6.

1.5K 80 60
                                    


Rozdział szósty.

Przyjęcie dla Dracona.

Nastał piękny, mroźny poranek. Mimo promieni słońca z dnia na dzień pogoda robiła się coraz bardziej chłodna. Draco przeciągnął się leniwie na swym królewskim łożu naprężając każdy ze swoich okazałych mięśni, po czym otworzył oczy wpatrując się chwilę w biel sufitu. Poczuł się nad wyraz dziwnie i nieswojo.

Zrzucił z siebie czarną pościel i zwlekł się z łóżka czując lekkie zawroty w głowie. Miał wrażenie, że wczorajszy dzień był dziwną halucynacją, której nie bardzo może sobie przypomnieć. Przejechał dłonią po długich włosach, dumając chwilę przed samym sobą. Czuł się, jak po jednej z tych przesadzonych imprez, po której zostaje zawsze kac i pustka w głowie. Podszedł do wielkiego lustra tuż przy komodzie i dokładnie zilustrował swoje odbicie. Chwilę zawiesił wzrok na czarnym znaku znajdującym się na przedramieniu.

– Wyglądasz bosko, więc o co ci chodzi? - Zapytał własne odbicie.

" Naprawdę nie wiesz? Przypomnij sobie kretynie, co nam zrobili!"

– Sam jesteś kretynem! - Warknął znowu do tej samej pustki, marszcząc swoje blade brwi.

" Przecież jestem tobą durniu"

– Chciałbyś być mną. Co najwyżej możesz być marną imitacją tego, czym jestem. - Zadumał.

W patrzył się w odbicie swoich szarych tęczówek. Draco Malfoy wyglądał bardzo okazale będąc w samej bieliźnie. Jakby sam Michał Anioł wyrzeźbił go z najdroższego marmuru, a nieziemska moc tchnęła w ten posąg życie, aby dawać kobietą rozkosze z poza tego świata i ukazywać innym mężczyzną, jak bardzo są niedoskonali w porównaniu do niego.

Teraz jednak ten sam Draco Malfoy czuł się fatalnie. Bo inaczej nie potrafił określić stanu, w którym się znajdował. Przejechał dłonią po śniadych ustach starając się czegokolwiek doszukać. Dopiero wtedy dostrzegł, jak jego opuszki palców są lekko zaczerwieniałe i podrażnione. Opuścił głowę w dół dokładnie przyglądając się swoim dłonią. I w tej właśnie chwili poczuł, jak nawałnica wczorajszych wspomnień przelatuje przez jego mózg z szybkością światła.

– Nie. - Szepnął wpatrzony w ziemie. - Nie mówcie mi, że ja - każde wspomnienie zaczynało przeszywać jego dusze. Wspomnienia, które ostro kuły, jak igły wbijane prosto we wnętrzności. Stado robaczków świętojańskich rozświetla wspomnienia w jego głowie, których tak naprawdę wolałby nie pamiętać. Każde po kolei.

ON DRACO MALFOY DZIERGAŁ TEMU KRETYNOWI SWETER!

- Zabije - Krzyknął na cały regulator wychodząc pewnym krokiem ze swojego dormitorium.

Dzień trzeci zamiany.

Hermiona wiedziała, że ten dzień będzie istną katastrofą, klęską społeczną, narodową plamą na tle historii całego Hogwartu. A to wszystko za sprawą Blaise Zabini'ego. Wrednego, pyszałkowatego, bezmyślnego Ślizgona, który podstępnie ją zwodzi i znęca od trzech dni, aby pogrążyć cały jej dobytek życia w nicość. Poranek również utwierdził ją w przekonaniu, że wszystko, co się na świecie dzieje to dla jej nieszczęścia i upokorzenia. Wyglądało na to, że cały wszechświat zmówił się, aby uprzykrzyć życie Hermionie Granger.

A przynajmniej wszyscy Ślizgoni. Dlatego postanowiła nie poddawać się tak łatwo. Skoro Blaise pogrywa z nią w tak okrutny sposób to i ona postanowiła nie być mu dłużną. To się jeszcze zdziwi i przekona, że z kimś takim jak ona lepiej nie zadzierać. Owszem, może przez ostatni rok stała się samolubną, bezradną Hermioną, którą z łatwością można doprowadzić do łez, co nie zmienia faktu, że była nadal Hermioną Granger. Tą Hermioną Granger. Dziewczyną, którą walczyła z najciemniejszymi mocami tego świata, towarzyszką samego Harry'ego Pottera, chodzącą encyklopedią i rozsądkiem tej ziemi. Chociaż z tym ostatnim na pewno miała ostatnio problemy. Bo kto rozsądny godziłby się na takie życie, jakie zafundował jej Blaise Zabini?

Mój przyjaciel Zabini  -   I Draco Malfoy IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz