Czarna koszulka z czokerem, obcisłe dżinsy z dziurami i nieśmiertelne pomarańczowe martensy, przez które wczoraj krwawiłam. Połączenie idealne. Miałam już wychodzić z pokoju hotelowego, kiedy wpadłam na genialny pomysł. Czerwona szminka. Nałożyłam odrobinę jej na usta, a potem dowaliłam drugą warstwę. Jak glonojad nie wyglądam, a za to mam bardzo ładne i pełne usta. A raczej tak sobie to tłumaczę, poprawiając niedoskonałości. Na końcu zarzucam na siebie kurtkę i zamykam pokój. Ale potem się cofam i biorę torebkę, która została na szafce. Przed ponownym wyjściem robię jeszcze obowiązkowego snapa i daję na my story. Niech patrzą biedaki jak żyje burżuj.
Tym razem postanowiłam być burżujem nie tylko na słowo honoru, ale też w czynach. Wsiadłam do taksówki i podałam adres. Niech teraz do tego widzą, jak postępuje burżuazja. A raczej burżuj, którego nie stać na nowe martensy, a po sześciu kilometrach trzeba będzie amputować mu stopy. Mogłabym tak myśleć nadal, kiedy nagle moje wewnętrzne wychwalanie swojego burżujstwa, przerwał alarm w telefonie. Za dziesięć minut szesnasta. Pośpieszyłam kierowcę taksówki, a ten jak na zawołanie zaczął szybciej jechać, dzięki czemu po pięciu minutach byłam już na miejscu. Zapłaciłam mu i podziękowałam. O mało nie zeszłam z wrażenia, kiedy zobaczyłam przed sobą kilometrową kolejkę. Mówię na serio, tam było ponad tysiąc ludzi, a nie widziałam tych, którzy stali za zakrętem. Lekko wbiłam paznokcie w bok dłoni i przygryzłam wargę. Umrę, ja kurde umrę. Na trzęsących się nogach, przepchałam się przez tłum i weszłam na tył hali, gdzie czekać miałam na mojego wybawiciela. O ile mnie nie oszukał i teraz nie śmieje się gdzieś w kącie z kolegami, że udało mu się nabrać jakąś głupią Polkę. Na szczęście zaraz po dojściu na miejsce, znalazłam go stojącego obok kosza z kilkoma innymi osobami. Nadal miał na sobie okulary, a w dłoni dodatkowo trzymał papierosa. Skrzywiłam się, bo za tym nie przepadam, ale nic mi do tego. Podeszłam do niego i cicho odchrząknęłam. Ten oderwał się od rozmowy z znajomymi i od razu na mnie spojrzał. Na jego twarzy pojawił się zniewalający uśmiech.
-Nie spóźniłaś się, zawsze jesteś tak na czas? Jest równo szesnasta.
-Staram się być zawsze dziesięć minut wcześniej, ale korki i przeciśnięcie się przez mur złożony z napalonych Azjatki, trochę mi to uniemożliwiły.
Mężczyzna cicho się zaśmiał i podał mi papierosa, jakby z pytaniem czy chce zapalić, pokręciłam przecząco głową, a on schował paczkę.
-Wpuszczę cię tyłem i tędy też wyjdziesz.
- A kurtka? Chciałbym ją dać do szatni.
- Daj mi.
Weszliśmy razem do długiego holu, a Japończyk wziął moją kurtkę, z którą wszedł do jakiegoś pomieszczenia i obok innych ubrań powiesił moje okrycie, razem z szalikiem. Nagle z jakiegoś pokoju wyszła Japonka i zaczęła chodzić po pokojach waląc drzwiami. Mój wybawca nie wracał, a ona zbliżała się do mnie. Po chwili stanęła przede mną i zaczęła się wydzierać. Na szczęście z pokoju wyszedł mężczyzna i zaczął z nią spokojnie rozmawiać. Ta tylko się wydarła, pogroziła mu palcem i zniknęła w pokoju z którego wyszła.
-C-co to było?
-Ayano wzięła cię za makijażystkę i kazała pójść dokończyć za nią makijaż.
-A na ciebie dlaczego krzyczała?
-Bo nie powinno mnie tu być.
-To moja wina?- Cała pobladłam i przybrałam poważny wyraz twarzy. Czuję się okropnie.- Prawda?
-Nie.- Mężczyzna się zaśmiał i zaczął mnie prowadzić przed siebie.- Powinienem być w innym pokoju, a ona panikuje. Wystarczy, że pójdę tam za dwadzieścia minut, a nic się nie stanie.
-Niech ci będzie, ale nie wierzę ci do końca.
-Jak wolisz, ale musisz złapać mnie za rękę, żeby nie uznali cię za uciekającą fankę.
-A przedostają się tutaj takie?
-Tak.- Mężczyzna złapał mnie za dłoń i zaczął iść przed siebie. Czułam się lekko niepewnie, kiedy przechodnie patrzyli się na nas i szeptali między sobą.- Kiedyś jedna z nich dostała się na scenę.
-Widziałam filmik na internecie. Mina Rukiego była bezcenna.
-Oglądałaś memy?
-Wszystkie.-Oboje zaczęliśmy się cicho śmiać.
Kiedy doszliśmy do wyjścia na halę, mężczyzna się zatrzymał i otworzył mi furtkę, ale nie wszedł na salę gdzie było jasno.
-Teraz musisz mi wybaczyć. Zostawię cię na pastwę napalonych fanek.
-Dam radę?
-Na pewno.- Uśmiechnął się do mnie ciepło, a ja poczułam skurcz w brzuszku.- Po koncercie jak zaczną wychodzić, stań przy tej bramce. Postaram się przyjść do ciebie jak najszybciej.
-Dobrze.- Mężczyzna zaczął odchodzić, ale w mojej głowie pojawiła się jedna myśl.- Poczekaj chwilę! Jak się nazywasz?
-Na razie to nieistotne. Zajmij miejsce, bo ludzie już wchodzą.
Po chwili mój wybawca zniknął w jakichś drzwiach, wciągnięty przez wściekłą Azjatkę. Cicho westchnęłam i stanęłam zaraz pod bramkami, ale z boku. Chciałam być blisko furtki. Widziałam jak z każdą chwilą, obok mnie tworzy się coraz większy tłok. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam zdjęcie sceny. Jestem takim burżujem, że mogę. Potem zrobiłam kilka swoich zdjęć, a wtedy zgasły światła. Na sali podnosiły się szepty, a wtedy w tle rozległ się dźwięk gitary i bębnów. Moje ciało automatycznie pokryło się gęsią skórką, a mi stało się mokro. To było zbyt piękne. Na scenie zaczęły zapalać się kolejne światła, dzięki czemu mogłam zobaczyć wyraźne sylwetki. Kolana się pode mną ugięły, a za mną rozległ się pisk. Nagle poczułam jak telefon w mojej dłoni zaczyna drżeć. Natalia. Odebrałam go i przyłożyłam do ucha.
-Czego chcesz biedaku? Na koncercie jestem!
-Co?!
-Ruki zaraz będzie gwałcić mnie głosem.
-Nieźle masz.
-Powiesz mi czego chcesz?
-Praktykant się ze mną umówił, a Anka w końcu przestała chlać!
-Woooo. A teraz nara. Idę się samogwałcić.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Wtedy na sali rozległ się głos Rukiego. Prawie zemdlałam, kiedy dotarł do mnie sens jego słów i to co teraz zaśpiewa.
-Sleep, count me down again... I won't arise from this...
-Undying...- cicho wyszeptałam pod nosem jeden wyraz, który zmienił całe moje życie. Mocniej złapałam się barierek i zamknęłam oczy, kiedy jego krzyk przeszył mnie na wylot.
Mogę wręcz powiedzieć, że w tamtym momencie poczułam dotyk ręki boskiej na sobie. Czułam, że mogę wszystko i nikt mnie nie powstrzyma. To było lepsze niż narkotyki, największy odlot był przy tym niczym. Piosenka, a raczej muzyka skomponowana przez same zastępy niebieskie, której unikałam od dnia poznania jej, jest właśnie wykonywana przez powód mojego wyjścia z depresji. Moje całe ciało pokryło się gęsią skórką, a ja zamknęłam oczy. Nie mogłam się na to patrzeć, to by było zbyt wiele. Pozwoliłam Rukiemu sobą sponiewierać, w głowie tłumacząc każdy kolejny wers. Dopiero kiedy moje usta bezgłośnie wypowiedziały słowa: Tonąc w głębinie zbrodni mojego losu, otworzyłam oczy i spojrzałam na scenę, gdzie z tyłu stał Kai. Dam sobie rękę uciąć, że na mnie spojrzał. Jednak nie trwało to długo, bo zaraz zaczął grać "Candydive pinky heaven". Nie wierzyłam w to gdzie jestem. Nie minęło nawet dziesięć minut, a ja już zdążyłam zaliczyć najlepszy narkotykowy odlot, orgazm i zawał w życiu.
CZYTASZ
I Fuck My Crush || Historia oparta na faktach
RomansaKsiążka zostaje zakończona i nie będzie już kontynuowana. Była pisana dla dwóch osób w moim życiu, z czego dwie mnie zdradziły, a jedna tak dokurwiła, że ja pierdolę XDD Ale możecie czytać. Kiedyś w końcu było fajnie. Zapewne każdy z nas ma osobę, p...