^*^
Jest trochę lemoniady, ale bez jakiś ostrych akcji więc myślę, że spokojnie możecie czytać. Pozdrawiam i liczę na wasze uwagi co do rozdziału :)
Rozdział 22
Już nie przyjaciel.
Znała podobne historie, trochę z palca wyssane, trochę przereklamowane i jakby... głupie. To jak czytanie książki, której zna się zakończenie już na samym początku. Książka traci swój urok a jednak brniemy dalej w przewidywalną treść. Bo może akurat jest dobra, boo....bo może nie warto skreślać coś - co jest przewidywalne.
Jak bardzo ona była przewidywalna w tym wszystkim? Gdzieś po drodze zgubiła się i nie wiedziała jak wrócić do dawnej Hermiony. Czy chce jeszcze do niej wracać.
Bo czemu przewidywalność ma być zła? Czy za każmy razem chcemy być zaskakiwani? Nie chcemy! To znaczy, ona już nie chciała. Miała nadzieję, że wyczerpała swój limit niespodzianek i od tego momentu wszystko będzie żyć swoim rytmem. Ale nadzieja matką głupich, a ona ostatnio głupiała z każdym kolejnym dniem spędzonym w tej absurdalnej szkole.
Była zawstydzona. Oj tak, wstyd to jej drugie imię. Przyległ jak trwały tatuaż do twarzy i nie chce zejść.
To jak słuchanie słów pięknej dziewczyny, która narzeka na wygląd tylko po to aby wysłuchać pochwał na swój temat. Czujesz pewnego rodzaju dyskomfort zastanawiając się: czemu to właśnie ciebie ogarnia to uczucie, a nie osobę, którą powinno.
Czemu wstydzi się za innych? Bo jest głupia – oto odpowiedź.
Hermiona Granger jest zwyczajnie głupia. Albo zbyt mądra, o tak! Ta opcja bardziej jej pasowała. Chociaż mądremu do głupca wcale nie było daleko. Podobnie jest z nienawiścią i miłością.
Ale nie narzekała, nie była pięknością, miała inną urodę - trochę dziecinną, trochę dziwaczną - ale wciąż mogła to nazwać urodą. Bo musiała mieć coś w sobie jeżeli taki Blaise rzeczywiście zwrócił na nią uwagę. Chyba że chodzi o ten cały urok osobisty.... Co w jej przypadku było wątpliwe, bo urok to miała ale zalegający na końcu języka.
No i to całe ciało. Jak by to ująć - są dwa rodzaje ludzi, ci co ćwiczą i ci co mają z tym problem. Ona miała z tym problem. Pogrywała w pin-pogna we wcześniejszy latach, ale jakby to....no wyćwiczone nadgarstki...nie było czym się chwalić...no i jak się tu z tego nie śmiać? Nie dało się nie śmiać. Ona sama się śmiała, przez łzy ale jednak był to śmiech.
Mózgu już nie miała, sflaczał, zamienił się w galaretkę, która drżała na samą myśl o Ślizgonach. Koloru zielonego, możne kiedyś była czerwona ale wszystko tak czy inaczej gnije, robi się zielone, obślizgłe, trujące. Jak taki niewinny bluszcz, który zostawimy bo wydawał się ładny a za rok obrasta cały ogród pokrywając wszystkie inne roślinki.
Malfoy był tym cholernym bluszczem. Owijał się powoli wokół jej szyi, stopniowo odbierając tlen ale sadystycznie pozwalał jej ostatni raz się nim zachłysnąć. Przed końcowym uderzeniem.
Przyszło i zażenowanie bo tym całym wstydzie. Dziewczyny są takie głupie, takie głupiutkie. Jakiś bubek obrazi cię, plunie w twarz a kiedy zrobi widowisko i raczy cię przeprosić nagle chcesz mu wybaczyć. Dlaczego? Bo jesteś dziewczyną. A jakie są dziewczyny? No głupie.
Może nie wszystkie, ale Hermiona postanowiła, że nie wybaczy. To znaczy, już wybaczyła, ale oficjalnie — a nieoficjalnie dobrze wiedziała co knuje Malfoy. Na szczęście on nie miał pojęcia co knuje ona. Była krok do przodu i musi to jakoś wykorzystać. Właśnie, jakoś. Powoli nie dziwił ją fakt, że stacza się z wieży prymusów Hogwartu.
CZYTASZ
Mój przyjaciel Zabini - I Draco Malfoy I
FanfictionDraco czy Blaise? A może żaden? Hermiona trafia do tajemniczego schowka z popularnym Blaise'm. Następnego dnia zamieniają się ciałami, Hermiona ląduje w Slytherinie walcząc z przebiegłym Malfoy'em, zaś Blaise dobrze bawi się z Gryfonami. Jest to re...