Prolog

19.4K 577 54
                                    

- Chcesz ze mną chodzić? - przerwał monotonię lekcji mój kolega z ławki szkolnej, wypowiadając te słowa z pewnym nieśmiałym uśmiechem.

To zdanie zawisło w powietrzu jak niewypowiedziana tajemnica, przerywając rytm codziennego życia szkolnego.

Odkąd pamiętam, nosiłam w sobie uczucie do niego, jak kwiat skrywający się w cieniu, rozwijający się cicho, ale pełen intensywności. Był wysoki, umięśniony, o piwnych oczach i czarnych włosach, które układając się nonszalancko, dodawały mu pewności siebie. To był obraz, który kształtował moje marzenia i nadawał barwę mojej szkolnej rzeczywistości.

Wokół niego zawsze unosiła się atmosfera zainteresowania. Każda dziewczyna wzdychała do niego, próbując przyciągnąć jego uwagę. Na co dzień otaczał go tłum próbujący zdobyć, choć chwilę jego uwagi, a zaproszenia na randki zdawały się być niekończącą się kolejnością. Obserwując to widowisko, nie mogłam jednak zgodzić się na to, by robić z siebie idiotkę, podążając za tłumem.

Moje uczucia były czymś głębszym, coś, co nie mieszkało na powierzchni. Nie zamierzałam szukać łatwego aplauzu czy uznania. Być może to sprawiało, że byłam inna niż pozostałe dziewczyny, ale mój szacunek dla samej siebie był dla mnie ważniejszy. Tak więc, w obliczu pytania, które zmieniłoby naszą dotychczasową relację, czułam się rozdarta między pragnieniem a obawą przed utratą tego, co już było.

Byłam szczupłą dziewczyną o jasnych blond włosach, które opadały swobodnie na ramiona, a błękitne oczy odbijały świat wokół mnie. Mimo tego, że zewnętrzny wygląd był często oceniany przez innych, ja nie przywiązywałam do tego zbyt wielkiej uwagi. Nie malowałam się, nie ścigałam za efektownymi trendami modowymi, co sprawiało, że stałam się obiektem drwin i szyderstw ze strony innych.

Nie dbałam o to, co noszę, czy moja fryzura jest idealnie ułożona. Nie martwiłam się tym, co inni myślą o moim wyglądzie czy stylu życia. Moje podejście budziło zainteresowanie, a jednocześnie często prowokowało śmiech czy ironiczne spojrzenia. Mimo to miałam to gdzieś.

Być może dla niektórych było trudne do zrozumienie, że dla mnie autentyczność i wygodę ceniłam bardziej niż zewnętrzne pozory. Nie chciałam być kolejną sklonowaną figurką podążającą za masowymi trendami. Wiedziałam, kim jestem i co dla mnie jest ważne. To, że nie przystawałam do stereotypów ustanawianych przez społeczeństwo sprawiało, że czułam się swobodnie, nawet w obliczu szyderstw. Moja pewność siebie była moją najlepszą obroną, a fakt, że „miałam to gdzieś" stawało się moim nieugiętym manifestem autentyczności.

- Gdzie? Po bułki do piekarni? - odpowiedziałam, utrzymując spojrzenie przed sobą, jakby wszystko, co się działo wokół, nie miało znaczenia.

- Ale przypał, stary - śmiechem przerwali moje riposty koledzy Nathaniela.

Atmosfera w klasie nagle nabrała tonu kpin i żartów, a ja starałam się olać całą sytuację.

Nauczyciel historii przerwał swój monolog, odwracając się od tablicy i zwrócił uwagę na chłopaków.

- Co was tak śmieszy? Powiedzcie nam wszystkim, to pośmiejemy się razem - zbliżył się do nich z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Przepraszamy, panie profesorze - odezwał się jeden z nich udając skruchę, a cała grupa razem z nim.

- Wracamy do lekcji... - próbowałam skupić się na nauczycielskich wywodach, ale myśli krążyły mi wokół nieprzyjemnej sytuacji.

- Eva, nie bądź taka - próbował mnie rozbawić Nathaniel.

- Jaka?

- Niedostępna. Przecież wiem, że ci się podobam, że marzysz o mnie - śmiał się, rzucając prowokacyjne uwagi. Na szczęście dla mnie, dzwonek na przerwę przerwał ten żenujący moment.

- Spadaj pajacu.

- Eva, poczekaj! - złapał mnie za rękę, przyciągając do siebie.

- Odwal się dupku - odparłam mu zdecydowanie, nie pozostawiając mu pola do dalszych zalotów.

Opuściłam klasę, starając się zachować godność w obliczu drwin i wyjątkowo nieprzyjemnej sytuacji.

Nie wydając ani słowa, jego ręka pewnie chwyciła mój łokieć, a ja nagle znalazłam się blisko niego. Jego spojrzenie mówiło więcej niż tysiąc słów - pełne pewności siebie, jakby uważał, że mam być dostępna na jego życzenie. Bezczelnie przyciągnął mnie do siebie i bez żadnego uprzedzenia mnie pocałował. To było zbyt wiele. Co za bezczelny gnojek, który myślał, że wszystko mu się należy, że może traktować ludzi jak szmaty. Nie zamierzałam tolerować takiego traktowania.

Oderwałam się od niego zdecydowanie, poczułam, jak pulsuje ze złości. W moim spojrzeniu drżała determinacja. Nie byłam gotowa być kolejną ofiarą jego arogancji. Wyciągnęłam dłoń i wymierzyłam mu siarczysty policzek, wyrażając jednocześnie moje zdecydowane niezadowolenie. Jednak to nie wystarczyło. Zanim zdążył zareagować, moja noga precyzyjnie kopnęła go w krocze. Być może to było radykalne, ale czasem trzeba stanąć w obronie swojej godności i pokazać, że nie ma zgody na takie niestosowne zachowania.

- Więcej nie zbliżaj się do mnie, ty dupku - widownia wybuchnęła śmiechem.

Nathaniel złapał się za krocze, jego mina zdradzała ból i zaskoczenie. Czerwień na jego twarzy wzmagała się, zanim zdążył zareagować na moją zdecydowaną reakcję. Nie czułam żadnej satysfakcji z jego dyskomfortu, ale potrzebowałam postawić granice.

Oderwałam się od niego i zdecydowanym krokiem skierowałam się w stronę stołówki, próbując zachować zimną fasadę pomimo burzy emocji w moim wnętrzu. Usiadłam jak zwykle sama, ale tym razem towarzyszył mi niepokój. Docierały do mnie śmiechy i ironiczne komentarze innych uczniów, jak strzały przeszywające moją niepokalaną samotność.

Słowa te były jak kamyki rzucone w moją stronę, drażniące moją odporność. Chociaż starałam się utrzymać zewnętrzną obojętność, każde drwiny były jak ciosy, które dotykały mnie głęboko. W myślach powtarzałam sobie, że nie pozwolę, by inni decydowali o mojej wartości. Jednakże, mimo determinacji, emocje ukryte za maską spokoju zaczynały buntować się w moim wnętrzu.

-Jak on mógł ją pocałować... Przecież ona jest taka obleśna - wychodząc ze stołówki, niby przez przypadek oblałam jedną z najgorszych szkolnych plotkarek.

- Co ty zrobiłaś! - Liza wstała i machała rękoma - Jak ja teraz wyglądam - ponownie zabrzmiały śmiechy.

- Och, przepraszam, ale ze mnie niezdara - uśmiechnęłam się i pokazałam jej środkowy palec.

Nathaniel kilka razy próbował ze mnie robić sobie żarty, ale nigdy nie pozwoliłam sobie na takie traktowanie. Za każdym razem, gdy próbował wysnuć z siebie kolejne drwiny, otrzymywał ode mnie zdecydowaną ripostę w postaci pewnego policzka czy precyzyjnego kopniaka. Nie było miejsca na tolerowanie jego infantylnego podejścia, a ja z czasem stałam się małą twierdzą odpornej pewności siebie.

Należymy do siebie - Korekta (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz