Epilog

920 59 23
                                    

6 miesięcy później...

- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć więzłem małżeńskim dwójkę zakochanych ludzi. - powiedział ksiądz kiedy to właśnie teraz staliśmy przed ołtarzem.

Nie umiem uwierzyć w to, że za chwilę będę panią Krupą.

- Czy ty Saro May bierzesz za rękę Bartosza Krupę i oferujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską? - wzięłam głęboki oddech.
- Tak. - uśmiechnęłam w stronę Bartka na co on zrobił to samo.
- A czy ty Bartoszu Krupa bierzesz za rękę Sarę May i oferujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską? - spojrzał na nas z uśmiechem ksiądz.
- Tak. - odpowiedział Bartek bez zastanowienia.
- O tuż ogłaszam was mężem i żoną! Możecie się pocałować! - po tych słowach wszyscy bili brawa, a my się pocałowaliśmy.
- Kocham cię Sara. - powiedział Bartek i jeszcze raz mnie pocałował.

          *************************

- Życzymy wam wszystkiego najlepszego. - powiedziała Mama Ali z uśmiechem.
- Dziękujemy. - odpowiedzieliśmy równo.

Właśnie trwało wesele, każdy świętował, życzył wszystkiego najlepszego. A ja czułam się źle było mi nie dobrze i nic nie mogłam zjeść. Miałam nadzieję, że to nic takiego i że to tylko stres.

- Sara? Wszystko w porządku? Jesteś jakaś blada. - podeszła moja mama kiedy ja stałam w ogrodzie naszej restauracji.
- Trochę źle się czuję, ale pewnie zaraz mi przejdzie. - powiedziałam, a mama mi się przyglądała.
- Na pewno? - zapytała ponownie.
- To pewnie ze stresu. - rzuciłam.
- Coś nie tak? - usłyszałam głos Bartka za sobą.
- Sara źle się czuję. - wygadała się moja mama.
- Domyślałem się. Skarbie wszystko okej? Chcesz wody? - zaproponował, a ja pokiwałam głową, że chcę. Chłopak poszedł po wodę, a ja z mamą usiadłam na ogrodowej kanapie.
- Może zadzwonię po taksówkę i do domu pojedziemy? - zaproponowała.
- Nie, nie co to za ślub bez panny młodej. - lekko się zaśmiałam.
- Proszę. - powiedział Bartek wręczając mi butelkę wody.
- Nie chcesz jechać do domu? - kucnął przy mnie.
- Nie, nie chce. Pewnie zaraz mi przejdzie. Idziecie do środka. - rzuciłam, ale oni się upierali, że zostaną.
- Zaraz tam przyjdę idziecie. - rzuciłam biorąc łyk wody, a oni tylko westchnęli i poszli.

Zaczęłam oddychać świeżym powietrzem z nadzieją, że mi przejdzie.

10 minut później...

Weszłam do środka widząc jak nasi bliscy się dobrze bawią i świętują. To było kochane.

- Jesteś kochanie. - Bartek objął mnie w talii. - Już ci lepiej? - zapytał z troską.
- Tak. - uśmiechnęłam się.
- Pani Saro ktoś chce z panią rozmawiać. - podeszła do mnie jakaś kobieta z obsługi.
- Już idę. - rzuciłam do kobiety. - Zaraz przyjdę. - powiedziałam do Bartka.
- Dasz sobie radę? - zapytał.
- Jestem dużą dziewczynką. - rzuciłam i się zaśmiałam.

Wyszłam z sali, w które było przyjęcie ciągnąć za sobą suknię. Przede mną stał człowiek, którego już nigdy nie chciałam widzieć, a tym bardziej na własnym weselu.

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam wściekła i wystraszona.
- Spokojnie. Chciałem ci tylko życzyć wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia. - rzucił ze spokojem. - Chciałem też cię przeprosić za to co przeze mnie przeszłaś. Leczyłem, a raczej dalej leczę się u psychiatry. - powiedział Marek. 
- Dziękuję bardzo, a teraz już idź stąd. - rzuciłam oschle pokazując na drzwi.
- Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz cześć. - powiedział i wyszedł.
- Sara. - odwróciłam się.
- Tak skarbie? - i widziałam stojącego Bartka.
- Co on chciał? - mówił wkurzony.
- Przeprosić. - rzuciłam. - Chodź na sale.

Insomnia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz