Głośno westchnęłam kiedy zrozumiałam, że rękawiczki i telefon to nie najlepsze połączenie. Tak więc misternie zakładane rękawiczki musiałam ściągnąć i zająć się telefonem. Wychodząc z hotelu minęłam gościa z idealnymi dłońmi, ale nigdzie nie widziałam mojego przyszłego męża. Tfu, znaczy mojego przyszłego towarzysza broni w walce z... W sumie sama nie wiem z kim, ale nie mogę przesadzać.
Podgłośniłam pisk gwałconej pięciolatki, czyli Yoshi'ego i z uśmiechem zaczęłam iść przed siebie w jedyną znaną mi stronę. Wiedziałam, gdzie odebrać bilety, to zaledwie sześć kilometrów nogami, ale cały czas dręczyła mnie jedna myśl. Jak ja dogadam się w kasie? W teorii powinni zrozumieć mój perfekt inglisz, ale czego ja oczekuję po kimś, kto za samo stanięcie mi na buta będzie przepraszał mnie pół godziny. Swoją drogą, nadal nie wiem jak nazywa się mój nowy towarzysz broni. Oprócz tego, że ma piękne brązowe oczy, na których wspomnienie robi mi się słabo, nie wiem o nim nic. Spotkam się z nim pojutrze, czyli po koncercie moich pięciu powodów do oddychania. Jeżeli mnie wystawi, nie będę tego żałować. Może i stracę sens życia, a marzenie o codziennym patrzeniu się w te oczy godzinami spełznie na niczym, ale zawsze zostaje nadzieja i tego będę się trzymać.
Idąc przed siebie mijałam Azjatów i próbowałam z całych sił nie położyć się na ziemi i zacząć płakać ze szczęścia. To było zbyt piękne. Zbyt pięknie. Jak mantrę powtarzając to magiczne słowo na P, szłam i szłam, aż nareszcie dotarłam pod miejsce koncertu. Wielka hala straszyła swoim rozmiarem, ale jeszcze bardziej straszny był pan w okienku z biletami. Lata młodości miał już za sobą, a do tego wyglądał jak typowy senpai, który za chwilę wyskoczy z nożami i zacznie nimi we mnie rzucać, a potem zabierze mnie w najgłębsze zakamarki Japonii i będzie szkolił na ninję. Z jednej strony to dość dobry plan na przyszłość, ale z drugiej... The GazettE. I wybór staje się najoczywistszym na świecie.
-Dzień dobry. Przyszłam odebrać bilety na jutrzejszy koncert i za tydzień. Nazwisko Czyż, kupione trzy miesiące temu przez internet.
-Numer rezerwacji.
Podałam mężczyźnie papierek idealnie złożony w połowie. Patrzyłam na jego stare i zmęczone dłonie, które powoli wpisują numer do komputera. Jego mina nie wyrażała nic, a ja natomiast wyglądałam jakbym miała zacząć płakać ze szczęścia. Po chwili staruszek podał mi kartkę. Poczułam ukłucie w sercu. Zapewne nikt go nie szanuje. Powinien już od dawna odpoczywać w domu.
-I co? Mogę bilety?
-Kupiłaś bilety na koncert za miesiąc.
-Nie mogłam tego zrobić, bo wtedy jeszcze nie było informacji o takim koncercie.
-A jednak zrobiłaś.
-Nieprawda!- Wyrzuciłam dłonie do góry i spojrzałam z nienawiścią na starca, który już od dawna powinien przewracać się w grobie.- To ty się pomyliłeś!
-Jesteś ślepa i pomyliłaś daty.
-No nie!- Wskazałam palcem na kłamliwego, pomarszczonego jaszczura i zmierzyłam go morderczym wzrokiem.- Masz mi dać bilety w tej chwili, albo dzwonię po psy!
-Nani?
-Gówno!
Wkurzyłam się i odwróciłam do mężczyzny plecami. Kątem oka widziałam, jak zaczynają wnosić sprzęt do sali, a razem z nimi był jeden z bębnów Kaia. Poczułam łzy w oczach na myśl, że może nie udać mi się tam przyjść. Chciałam ponownie odwrócić się do okienka, ale to jeszcze nie był ten moment. Może i jest ninją, ale ze mną się nie zadziera. Nie staje się na drodze między mną, a Azjatami. Tym bardziej kiedy widzę, jak wnoszą ich sprzęt na którym jutro będą grać. Zacisnęłam dłonie w pięści i na pięcie odwróciłam się do mężczyzny. Nachyliłam się nad okienkiem i zmierzyłam faceta morderczym wzrokiem.
-Będę spokojna i nie utnę panu głowy. Poproszę bilet na jutro, na koncert, który kupiłam trzy miesiące temu.
-Nie dam ci go.
-A zgwałcić ci dom i spalić matkę?!
-Coś się stało?
Nagle obok mnie znikąd pojawił się mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych, (zerwę kiedyś każdemu je z twarzy) i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Z tego co zrozumiałam musi być kimś z ekipy, która wnosi sprzęt na halę.
-Ta żyjąca skamielina, nie chce mi dać moich biletów!
-Bo ta chodząca idiotka, zamówiła je na inny termin.
-Przecież na tej rezerwacji jest data!
-Bywa!
-Zaraz ci dam bywa!
Chciałam już ruszyć na mężczyznę i wyrwać mu komputer, kiedy poczułam jak facet w okularach łapie mnie w pasie i odsuwa na bok. Spojrzałam na niego z nienawiścią, a mimo to na jego twarzy pojawił się uśmiech. Miał cudowny uśmiech, z jednym dołeczkiem w lewym poliku. Poczułam przyjemne ciepło, skądś znałam ten uśmiech, był mi znajomy, a jednak obcy.
-Nie może dochodzić do rękoczynów.
Mój wybawca promieniście się uśmiechnął i nachylił do Japończyka w kasie. Zaczął rozmawiać z nim po japońsku. Po chwili dostał do dłoni dwa bilety, które mi podał.
-Jak, ty to?
-Źle wpisał numer. Znalazł cię po nazwisku i kraju pochodzenia. Jesteś z Polski i przyjechałaś aż tutaj na koncert?
-Tak.- Schowałam w torbie bilety i uśmiechnęłam się do mężczyzny.- To dzięki The GazettE zaczęłam interesować się Japonią i wybrałam swój plan na życie. Z ich muzyką jest mi łatwiej.
-W takim razie chyba muszę życzyć ci udanej zabawy. Jeżeli chcesz być blisko sceny, przyjdź jutro o szesnastej i podejdź do tamtych drzwi, gdzie teraz wnoszą sprzęt. Wpuszczę ciebie szybciej i bez kolejki.
-Nie trzeba i tak już mi bardzo pomogłeś. Gdyby nie ty, już zapewne mogłabym się pakować i uciekać do ambasady.
-Ale chcę ci pomóc jeszcze raz. Bądź o szesnastej. Miłego dnia.
Mężczyzna pomachał mi i wrócił do instruowania robotników. Ja natomiast uśmiechnęłam się pod nosem, a facetowi w okienku pokazałam język. Włożyłam słuchawki do uszów i prawie lecąc na skrzydłach wróciłam do hotelu. Usiadłam przed szafą i zaczęłam wpatrywać się w jej zawartość. Mam niecałe dwadzieścia cztery godziny, aby się przygotować. Nie dam rady.
CZYTASZ
I Fuck My Crush || Historia oparta na faktach
DragosteKsiążka zostaje zakończona i nie będzie już kontynuowana. Była pisana dla dwóch osób w moim życiu, z czego dwie mnie zdradziły, a jedna tak dokurwiła, że ja pierdolę XDD Ale możecie czytać. Kiedyś w końcu było fajnie. Zapewne każdy z nas ma osobę, p...