Obydwie części epilogu (bo będzie dwuczęściowy xD) wstawię w przyszłym tygodniu x3
~*~*~*~
Na chwilę zapanowała całkowita, nieprzerwana cisza, podczas której zdradzone spojrzenia skierowały się w Twoim kierunku. Sinbad bezwładnie upadł na ziemię z krwawiącą obficie raną na plecach, w których tkwił sztylet. Twój sztylet.
Jafar go poznał. Tej samej broni wraz z drugą użyłaś tamtego pamiętnego dnia gdy nabrałaś go, że skoczyłaś do wody z klifu.
Oniemiały szok i względny, bo niedowierzający w to co się stało spokój przerwał najpierw głośny niczym wybuch dźwięk śmiechu Judala, a następnie nastąpiła apokalipsa.
-Ufaliśmy ci! - wrzasnął Sharrkan z oczyma zaszklonymi od łez i mieczem, który dobył równie szybko co Cię nim zaatakował.
Odskoczyłaś i uchyliłaś się przed następnym atakiem. Trudno Ci było ocenić czy w tym stanie Twój przeciwnik jest bardziej lub mniej niebezpieczny, aczkolwiek na pewno był groźny.
W tym czasie Yamaruiha upadła przy Sinbadzie.
-Ta rana... - szepnęła z przerażeniem. - Nie ocalimy go...
-Nie! Musimy coś zrobić! Zrób coś! Pomóż mu! - wrzasnęła Pisti, po czym zwróciła swój gniewny wzrok na wciąż śmiejącego się do rozpuku Judala. Jednym gwizdnięciem w swoje naczynie pokrewne tudzież flet przywołała swojego ptaka, gotowa do walki.
Ziemia pod stopami Masrura popękała, Hinahoho przez bardzo długi wpatrywał się w ciało Sinbada nie pojmując tego co się właśnie stało, Dracon i Spartos złapali za bronie, dołączając natychmiastowo do Sharrkana. Zaraz potem znalazł się wśród nich także Fannalis.
Za to Jafar podobnie jak jego przyjaciel z rodu Imuchak zamarł, aczkolwiek z dodatkowego powodu.
"Martwię się".
"Jutro".
W tym czasie Pisti zaatakowała Judala, jednak ten nawet nie zwrócił na nią uwagi. Dziewczyna wpadła na borg i po tym jak jej ptak uderzył w niego ze sporą siłą, upadła na ziemię.
Za to ty mimo iż byłaś otoczona przez czterech z ośmiu generałów, radziłaś sobie zaskakująco dobrze. Byli wściekli. Byli przewidywalni. Byli szybcy i silni, ale byli także niezsynchronizowani, a ich umysły przysłonięte przez gniew.
Robiłaś uniki, specjalnie pozwalając by ich ataki wyminęły Cię minimalnie, ponieważ przez to ich ciosy zaczęły odwracać się przeciwko nim. Masrur mało nie złamał miecza Sharkana, gdy oboje zaatakowali z dwóch różnych stron. Więcej szczęścia wcale nie miał Spartos, który mało nie dźgnął Dracona w twarz.
Kompletnie nie potrafiłaś walczyć - byłaś w tym przeciętniakiem jeśli nie gorzej - a oni mimo swych niezwykłych umiejętności i talentów bitewnych nie byli w stanie Cię zadrasnąć. Cóż za ironia. Byłaś gorsza, gdyż Twoją przewagę stanowiły jedynie uniki i co? Tyle Ci starczyło.
Jak zwykle zwinność i dobry plan potrafiły pokonać najsilniejszych oponentów.
Po kolejnym uniku ruszyłaś biegiem w stronę latającego dywanu Gyokuen i Judala.
Tuż przed Tobą przeleciała broń Hinohoho.
Nie zatrzymałaś się.
Tuż przed miejscem docelowym wokół Twojej nogi coś się oplotło i upadłaś. Szybko odwróciłaś się na plecy i zauważyłaś stojącego kilka metrów dalej, wciąż trwającego przy ciele Sinbada, Jafara.
Jego oczy były puste, lecz niecałkowicie pozbawione emocji. Poczucie zdrady nie było jedynym co w nich dostrzegłaś; była tam także pogarda. Teraz mężczyzna wyglądał jak asasyn, którym niegdyś... Którym wciąż był. Jak morderca, który od najmłodszych lat był zaznajomiony z widokiem krwi i witał śmierć jako swoją codzienność.
Wybudziłaś potwora, który dawno temu zapadł w sen.
A mimo to nie poczułaś nawet ukłucia strachu. Nawet gdy cała reszta generałów na chwilę zamarła, aż nazbyt doskonale czując ziejącą od Jafara rządzę krwi, ty nie czułaś lęku. Twoje usta uniosły się ku górze, tworząc uśmiech na tyle pusty, że aż przyprawiający o ciarki.
"Jestem za dobrą asasynką, żebyś mnie tak łatwo zabił".
Uniosłaś rękę, która ku podejrzeniom białowłosego nie dzierżyła żadnej broni.
-Zatańczysz jak ci zagram... Moja marionetko. - szepnęłaś i nawet jeśli tego nie usłyszał to i tak poczuł jak traci kontrolę nad swoim ciałem.
Czuł to samo co przed chwilą i sposób w jaki postrzegał teren się nie zmienił, jednak nie był w stanie ruszyć swoją ręką. Nie mógł Cię przyciągnąć w tą stronę i wykończyć. Nie mógł nawet wykorzystać ataku swojego naczynia pokrewnego.
Wyciekające z niego wraz z gniewem magoi, aż nazbyt ułatwiło Ci sprawę.
Podczas gdy on starał się poruszyć lub chociaż pojąć co się stało, ty wyplątałaś drugą dłonią linki oplatające Twoją nogę.
-Jak...? - szepnął pojąwszy, że nawet jeśli nie może się poruszyć to wciąż może mówić. Tylko tyle.
Jego oczy wciąż miały wyraz dzikiego zwierzęcia gotowego Cię rozszarpać w każdej możliwej chwili.
Podniosłaś się i spojrzałaś na generałów.
Byłaś zbyt blisko Gyokuen i Judala. Woleli pozostać przy Sinbadzie niż ruszać w Twoją stronę, pozostawiając go samego. Wciąż wierzyli, że mogą go ocalić.
-Wybaczcie, taki fach. - oznajmiłaś. Wpatrywałaś się w nich spojrzeniem, przez które wydawać by się mogło iż żałujesz tego co się stało. Jednak czy po tym wszystkim mogli ufać chociażby Twojemu wzrokowi? - Od samego początku byliście moimi kukiełkami.
A potem wsiadłaś na pokład latającego dywanu.
Za Twoimi plecami z ciała Sinbada wydobyła się niepokojąco duża ilość białego Rukh.
Wszyscy wiedzieli co to oznacza, jednak tylko dwójka czerpała z tego satysfakcję... I chorą radość.
CZYTASZ
Jafar x reader Magi
FanficNaprawdę, asasyni próbujący zabić króla to żadna niespodzianka. Oczywiście, nie mnożą się jak grzybki po deszczu, ale też nie są jakimś szczególnym szokiem. Więc czemu ta sytuacja jest taka dziwna i zagmatwana? Ah tak. Bo dotyczy Ciebie. Rozdział...