14. Heaven

206 33 147
                                    

JEZUS JAK JA KOCHAM SILK (ta piosenka u góry) I ONA MI SIĘ TAK Z WAKACJAMI KOJARZY WIEC NO AKURAT

Uwaga uwaga
Ponieważ @domofon ma wakaje i nie ma kto szkodować Rejka, dzisiaj wszyscy musimy porządnie go wyszkodować za nią. Jestem głodna atencji, więc to również świetna okazja do napisania komentarza.
Dziękuję za uwagę.

Samotna trumna spuszczana po linach do wykopanego dołu. Garstka ludzi, jakiś pastor, TJ i Vivian. Skromny pochówek prostytutki. Garstka kartek, bukietów, płacz młodego i zachmurzone niebo. Kilka jej koleżanek z pracy, każda ubrana w ciemną sukienkę. A pośrodku tego wszystkiego ja.

Taki krajobraz stanął mi przed oczyma, kiedy na rękach niosłem ją do siebie. TJ popędził przede mną, żeby przygotować łóżko. Starałem się zachować zimną krew, ale w głębi duszy cholernie panikowałem.

– Budzimy się – powtarzałem pod nosem. – Obudź się bo nie ręczę za siebie.

Puls był słaby, ale wyczuwalny. Bałem się, że taki stan rzeczy długo się nie utrzyma.

Wyglądała jak trup. Twarz miała zakrwawioną, skórę sino-bladą, a ręce pokryte siniakami. Śmiałbym twierdzić, że wyglądała gorzej niż ja. Kiedy jeszcze leżała na korytarzu, wyłapałem jej słaby oddech i przeszedłem do prób obudzenia młodej Milton. Bałem się jednak, że na nic moje starania. Nie pomyślałem o pogotowiu. Byłem w totalnym szoku, na oślep klepałem jej policzek, co jakiś czas kontrolując puls. TJ kręcił się wokół i zaglądał mi przez ramię, krzycząc coś o śmierci i krwi. Nie słuchałem. Dopiero później przypomniałem sobie, że dalej siedzimy na korytarzu i wypadałoby zmienić lokalizację. Rękę wsunąłem pod jej kolana, potem drugą za plecy i podźwignąłem ją do góry. Może nie było ciężka, ale ból rozchodzący się w klatce po piersiowej skutecznie utrudniał mi zadanie. Mimo to z trudem, ale dałem radę.

– Tj, namocz szmatkę zimną wodą i przynieś mi do pokoju – rzuciłem do młodego, kiedy tylko wpadłem do mieszkania.

Ciężko sapnąłem, kładąc ją na pachnącym moim potem kocu. Gdybym mógł, ugościłbym ją w lepszych warunkach. Miałem nadzieję, że nie będzie narzekać, kiedy już się obudzi.

Usiadłem obok i czekałem na młodego. Przyszedł po zaledwie kilku sekundach. Przyjąłem od niego nasączony, zimny materiał i najdelikatniej jak potrafiłem zacząłem ocierać jej pokryte krwią i brudem czoło. Dopiero wtedy pomyślałem o wezwaniu pomocy.

I na myśleniu się skończyło, bo Margo gwałtownie otworzyła oczy. Zaczęła dyszeć, miała rozbiegany wzrok i dłonie ściskała w pięści. Z trudem uniosła się do siadu.

– Hej, złotko, leżymy – poprosiłem łagodnie i delikatnie naparłem dłonią na jej klatkę piersiową, by sprowadzić ją na dół. Wrzasnęła i odskoczyła przerażona.

– Zostaw – skuliła się i patrzyła się na mnie jak na seryjnego mordercę, który zaraz przebije jej serce sztyletem.

– Ej, ej, ja nie gryzę. – Uśmiechnąłem się lekko. Nie pomogło.

– Odsuń się – zagroziła chrapliwym, wręcz nieswoim głosem. – Odsuń się, zboczeńcu.

Uśmiech zniknął z mojej twarzy. Odsunąłem dłoń i machinalnie położyłem ją na klacie. Siniaki pulsowały boleśnie. Na moment zacisnąłem powieki. Tyle wystarczyło, żebym oberwał piętą w podbrzusze.

Skuliłem się i głośno jęknąłem. Po moim ciele rozlało się dziwne ciepło. Trafiła prosto w ognisko bólu, a mnie od razu zachciało mi się wymiotować. Z trudem złapałem oddech. TJ stał obok i przyglądał się temu wszystkiemu ze strachem.

Terapia Elizabeth Snow [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz