem na drodze. Następnie włączyłam jakąś przypadkową balladę The GazettE i idąc dość szybko starałam się nie upaść. Przez to cały czas musiałam patrzeć się pod nogi, a nie mogłam podziwiać piękna lasów. Był środek stycznia, ferie zaczynają się już dzisiaj, a ja nie mam zamiaru rezygnować z swoich planów, bo lód mi to uniemożliwi.

Sama nie wiem kiedy, ale znalazłam się na przystanku. Autobus podjechał praktycznie dwie minuty później, a ja bez problemu zajęłam wolne miejsce, których dzisiaj było dużo. W końcu piątek weekendu początek i jak widać niektórzy wzięli to sobie bardzo do serca. Ja niestety nie mogłam żyć tak beztrosko jak oni. Dwie matematyki, dwie biologie, a na dokładkę dwie historie i ukochana religia. Piątek depresji początek.

Oparłam się o szybę i przymknęłam powieki wsłuchując się w cichy śpiew Rukiego, który po chwili zmieniał się w krzyk. Podgłośniłam muzykę, a 13stairs, dopiero teraz nabrało odpowiedniej barwy. Cicho mruknęłam, a w głowie zaczęłam śpiewać kolejne wersy razem z Japończykiem.

Bullshit
Commit suicide in with-it-ness

Right now...In front of me!

Nagle autobus się zatrzymał, a ja byłam zmuszona z niego wysiąść. Pożegnałam się z moim ulubionym kierowcą i weszłam w jedno, wielkie błoto. O ile w mojej miejscowości był śnieg i lód, tak w mieście obok wszystko stopniało i zmieniło się w bagno. Próbując nie pobrudzić butów, ostrożnie szłam w stronę szkoły. W słuchawkach natomiast włączyła się kolejna piosenka. UNDYING. W zawrotnym tempie wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki i trzęsącymi się dłońmi, przełączyłam to na inny utwór. Od razu głos Yoshiatsu pozwolił mi zapomnieć o mojej jedynej słabości. Słabości która odbierała mi pracę w nogach, a serce zaczynało bić w rytm bębnów Kaia, przez co dostawałam palpitacji.

W końcu udało mi się dotrzeć do celu mojej podróży. Wielki budynek wyrósł przede mną jakby znikąd. Odbiłam kartę i weszłam do szkoły. Wchodząc na samą górę, po drodze ściągałam z siebie kolejne warstwy ubrań. Rękawiczki, szalik, czapka i na końcu kurtka. Kiedy doszłam pod klasę, usiadłam na ławce naprzeciwko drzwi i cicho odetchnęłam. Wejście na drugie piętro, było bardziej męczące niż bieganie po parku.

Chciałam wyciągnąć już telefon i zacząć pisać kolejny rozdział, kiedy z lewej strony doszedł do mnie dźwięk pogardliwego kroku. Odwróciłam się w tamtą stronę i wywróciłam oczami.

-Siema elo, biedaku.

-Hejo.- Natalia usiadła obok mnie, a za nią pojawiła się Ania, które wcisnęła się między nami.- Nie było dzisiaj Praktykanta, znowu.

-O nie. A ja nadal czekam na jego zdjęcie.

-Najpierw muszę go spotkać, żeby je zrobić.

-W sumie racja.

Przytaknęłam i skupiałam się na dalszej części rozdziału. Ania zaczęła czytać jakiegoś kolejnego raka o wilkołakach, a Natalia pewnie poprawiała rozdział, który doda na matmie, a ja nie zdążę polubić go jako pierwsza. Wokół nas z każdą sekundą zaczęło zbierać się coraz więcej osób, a ja przestałam pisać i skupiłam się na czytaniu zasad panujących podczas lotu. Najbardziej przeraziła mnie waga toreb. Nie uśmiecha mi się dopłacanie kosmicznych cen, ale w Japonii jest właśnie środek zimy, a ja nie chcę zamarznąć. Widziałam na Instagramach Japończyków, że śniegu w niektórych miejscach jest po kolana. Nie muszę się tego obawiać w centrum Tokio, ale temperatura na minusie to co innego.

Będę musiała zrezygnować z dużej ilości butów i zostanę przy maksymalnie dwóch parach. Na bok odłożę też szaliki na każdy dzień tygodnia i niezliczoną ilość czapek. Powinnam się zmieścić i jeszcze mieć zapas, na jakieś ewentualne pamiątki. Czyli sake i pocky.

-Ej, Werka. Lekcje się zaczęły.

Oderwałam się od telefonu i spojrzałam zdezorientowana na Natalię. Każdy wchodził do klasy, a tylko ja siedziałam dalej na ławce. Niepewnie kiwnęłam głową i biorąc wszystko pod pachę, weszłam do klasy i rzuciłam to na stół. Siedmiogodzinną katorgę czas zacząć.

♨♨♨

-Idziecie na PKS?

-Nie. Najpierw idziemy do zoologicznego po karmę dla świnki Ani, a potem na lodowisko.

-O nie. Zostanę sama!- Teatralnie wywróciłam oczami, ale po chwili na mojej twarzy pojawiła się uśmiech.- Ale mam Azjatów!- Pokazałam szczęśliwa na różowe słuchawki i pomachał w stronę odchodzących dziewczyn.- Udanych ferii!

-I wzajemnie!

Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam muzykę. Głos Hiro po całym dniu działał na mnie kojąco. Najbardziej wtedy, kiedy śpiewał o masturbacji i kazał ci się zabić. Przechodząc obok ludzi, starałam się tylko w nich nie wejść. Z każdą chwilą zaczynałam coraz bardziej się stresować, to już jutro, a ja nawet się nie spakowałam, mama mnie udusi. Wsiadając do autobusu zapomniałam odcisnąć karty, ale kierowca nawet nie zwrócił na to uwagi i nie kazał mi się cofać. Jak zwykle schowałam się obok zimnej szyby i próbowałam nie zemdleć z powodu powracającego stresu. Moje policzki od wewnętrznej strony krwawiły, bo ciągle je przygryzałam, ale dzięki temu byłam w stanie zachować trzeźwość umysłu.

Sama nie wiem, kiedy znalazłam się w domu, zjadłam obiad i finalnie wylądowałam w pokoju przed szafą. Obok mnie leżała torba, a przede mną stała czarna dziura. Po kolei zaczęłam wpychać do walizki kolejne ubrania. Czarne swetry, koszulki, spodnie czy spódnice, zaczęły wypełniać całe wnętrze mojej przenośnej szafy. Na końcu do środka wpakowałam bieliznę i jedną parę butów na wierzch. Zamknęłam walizkę i postawiłam ją na wagę. Dziewiętnaście kilo. Udało się. Teraz tylko przygotować wszystkie papiery, spakować torebkę, odsłuchać mowy rodziców na temat bezpieczeństwa i najeść się pierogami. Przez najbliższe dwa tygodnie będę musiała zadowolić się rybą, ryżem i glonami. Chociaż tak prawdę mówiąc, to brzmi lepiej niż schabowy i mielony.

I Fuck My Crush || Historia oparta na faktachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz