CZY TO PTAK CZY TO SAMOLOT NIE TO NAJBARDZIEJ NIEZDECYDOWANY AUTOR WATTPADOWEJ SPOŁECZNOŚCI.
Sama nie sądziłam, że to zrobię ale T A K – nie publikuję kolejnych książek, póki nie dokończę starych. Raymond wraca do łask, ja to skończę i koniec kropka amen.
Poproszę komentarze na zachętę i kolejne owocne lata współpracy.
Przetarła oczy i przybrała obojętny wyraz twarzy.
– To chyba nie powinno iść w tym kierunku – wydukała.
– Czemu nie? – mruknąłem. – Staram się pomóc.
– Widzę. – Pociągnęła nosem i wstała. – Pojedziemy do tego nauczyciela, czy wolisz dalej się rozklejać?
– To nie ja się...
Nie słuchała mnie. Ruszyła do auta, ewidentnie mając mnie gdzieś. Westchnąłem i otrzepawszy spodnie powlokłem się za nią. Zastanawiałem się jak naprawdę zapatrywała się na to wszystko i na ile wierzyła, że jej teorie mogą zbiegać się z rzeczywistością. Czy miała niezbite dowody? No nie, ale póki nikomu nie robiła krzywdy, mogła przecież trochę pogrzebać. Gdyby nie zrobiła kompletnie nic, mogłaby do końca życia zmagać się z wyrzutami sumienia, a tego nie życzyłbym nikomu.
Nie pytałem, kto udostępnij jej adres tego człowieka. Założyłem, że policja proponowała jej udział w przesłuchaniu jedynego świadka, ale sama uznała, że nie czuła się tam potrzebna. Najwyraźniej teraz jej się odwidziało.
– O co go spytamy?
– Jak to o co? – Spojrzała na mnie ze zdziwieniem. – Oczywiście, że o szczegóły.
– A ja mam wrażenie, że on już wszystko co mógł, powiedział.
– Może tak, ale sprawdzamy różne ścieżki.
– Jak chcesz, szefowo.
Zagapiłem się w przestrzeń za oknem i umysłem starałem się ogarnąć absurd sytuacji, w której koleś przyjeżdża na takie zadupie w ciągu swojego normalnego dnia pracy, zostaje potrącony przez pędzące bez opamiętania auto, po czym nagle znikąd pojawia się świadek, który w zasadzie niczego oprócz zamętu do przebiegu wydarzeń nie wnosi. Sprawa śmierdziała na kilometr, ale najwyraźniej nikomu nie zależało, żeby zbadać ją dogłębniej. Po co grzebać w gównie, które można po prostu spłukać i wysłać w jednokierunkowy rejs po kanalizacji?
– A co zrobimy, jeśli niczego się od niego nie dowiemy?
Bo nie dowiemy się na pewno – dodałem w myślach.
– To wtedy postaramy się odnaleźć Riley, ona może coś wiedzieć.
Ciekawe co, skoro zniknęła na długo przed wypadkiem. Nie podzieliłem się z Betty moimi przemyśleniami, bo z zasady nie lubię gasić ludzkiego entuzjazmu. W pewnym sensie ślepa wiara w pewne zjawiska czy sytuacje jest całkiem urocza. A przynajmniej tak odbierał to mój spaczony mózg.
Stanęliśmy przed oddalonym od reszty małej mieściny domkiem i opuściliśmy auto – ja w dalszym ciągu z trudem, bo wciąż walczyłem z własnymi obolałymi mięśniami, które za nic nie chciały współpracować. Może faktycznie trzeba było zostać na wózku?
– To tu. – Wskazała drzwi.
– Dobrze, że mówisz, bo gotów bym pomyśleć, że facet mieszka w rynsztoku – sarknąłem, uświadamiając jej tym samym, że żadnego innego budynku w okolicy nie było. Standardowo zbyła moją uwagę milczeniem.
CZYTASZ
Terapia Elizabeth Snow [THE END]
Mystery / ThrillerByła moją terapią. A może to ja byłem terapią dla niej? Pozwalała mi zapomnieć o krzywdzie, którą wyrządziłem tamtej kobiecie. Ponosiłem pełną odpowiedzialność za wszystko, co się stało i choć żałowałem, czasu nie mogłem cofnąć. Elizabeth Snow zjaw...