Hail The Apocalypse

113 3 0
                                    

Myśleliście kiedyś o końcu świata? O tym jak wszystko co do tej pory znaliście staje się martwe? Emil Durkheim, wybitny socjolog i pedagog, nazwał takie zjawisko anomią. Pewnego dnia mamy to co znamy, akceptujemy i przestrzegamy. Następnego dnia pojawia się załamanie i stare zasady upadają, a na ich miejsce nie pojawiają się nowe, przez co dochodzi do transmisji kultury dewiacyjnej. Pewnie wielu z was zadaje sobie pytanie: o chuj ci chodzi dziewczyno?
Otóż tak moi drodzy. Pomiędzy koncertami, libacjami i podróżami do Piekła, na co niedzielne obiadki z papą, zaczęłam studiować. Jest to teraz jednak nieistotne, bo zmierzam do wyjaśnienia tego całego wstępu teoretycznego. Otóż w życiu naszej Świętej inaczej grupki, nastąpiła anomia. A to wszystko zaczęło się 15 stycznia, w dniu urodzin mojej babci i cioci, które nie istnieją w tej opowieści, ale nie chcę znowu wspominać o tym, że właśnie moje życie od pół roku to pasmo radości i szczęścia. Czy ja znowu o tym wspominam? No cóż... Mówi się trudno. Wróćmy jednak do sedna sprawy. Czyli poranka tego przeklętego dnia, kiedy obudził mnie telefon od Natalii. Znaczy u niej była dwudziesta. U mnie czwarta nad ranem.

Tak więc otworzyłam swoje zaspane oczy, mruknęłam niezadowolona i wyciszyłam dzwonek, odwracając się na drugi bok. Wyciągnęłam swoje stopy do przodu, żeby wsadzić je pod kołdrę Kaia i ogrzać je o jego plecy, kiedy poczułam zimno i pustkę. Od razu podniosłam powieki i spojrzałam na miejsce, na którym brakowało mojego najważniejszego elementu tego domostwa. Ręką zaczęłam szukać telefonu, aby spojrzeć na jego ekran z godziną. Kiedy przed oczami ujrzałam dużą czwórkę, poczułam jak wypełnia mnie złość i rozgoryczenie. Stoczyłam się z łóżka, na stopy włożyłam kapcie z różowym futerkiem i zarzucając na siebie czarny sweter do kostek, zaczęłam schodzić po ciemku na dół. Od razu do moich uszu dotarło chrapanie i ciche granie telewizora. Kiedy stanęłam w łuku, oddzielającym przedpokój od salonu, zmrużyłam powieki i starałam się nie wybuchnąć krzykiem.

Otóż na mojej kurwa jasnoszarej materiałowej sofie, leżał nakurwiony w trzy dupy Urucha, którego ręką spoczywała w misce z rzygami, szkoda tylko że większość zawartości jego żołądka spoczywała na mojej poduszce od mamy. Obok na fotelu, tak samo drogim i zadbanym jak sofa, siedział Aoi, który cały był ujebany z serowych chipsów. Jedynie Reita i Ruki trzymali poziom, i usnęli przytuleni do siebie, na moim idealnie wypranym białym dywaniku z owczej wełny. Poczułam jak w kieszeni otwiera mi się nóż. Po chwili też dziwnym trafem taki nóż znalazł się w mojej dłoni, a ja powolnym krokiem z mordem w oczach szłam w kierunku zezgonowanego Uruhy. W takich momentach czułam, że Belial to mój ojciec. Naprawdę. Na twarzy miałam uśmiech, a w opuszkach palców czułam przyjemne mrowienie. To chyba było podniecenie. Piękne podniecenie i obietnica orgazmu życia, kiedy wepchnę to ostrze w krtań zarzygańca. Ale najpierw zrzucę go na podłogę i odsunę od mebli, żeby ich nie uświnił. To jest plan idealny.

Pochyliłam się już nad chrapiącym Japończykiem, kiedy coś mnie ruszyło. A dokładniej jedna myśl: gdzie Kai? Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie go nie było, a do tego brakowało jego kurtki i butów. Od razu podeszłam do śpiących pseudo gejów i dźgnęłam palcem Reitę. Japończyk mruknął coś i odwrócił się na drugi bok. W takim wypadku muszę użyć broni ostatecznej. Wzięłam głęboki oddech i ścisnęłam jego osłonięty nos palcami. Mężczyzna od razu oderwał się od Rukiego i spojrzał na mnie z przerażeniem, zakrywając nos dłońmi.

-Dlaczego to zrobiłaś?- Wyszeptał, na co ja przewróciłam oczami. Nos był dla niego jak święty Graal. Był nietykalny jak moje stopy i zakazany jak crocsy dla Uruhy w dniu koncertu.

-Gdzie jest Kai?- Spytałam, na co Japończyk zmarszczył brwi i od razu spojrzał na sofę.

-Spał obok Uruhy.- Mruknął, nadal masując jakże obolały nos.

I Fuck My Crush || Historia oparta na faktachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz