8. Mieszkanie 25

204 36 125
                                    

Ale żem się rozkręciła.

Znalazłem jeden plus przesiedzenia jednej szóstej życia za kratami. Od dwa tysiące trzynastego Drake wypuścił kilka kawałków, których nie było okazji przesłuchać w więzieniu, więc teraz nadrabiałem z nieludzką przyjemnością. Był dzień po mojej wizycie u lekarza i mimo że zostałem naszprycowany lekami, nie spałem specjalnie długo. Dobudzać zacząłem się koło dziewiątej, a na nogach byłem już przed dziesiątą. W domu Dowell'ów nikogo nie zastałem, więc sam musiałem postarać się o śniadanie i wymienić gazę zakrywającą szwy. Jodie wyszła, założyła pewnie, że będę garował do południa, z kolei Ethan znając życie, wkurwiał się gdzieś na osobności. Swego czasu opanowałem nawyki tego człowieka na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że złości się rzadko, ale jak już to na dobre. Z tą myślą zrobiłem sobie tosty, dobrałem odpowiednią butelkę piwa i wróciłem do gabinetu raczyć się posiłkiem. Muzykę puściłem sobie z laptopa, na dodatek całkiem głośno. Właśnie w ten sposób postanowiłem się zrelaksować, tym bardziej że już zdecydowanie zbyt od dawna nie mogłem pozwolić sobie na tę formę rozrywki. Gliny nie przepadają za głośną muzyką. Zresztą jak widać nie tylko one.

– Ściszysz, czy mam cię wyeksmitować? – Ethan uchylił drzwi i patrzył na mnie ze szczerą nienawiścią.

– Cześć, Ethan. – Uśmiechnąłem się jedynie odrobinę złośliwie i wróciłem do przeglądania internetu. Nie spieszyło mi się do spełniania jego poleceń. 

Podszedł i bez słowa odebrał mi komputer.

– To nieuprzejme zabierać komuś coś, z czego akurat korzysta – mruknąłem, marszcząc brwi.

– Chyba że to coś należy do mnie, a w tym przypadku tak właśnie jest.

– Co cię ugryzło?

– Raczej kto. Spójrz w lustro.

Uśmiechnąłem się pod nosem.

– Dałbyś się człowiekowi nacieszyć – mruknąłem.

– Nie wiedziałem, że taki z ciebie fan Drake'a – parsknął. – Już prędzej spodziewałbym się Despacito.

– Nie kojarzę. – mruknąłem beznamiętnie.

Ethan spojrzał na mnie jak na kosmitę.

– W którym żyjemy roku?

– Ja jeszcze jedną nogą w dwa tysiące trzynastym jak widać – odparłem i obojętnie wzruszyłem ramionami.

– W sumie dużo nie straciłeś.

– Tylko o tym przyszedłeś mi powiedzieć? Czy są też inne okoliczności, którym mogę zawdzięczać tę wizytę?

Uśmiechnął się promiennie i krzyżując ramiona na piersi, oparł się tyłkiem o blat biurka. Gapiłem się na niego z pozycji siedzącej i starałem się zgadnąć powód jego nagłego zadowolenia.

– Rozmawiałem ze znajomą – zaczął, nim zdążyłem ponownie się odezwać. – Wynajmuje mieszkania w starych kamienicach jakieś trzy kilometry stąd. I zgadnij co.

– Wszystko jasne – parsknąłem. – Aż tak cię cieszy, że się mnie pozbędziesz?

– Ja jestem po prostu podekscytowany, ty też powinieneś być.

– Szaleję z radości – odparłem z szelmowskim uśmieszkiem. – Wynajem mieszkania u ćpunki, brzmi nieźle.

– Nie wszyscy moi znajomi są ćpunami – żachnął się Ethan.

– Jedynie znaczna większość.

– Śmiej się, śmiej. – Sięgnął po pustą butelkę, stojącą na biurku. Nie zdążyłem wynieść jej po śniadaniu. – Ty będziesz miał własne mieszkanko, a ja pozbędę się złodzieja piwa.

Terapia Elizabeth Snow [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz